Katy Evans

Manwhore Tom 2 Manwhore + 1


Скачать книгу

teraz dziennikarzy pojedynczo?

      – Nie. Jadę na spotkanie za… – patrzy na zegarek, po czym unosi brwi, jakby zaskoczony faktem, jak szybko mija czas – …pięć minut.

      Jego asystentka podaje mu kilka karteczek. Jego ciemna głowa pochyla się nad nimi i szybko przebiega je wzrokiem. Catherine wychodzi, posyłając mi pytające spojrzenie, a ja wykorzystuję tę chwilę na to, aby wziąć się w garść.

      Kiedy na niego patrzę, czuję zakłopotanie. To niesamowite. Spędziliśmy razem tyle czasu, tak wiele ze sobą dzieliliśmy, a mimo to udaje mu się sprawić, że zawstydza mnie jego męskość. A przez tę jego pewność staję się bardziej nieśmiała. A także dlatego, że go lubię i tak bardzo liczę się z jego opinią. Dlatego wypowiedzenie kolejnych słów sprawia mi ból:

      – Nie odczytałeś mojej przemowy.

      Unosi głowę.

      – Nie odczytałem twojej przemowy – potwierdza, a ja nie mam innego wyjścia, jak tylko zaśmiać się ponuro.

      – Wcale się nie dziwię. Mówiłam ci, że brak mi weny. Podzieliłbyś się ze mną swoimi uwagami? Ta przemowa była zbyt bezosobowa, a może zbyt mocno koncentrowała się na faktach?

      Odkłada karteczki, marszczy nieco brwi i patrzy na mnie z lekkim rozbawieniem.

      – Nic z tych rzeczy – mówi poważnie. – Była po prostu zbyt wyjątkowa. Zbyt mocno wyczuwało się w niej ciebie. – Ponownie patrzy na mnie tymi swoimi płonącymi oczami, a ja nie jestem w stanie się ruszyć. – Nie mogłabyś pisać dla nikogo innego. Jesteś zbyt wyjątkowa, aby przyjąć punkt widzenia innej osoby, zbyt żarliwie odnosisz się do swojego. Powinnaś pisać wyłącznie o tym, co cię interesuje, Rachel. To właśnie oferuję ci w M4.

      Zaskoczył mnie tą nieoczekiwaną pochwałą. Mówi szczerze. W jego słowach ani spojrzeniu nie wyłapuję ani odrobiny pochlebstwa. W jego oczach widnieje prawda, w tych oczach, które widziały więcej, niż powinna widzieć osoba w jego wieku. Oczach, które widziały wszystko, a które teraz jakimś cudem mnie prześwietlają.

      – Chcę pisać, ale… to była pierwsza rzecz, jaką bez problemu napisałam od tygodni – mówię szczerze.

      To druga osoba – pierwszą była Helen – której przyznaję się do blokady twórczej.

      – Dobre to było.

      Przepełnia mnie duma, duma, której już dawno nie czułam w odniesieniu do swojej pracy.

      Saint robi krok w moją stronę i unosi rękę, jakby zamierzał dotknąć mojego policzka.

      Czekam w napięciu na jego dotyk.

      Zatrzymuje się w pół gestu i śmieje się lekko drwiąco. W końcu mówi z powagą w głosie:

      – Potrafisz pisać. Nigdy tego nie stracisz.

      Nieprawda, straciłam to, kiedy straciłam ciebie.

      Patrzę na niego. Po chwili mój wzrok ześlizguje się na jego dłoń i skupia na sposobie, w jaki zaciska ją w pięść. Moje płuca są wypełnione jego zapachem i boję się odetchnąć, żeby go nie utracić. Jak to możliwe, że w miejscach, które swego czasu dotykał, czuję teraz jego palce? Przywołuje je do siebie każda komórka mojego ciała.

      – Zrobiłeś to specjalnie, prawda? – pytam. – Żeby nakłonić mnie do pisania? Ta przemowa nie była ci wcale potrzebna. Chciałeś jedynie, aby dotarło do mnie, że potrafię przezwyciężyć blokadę.

      Niemal uginają się pode mną kolana, kiedy w jego oczach pojawia się błysk uśmiechu.

      – Tak ci się wydaje.

      – Ja to wiem, Saint. – A potem, patrząc mu w oczy, które obserwują mnie tak, jakby wiedziały, o czym myślę, wyduszam z siebie: – Dziękuję ci. – Kiedy kiwa głową, dodaję: – Miałam nadzieję, że nie zbłaźnię się tak do końca w twoich oczach. Cieszę się, że przynajmniej… spodobało ci się to, co napisałam.

      – Nawet jeśli to oznacza, że nadal chcę cię w M4? – pyta, rzucając mi wyzwanie.

      Czuję ukłucie ekscytacji.

      – Naprawdę? – Kręcę głową. – Nie mogę.

      – Oferta jest wciąż aktualna – nie daje za wygraną.

      Nagle i niespodziewanie wbija wzrok w moje usta. Na trzy długie uderzenia serca. Bum, bum, bum.

      – Dziękuję. – Odkasłuję. – Do kiedy będzie aktualna?

      – Dopóki się nie zgodzisz.

      Po tych słowach odchodzi, pozostawiając mnie jednocześnie pełną nadziei, przepełnioną bólem, szczęśliwą i cierpiącą.

      Zatrzymuje się w drzwiach i jeszcze raz na mnie patrzy.

      Kochanie się z nim to nigdy nie było jedynie uprawianie seksu.

      Saint kochał się ze mną nawet poprzez swój uśmiech. Teraz w jego oczach również widać uśmiech.

      – Jesteś wolna w sobotę? – pyta.

      Mam… halucynacje. Jestem tak zdesperowana, że to sobie wymyślam.

      – Co masz na myśli? – chrypię.

      – Odbywa się wtedy całodniowa impreza biznesowa. Chciałbym cię przedstawić kilku osobom z zespołu Interface.

      Nie waham się ani przez chwilę.

      – Jestem wolna.

      Kładzie rękę na klamce.

      – Wobec tego sobota. O dwunastej ktoś po ciebie przyjedzie.

✶✶✶

      Kiedy wracam do domu, jest już późno. Wynn i Gina oglądają w salonie jakiś film.

      – Hej – mówię, wchodząc do kuchni.

      Nalewam sobie szklankę wody, po czym siadam obok nich i odtwarzam w głowie to, co Saint powiedział dzisiaj o moim pisaniu.

      – Co robiłaś przez cały dzień? Czemu jesteś taka milcząca? – pyta mnie podejrzliwie Wynn.

      Uśmiecham się i wzruszam ramionami.

      Kiedyś opowiadałam im wszystko o Saincie. Były moimi wspólniczkami. Wspierały mnie, kiedy schodziłam do podziemia, aby infiltrować kryjówkę najlepszej partii w Chicago.

      Teraz Saint to mój skarb. Jest zbyt cenny, a ja mam go ostatnio tak mało, więc czy to źle, że mam ochotę zachowywać go tylko dla siebie?

      – Rachel! Mów! Okej, ta dziewczyna oszalała! – wykrzykuje Gina. I zwraca się do Wynn: – Potrzebna jest jej pomoc.

      Uśmiecham się szeroko, kiedy obie mną szarpią.

      – Idiotki, spadajcie! – piszczę i próbuję się im wyrwać. – Widziałam go dzisiaj w McCormick Place. Był głównym przemawiającym podczas jakiejś tam konferencji poświęconej mediom społecznościowym. – Wciąż wspominam spojrzenia, jakimi się wymienialiśmy do samego końca. Opieram głowę o zagłówek kanapy i wzdycham radośnie. – I zaprosił mnie na swoją imprezę biznesową – dodaję.

      – Jaką imprezę biznesową? – pyta Wynn.

      – Co ty, kurde, opowiadasz? Powinnaś to była wykrzyczeć, w chwili gdy przekroczyłaś próg! – woła oburzona Gina.

      – O Boże – jęczę w poduszkę, po czym czerwona na twarzy rzucam nią w przyjaciółki. – Nie mogę o tym rozmawiać. Muszę wszystko przetrawić! Dobranoc!

      Słyszę, jak coś do siebie mamroczą i spekulują. Siadam na swoim łóżku i przewijam kontakty w telefonie.

      Zrób to,