Kristin Neff

Jak być dobrym dla siebie. Życie bez presji otoczenia, przygnębienia i poczucia winy


Скачать книгу

polegający na porównywaniu własnej osoby z innymi. Kiedy naprawdę pragniemy widzieć siebie w pozytywnym świetle i zauważamy, że ktoś osiąga lepsze od nas wyniki, możemy poczuć się zagrożeni.

      Przykładem na zademonstrowanie tego mechanizmu może być historia Liz. Otrzymawszy swoją pierwszą ocenę końcową w nowej pracy, była ona z siebie bardzo zadowolona. Raport zachwalał jej pracowitość oraz wkładany w wykonywanie zadań wysiłek, jak również obiecywał pięcioprocentową podwyżkę od stycznia następnego roku. Uszczęśliwiona Liz zadzwoniła do swojego chłopaka i przekazała dobrą wiadomość. „Fantastycznie!”, odpowiedział. „Jak przyjedziesz do domu będzie czekał na ciebie szampan”. Wychodząc z pracy, Liz mimowolnie podsłuchała rozmowę telefoniczną prowadzoną przez jednego z jej kolegów. „W raporcie napisano, że jestem najbardziej obiecującym nowym pracownikiem firmy! Posłuchaj, dają mi dziesięcioprocentową podwyżkę! To dwa razy więcej niż te marne pięć procent, które dostają wszyscy. Czy to nie wspaniałe?”. W jednej chwili nastrój Liz zmienił się diametralnie. Pół sekundy temu czuła się jak bogini, a teraz czuła się jak nieudacznica. Zamiast świętowania z ukochanym, skończyło się na płaczu w jego ramionach.

      Jedną z najsmutniejszych konsekwencji porównywania się z innymi jest oddalanie się od ludzi, którym przytrafił się jakiś uśmiech losu. Patrząc na ich sukces, czujemy się po prostu gorzej. Co ciekawe, jedno z badań potwierdziło ten fakt zarówno w sensie dosłownym, jak i przenośnym. Uczestnikom powiedziano, że ich zadaniem będzie ocena zasobu wiedzy studentów z różnych dziedzin, potrzebna do zorganizowania zbliżającego się uczelnianego konkursu. Myśleli oni, że będą pracować w parach, jednak druga osoba należała tak naprawdę do zespołu badawczego. Zostały przeprowadzone niby-zawody, w ramach których studentom zadano serię pytań o niejednolitej tematyce (począwszy od muzyki rockowej, a skończywszy na piłce nożnej). Badacze powiedzieli części uczestników, że ci sprawowali się lepiej od swoich partnerów, a pozostałym – odwrotnie. Następnie eksperymentatorzy oszacowali jaką bliskość odczuwali badani względem osoby, która pracowała z nimi w parze. Przeprowadzili więc wywiad, w którym pytali o to, jakie cechy wspólne zauważają oni w sobie i swoich partnerach, a także o chęć do dalszej współpracy z nimi. Naukowcy zmierzyli nawet fizyczną odległość pomiędzy siedzącą parą, w momencie gdy przeniesiono ich do sąsiedniego pokoju. Studenci, którym powiedziano, że spisali się gorzej od swojej pary, odczuwali większy dystans emocjonalny oraz zachowywali większą odległość.

      Ironia polega na tym, że powodem, dla którego chcemy osiągnąć sukces, jest potrzeba akceptacji i bycia godnym uwagi, kojarzona z przynależnością oraz bliskością innych ludzi. To klasyczna sytuacja typu paragraf 22. Sam akt rywalizacji z innymi o zwycięstwo stawia nas w pozycji przegranego. Dzieje się tak dlatego, że upragnione poczucie łączności ze światem ciągle wymyka nam się z rąk.

      My albo oni

      Nie porównujemy jedynie siebie do innych jednostek. Czynimy to również w przypadku grup ludzkich – Amerykanów, Rosjan, republikanów, demokratów, chrześcijan, muzułmanów, i tak dalej – tych, do których należymy, oraz do tych, które są nam obce. Dlatego też podoba nam się noszenie symbolu przynależności do naszej frakcji na kołnierzu lub naklejanie ich na zderzaku auta. Nasze poczucie ja w dużej mierze zależy od społecznych etykiet i stereotypów, definiujących to, kim jesteśmy, oraz sprawiających, że możemy poczuć się akceptowani i bezpieczni w obrębie grupy. Pomimo że potrzeba przynależności jest częściowo zaspokajana przez zbiorowość, do której zdajemy się należeć, taka satysfakcja ma swoje granice i nie jest wystarczająca. Tak długo, jak identyfikujemy się jedynie z pewnym podzbiorem ludzi, a nie z ogółem ludzkości, w naszym umyśle będą się tworzyć rozróżnienia izolujące nas od bliźnich.

      Niestety, te podziały często prowadzą do uprzedzeń i nienawiści. Nasze upodobanie do wywyższania własnej grupy kosztem obcych zbiorowości działa podobnie jak to, że jako jednostki lubimy się czuć ponadprzeciętni i lepsi od innych. Według teorii tożsamości społecznej opracowanej przez psychologa Henriego Tajfela, w momencie, gdy w naszą tożsamość włączymy jakąś organizację ludzi, własną wartość zaczynamy wywodzić z przynależności do grupy. Poświęcamy wtedy dużo uwagi na pozytywne postrzeganie „nas” w konfrontacji z negatywnie widzianymi „nimi”. To właśnie zaangażowanie w identyfikacje społeczne jest kołem zamachowym dyskryminacji i rasizmu. Powodem, dla którego tak nisko oceniam twoją etniczno-rasowo-płciowo-polityczno-narodową grupę, jest to, że uprawomocnia to wyższość mojej własnej i daje mi poczucie dumy i usprawiedliwionej przewagi. Kiedy członek Ku Klux Klanu zakłada swoje białe szaty albo gdy terrorysta uczestniczy w wiecu nienawiści, jego poczucie własnej wartości osiąga poziom, którego nie zapewni żaden narkotyk.

      Badania przeprowadzone przez Tajfela wykazały, że proces tworzenia się uprzedzeń zachodzi, kiedy tożsamość grupy, do której należymy, oparta jest na odgórnych założeniach. Przykładowo, jeśli podzielimy ludzi wedle ich preferencji dotyczących malarzy abstrakcyjnych – Klee albo Kandinsky – czy nawet za pomocą rzutu monetą, doprowadzimy do tego, że zaczną oni okazywać sympatię członkom swojej grupy i poświęcać im więcej uwagi. W ich umysłach pojawi się również brak zaufania w stosunku do osób reprezentujących drugą opcję.

      Tożsamość grupowa leży u podłoża większości konfliktów i aktów przemocy – niezależnie od tego, czy chodzi o sprzeczkę wybuchającą pomiędzy dwiema szkolnymi drużynami piłki nożnej, czy o pełnowymiarową wojnę państw. Tajfel na własnej skórze doświadczył konsekwencji tworzenia się tego typu społecznych uprzedzeń. Jako studiujący na Sorbonie polski Żyd, został wcielony do francuskiej armii w przededniu drugiej wojny światowej. Pojmany przez nazistów, był więźniem obozu jenieckiego. Tajfel przetrwał wojnę tylko dlatego, że nikt nie odkrył jego żydowskiej tożsamości. Jednak większość członków jego rodziny i znajomych przebywających w Polsce nie miała tyle szczęścia. Holokaust był jednym z najgorszych przykładów – niestety nie ostatnim – tego, z jakim zapamiętaniem ludzie potrafią znęcać się nad swoimi braćmi, jeśli dzielą siebie i innych na rozgraniczone, nieprzenikające się grupy.

      Na szczęście według współczesnej psychologii, kiedy nasze poczucie przynależności rozciągniemy tak, że obejmie ono całą ludzkość, a nie zatrzyma się w granicach wyjątkowości grupy, do której przyszło nam należeć, następuje złagodzenie konfliktu. Tak długo, jak świadomi jesteśmy powiązań istniejących pomiędzy ludźmi i nie skupiamy się na odrębności, zrozumienie oraz współczucie może objąć nas wszystkich, co wyeliminuje bariery, które dzielą ludzkość na lepszych i gorszych. Opisane poniżej badanie jest doskonałą ilustracją tej tezy. Studenci pochodzenia żydowskiego zostali zapytani, czy byliby gotowi przebaczyć współcześnie żyjącym Niemcom zbrodnie Holokaustu. Naukowcy posługiwali się dwoma sposobami przedstawienia tamtych strasznych wydarzeń: jedna narracja opisywała agresywne zachowania Niemców skierowane przeciwko Żydom, natomiast druga interpretowała eksterminację jako zdarzenie, w którym ludzie stosowali przemoc wobec innych ludzi. Kiedy Holokaust był objaśniany w oparciu o model drugi, uczestnicy częściej deklarowali przebaczenie. Dostrzegali oni również więcej cech wspólnych pomiędzy własną osobą a Niemcem. Dzięki sprytnemu przesunięciu akcentu z odrębności na podobieństwo, możemy dramatycznie zmienić naszą percepcję oraz odczuwane emocje.

      Od pewnego czasu funkcjonuje wspaniały program o nazwie Challenge Day, pozwalający młodzieży poczuć się częścią ludzkiej wspólnoty. Polega on na wypełnieniu jednego dnia z życia uczniów liceum działaniami promującymi tworzenie więzi z rówieśnikami. Przykładowo w ćwiczeniu zatytułowanym „Linie, które nas dzielą” nastolatkowie ustawieni są pod jedną ze ścian sali gimnastycznej. Następnie animator po kolei wyczytuje opisy bolesnych doświadczeń. Zadaniem uczestników jest przejście na drugą stronę sali, jeśli kiedykolwiek przeżyli oni podobne chwile. Ćwiczenie przeprowadzane jest wolno – każda