W. Bruce Cameron

O psie który wrócił do domu


Скачать книгу

uciąć sobie drzemkę?

      Zaszczekałam.

      – Hej! Bello, nie!

      Pobiegłam z powrotem do Mamy. Lucas wciąż był w kuchni. Stanęłam nad nią i znowu zaczęłam szczekać.

      – Bella! Cicho! – Lucas wyszedł zza rogu. – Mamo! – Podbiegł do niej i dotknął jej szyi, a potem wstał. Trąciłam nosem jej policzek. Lucas wyjął telefon i chwilę później zaczął mówić głośnym, przestraszonym głosem.

      – Proszę, pospieszcie się! – krzyknął.

      Niedługo potem w naszym domu pojawili się jacyś mężczyźni i kobiety. Czułam ich zapach, ale Lucas zamknął mnie w swoim pokoju, więc ich nie widziałam. Najpierw było dużo hałasu, a potem drzwi wyjściowe się zamknęły i zapadła kompletna cisza.

      Byłam sama i przerażona. Potrzebowałam Lucasa, ale czułam, że wyszedł ze wszystkimi. Nie rozumiałam, co się dzieje, ale wiedziałam, że Lucas był przestraszony, a Mama nie obudziła się, gdy jej dotknął. Przelałam strach w swój głos, skomląc, popłakując i drapiąc drzwi, a potem zaczęłam szczekać, żeby zawiadomić ludzi o tym, że jestem sama, przerażona i potrzebuję pomocy.

      Nikt nie przyszedł.

      Tęskniłam za Lucasem tak bardzo, że jedynym, o czym mogłam myśleć, był dotyk jego dłoni na mojej sierści. Czułam, że nie będę bezpieczna, dopóki nie wróci do domu i nie wypuści mnie ze swojego pokoju. Wlewające się przez okno światło przygasło. Czułam, jak dzień zamienia się w noc, i popołudniowe wydarzenia wydały mi się bardzo odległe w czasie. Nadeszła pora, kiedy tylko ciche zwierzęta szeleściły w trawie, ptaki umilkły, a pod oknami przejeżdżały pojedyncze, szemrzące samochody, błyskając światłami przez zasłony. Gdzie się podziewał Lucas?

      Byłam niegrzeczną sunią. Nauczyłam się, żeby nie kucać w domu i robić Załatw Swoje na dworze, ale teraz nie miałam wyjścia i zostawiłam coś w kącie pokoju. Wiedziałam, że gdy Lucas to zobaczy, krzyknie: „nie!”. Na podłodze przy łóżku znalazłam długi przedmiot do gryzienia pachnący Lucasem i właśnie się z nim rozprawiałam, gdy wreszcie wyczułam, że mój człowiek wraca, i usłyszałam jego kroki przed domem. Zaczęłam skomleć i skakać jak szalona, kiedy otwierał drzwi. W końcu do mnie przyszedł!

      – Och, Bello, tak bardzo cię przepraszam. – Przybliżył twarz do mojego pyszczka, żebym mogła go po niej polizać. Skuliłam się, gdy przyniósł papier i wodę, żeby uprzątnąć to, co zrobiłam w kącie, ale nie nakrzyczał na mnie. Podniósł mój nowy gryzak.

      – No cóż, i tak nigdy nie lubiłem tego paska. Chodź, Bello, pójdziemy na spacer.

      Spacer! Gdy szliśmy chodnikiem, niebo zaczęło robić się jaśniejsze, słyszałam ptaki i czułam zapach Mamy Kotki, innych psów i ludzi.

      Miałam nadzieję, że idziemy do parku. Chciałam wesoło ganiać wiewiórki, pobiegać po zjeżdżalni i bawić się w nieskończoność.

      – To był kolejny atak padaczki – powiedział Lucas. – Od dawna ich nie miała. Myśleliśmy, że dzięki lekarstwom zniknęły na dobre. Bardzo się martwię, Bello. Lekarze nawet nie wiedzą, co jej jest.

      Wyczuwałam jego smutek, ale go nie rozumiałam. Jak można być smutnym na spacerze?

      Mama nie wróciła do domu ani nazajutrz, ani następnego dnia. Gdy Lucas szedł Do Pracy, zostawałam w klatce, dając upust frustracji i strachowi szczekaniem. Czemu Lucas musiał wychodzić? Czemu Mamy nie było w domu? Czy Mama kiedyś wróci? Czy wróci Lucas? Potrzebowałam swojego człowieka. Będę grzeczną sunią, będę robiła Siad i dawała pociechę, jeśli tylko oboje wrócą wreszcie do domu i wypuszczą mnie z klatki.

      Kiedy Mama i Lucas weszli razem do domu, nie posiadałam się z radości. Szczekałam i skamlałam, błagając, żeby mnie wypuścili. Gdy Lucas otworzył drzwiczki, ledwie liznęłam go po twarzy i popędziłam do salonu, wskakując na sofę, gdzie leżała Mama. Śmiała się, kiedy lizałam ją po policzkach.

      – Bella, zejdź – nakazał mi Lucas.

      Nie lubiłam Zejdź. Ale kiedy klasnął w dłonie, wiedziałam, że będzie zły, więc niechętnie zeskoczyłam na podłogę. Mama wyciągnęła rękę, żeby pogłaskać mnie po głowie, co było prawie tak samo miłe, jak leżenie z nią na kanapie.

      – To co jest w tym zawiadomieniu? – zapytała.

      – Mówiąc w skrócie, łamiemy warunki najmu, trzymając w domu psa. Dają nam trzy dni, a potem zadzwonią po hycla i rozpoczną procedurę eksmisyjną – powiedział Lucas ponuro. Chciałam iść i go pocieszyć, ale chciałam też zostać, żeby Mama dalej mnie głaskała.

      Mama położyła dłonie na biodrach.

      – Widziałam tu inne psy.

      – Tak. Psie odwiedziny są dozwolone, ale pewnie ktoś im doniósł. W ostatnich tygodniach Bella dużo szczeka…

      – Kto?

      – Nie powiedzieli.

      – Przecież chcemy być dla siebie nawzajem dobrymi sąsiadami. Nie rozumiem, czemu ten ktoś po prostu nie przyszedł z nami porozmawiać.

      – No cóż, czasami potrafisz być odrobinę onieśmielająca, mamo.

      Przez chwilę nic nie mówili. Gdy dłoń Mamy przestała mnie głaskać, trąciłam ją nosem.

      – Nie możemy się przeprowadzić, Lucas – powiedziała cicho.

      – Wiem.

      – Masz stąd rzut kamieniem do pracy. A przeniesienie mojej zapomogi mieszkaniowej zajęłoby dłużej niż kilka dni. No i to jedyne miejsce, na jakie nas mniej więcej stać. Skąd w ogóle wzięlibyśmy pieniądze na kaucję?

      – Tak było, zanim znalazłem pracę. Teraz może będzie nas stać na wyższy czynsz?

      – Musisz odkładać pieniądze na studia – odparła Mama.

      – Odkładam. Ale właśnie po to są oszczędności, na czarną godzinę.

      – Nie mogę w to uwierzyć…

      Znowu zamilkli. Podreptałam do Lucasa – czułam, że jest strapiony, choć nie wiedziałam dlaczego, skoro wreszcie byliśmy wszyscy razem w domu. Zwinęłam się w kłębek u jego stóp.

      – Co teraz zrobimy, Lucas?

      – Coś wymyślę – odparł.

      Następnego dnia Mama przyłożyła telefon do policzka, podczas gdy Lucas patrzył na nią, a ja gryzłam gumowy patyk o nazwie „kość”. Były inne rzeczy, które też nazywały się „kość” i które znacznie bardziej mi smakowały.

      – Właśnie to próbuję panu powiedzieć. To pismo jest jakąś pomyłką. Nie mam psa – powiedziała Mama.

      Na dźwięk słowa „pies” podniosłam głowę. Co chciała mi powiedzieć? Spojrzałam na Lucasa, ale wciąż się w nią wpatrywał.

      – Przez chwilę był u mnie szczeniak, to tyle. Nie jestem właścicielką żadnego psa. – Usłyszawszy „pies”, znowu spojrzałam na Mamę. – Zgadza się. Tak. Bardzo dziękuję. – Odłożyła telefon. – Nie skłamałam. Nie jestem właścicielką żadnego psa. Bella jest twoja.

      Przyniosłam kość Mamie, myśląc, że chce mi ją rzucić na schody, żebym zrobiła Dobre Ćwiczenie.

      Lucas