obrazu może być niewystarczającą podstawą dla określenia pozytywnych lub negatywnych oczekiwań, ponieważ sam obraz może być błędny. Stanie się to oczywiste podczas przyglądania się kolejnym obrazom. […]
Pesymiści odwołujący się do pierwszego obrazu uznają zasadność optymistycznego ideału, ale odrzucają możliwość jego osiągnięcia. Spinoza rozważa radość życia w stanie pokojowej anarchii, możliwym tylko gdyby ludzie byli istotami w pełni racjonalnymi. Niebuhr zaś przyjmuje zarówno chrześcijańską wizję Edenu, jak i stoicki mit Złotej Ery, traktując je jednocześnie jako historycznie nieosiągalne ideały oraz źródło inspiracji dla śmiertelnych ludzi (Niebuhr 1935: 148; 1949: 143–144). Ale jakie znaczenie ma nieosiągalny wzorzec? Rzecz jasna, gdyby ludzie byli w stanie ustanowić wspólne cele i realizować je w sposób całkowicie racjonalny, zawsze znaleźliby i stosowali najlepsze i najbardziej praktyczne rozwiązanie każdego problemu. Jeśli byliby pełni miłości bliźniego, zawsze nadstawiliby drugi policzek, ale w rzeczywistości nie mieliby po temu okazji. Żadne z tych stwierdzeń nie opisuje jednak prawdziwego ludzkiego zachowania. Ludzie nie są bowiem ani doskonale racjonalni, ani pełni miłości do bliźniego, ani też – jak zauważają pesymiści – nigdy tacy nie będą. Dlatego Morgenthau odrzuca przekonanie o „zasadniczo dobrej i nieskończenie podatnej na wpływy naturze ludzkiej”. Wyjaśnia on decyzje polityczne egoistycznym zachowaniem ludzi, czasem wynikającym z prostego samolubstwa, a czasem z wyrachowania. Zachowanie takie jest według niego niezaprzeczalnym i nieuchronnym rezultatem natury ludzkiej, która „nie zmieniła się od czasu, gdy klasyczne filozofie Chin, Indii i Grecji podjęły się odkrycia” praw rządzących polityką.
Powiązanie problemów politycznych ze stałością natury ludzkiej, rozumianej jako wrodzona skłonność do czynienia zła i dobra, często powraca w pismach św. Augustyna, Spinozy, Niebuhra i Morgenthaua. Jest to uzasadnione w pewnym istotnym wymiarze. Stwierdzenie, że człowiek postępuje wbrew swej naturze, jest na pierwszy rzut oka absurdalne. Wydarzenia z historii świata nie mogą być rozpatrywane w oderwaniu od ludzi, którzy je kształtowali. Znaczenie natury ludzkiej jako czynnika w analizie przyczynowo-skutkowej zdarzeń społecznych umniejsza fakt, iż – bez względu na to, jak ją zdefiniujemy – natura ludzka ma stanowić wyjaśnienie dla nieskończenie wielu różnych zjawisk. Każdy może „udowodnić”, że człowiek jest zły, wskazując na przykłady niegodziwości lub głupoty. Łatwo jest więc powiązać z niegodziwością i głupotą właśnie zdarzenia niepożądane, takie jak przestępstwa czy wojny. Choć nie wystarcza to, by ocenić zasadność pierwszego obrazu, to odrzucenie tej interpretacji w oparciu o analizę konkretnych zdarzeń jest trudne, jeśli w ogóle możliwe. Śmiałek, który się tego podejmie, ugrzęźnie w gąszczu faktów i ocen moralnych. Czy zachowania takie jak gwałty, kradzieże i morderstwa świadczą o tym, że ludzkość jest zła? A czego dowodzą przeciwstawne działania: akty dobroczynności, miłości i poświęcenia? Czy poziom przestępczości w danej grupie społecznej dowodzi, że jej członkowie są źli? Czy może powinno nas zaskakiwać, że w danych warunkach nie dochodzi do większej liczby przestępstw? Może mamy tak niewielką przestępczość i tak mało wojen, ponieważ ludzie – dobrzy z natury – tak doskonale przystosowują się do istniejących trudnych warunków? Tak więc założenie, że pewne rzeczy dzieją się dlatego, że ludzie są źli lub głupi, wynika z nastawienia badacza. Twierdzenia tego nie można potwierdzić ani odrzucić na podstawie dowodów, bo wnioski wyciągnięte z przykładów zawsze będą zależały od teorii, którą przyjmujemy. […]
Drugie spostrzeżenie pesymistów jest kluczowe dla zrozumienia znaczenia analizy pierwszego obrazu w stosunkach międzynarodowych. Spinoza uważa, że zdołał wyjaśnić zjawiska polityczne przez odwołanie do wrodzonych cech człowieka, ale podkreśla również wyraźnie, że ludzie zachowują się różnie w różnych warunkach. Gdy nie są zjednoczeni, cały czas muszą się strzec jedni przed drugimi. Żyjąc we wspólnocie natomiast mogą cieszyć się przynajmniej odrobiną pokoju i bezpieczeństwa. Święty Augustyn wskazuje, że bez ograniczającej roli rządu ludzie mordowaliby się, aż doszłoby do całkowitej zagłady. Uporządkowany rząd może przesądzić o różnicy między śmiercią a dożyciem starości we względnym spokoju i szczęściu. Święty Augustyn i Spinoza nie przedstawiają tego rozumowania wprost, pozostawiając je w domyśle. Niebuhr i Morgenthau mierzą się z problemem zależności między przyczynami bardziej bezpośrednio. Niebuhr wyraźnie rozgranicza przyczyny pierwotne i wtórne. Oświadcza on, że „[w]szystkie czysto polityczne i ekonomiczne rozwiązania problemu pokoju i sprawiedliwości odnoszą się jedynie do drugorzędnych przyczyn konfliktu i niesprawiedliwości”, zaś „[w]szystkie rozwiązania czysto religijne odnoszą się do przyczyn pierwotnych i najważniejszych”. […]
Morgenthau dostrzega, że wobec rywalizacji o ograniczone zasoby i braku nadrzędnego arbitra między konkurentami rozpocznie się walka o władzę. W efekcie można ją wyjaśnić bez odwoływania się do tkwiącego w ludziach zła. Do walki o władzę dochodzi dlatego, że ludzie chcą różnych rzeczy, a nie dlatego, że w tej chęci jest coś złego. Według Morgenthaua to właśnie jest jedna z pierwotnych przyczyn konfliktu. W swych rozważaniach wydaje się on zwracać nieświadomie w kierunku „drugiej przyczyny konfliktu i współistniejącego zła” – „animus dominandi, żądzy władzy”. Wskazują na to stwierdzenia, takie jak: „Polityczny sukces można mierzyć stopniem, w jakim człowiek jest zdolny utrzymywać i zwiększać swoją potęgę oraz demonstrować ją wobec innych” (Morgenthau 1946: 192, 196). Władza staje się celem samym w sobie, podczas gdy większy nacisk na pierwszą ze wskazanych przyczyn konfliktów ujmowałby potęgę jako narzędzie niezbędne do skutecznej rywalizacji. Morgenthau często jednak uznaje wrodzone ludziom dążenie do władzy jako przesłankę pierwotną, w przeciwieństwie do przypadkowych warunków, w których dochodzi do rywalizacji. Potwierdza to jego stwierdzenie, że „w świecie, w którym liczy się potęga, państwa uprawiające racjonalną politykę nie mają wyboru między odrzuceniem potęgi a dążeniem do niej. Nawet gdyby było to możliwe, żądza władzy jako takiej ukazałaby nam mniej spektakularne, lecz istotne słabości moralne” (Morgenthau 1946: 200, podkreślenie autora).
W rezultacie mamy tu dwie idee. Po pierwsze, walka o preferencje toczy się między konkurentami, a potęga staje się w niej decydującym czynnikiem. Wynika to z braku nadrzędnego autorytetu, który mógłby ograniczyć środki stosowane przez rywali. Po drugie, walka o władzę ma miejsce dlatego, że ludzie ze swej natury dążą do dominacji. Jakie konsekwencje dla polityki międzynarodowej ma to dwojakie wyjaśnienie? Odwołując się do drugiej idei, definiujemy interes narodowy w kategoriach potęgi, ponieważ to ona jest naturalnym dążeniem ludzi. Również przez zwolenników pierwszej idei potęga będzie traktowana jako interes narodowy, ale w tym przypadku dlatego, że w określonych warunkach jest ona niezbędnym narzędziem do realizacji dążeń państw. W pierwszym z tych ujęć potęga jest celem, w drugim zaś środkiem. Trudno jest dokonać wyraźnego podziału, gdyż jeśli uznamy potęgę za środek niezbędny, to nieuchronnie nabierze ona też pewnych cech celu. Wybranie jednego z ujęć lub ich połączenia nie musi więc mieć wielkiego znaczenia dla ostatecznych konkluzji. Może to zdezorientować zarówno badacza, jak i jego krytyków. […]
Rządy, polityczne rozgrywki i równowaga sił mogą być niezbędne częściowo z powodu ludzkich namiętności i nieracjonalności, ale mają one również inne uzasadnienia. Rozdzielenie politycznych podejść według dwóch powyższych idei wprowadza w błąd, ponieważ odwołuje się do niekompletnej analizy przyczyn konfliktu i związanych z nimi koniecznych działań. Dychotomia ta jest często akceptowana również przez krytyków myśli realistycznej. W recenzji książki Johna Herza Political Realism and Political Idealism Quincy Wright w ten sposób ocenia teoretyków uznających się za realistów:
Gdy uzna się, że państwa dążą do potęgi jako najwyższej wartości, natychmiast pojawia się filozoficzne pytanie: Czy potęga powinna być najważniejszą