Kristin Neff

Jak być dobrym dla siebie. Życie bez presji otoczenia, przygnębienia i poczucia winy


Скачать книгу

przypomina nam, że cierpienie nie omija nikogo, i przynosi tym samym wielką ulgę. Ból, który odczuwam w trudnych chwilach mojego życia, jest tym samym cierpieniem, które dotyka ciebie. Powody, okoliczności, a także natężenie bólu są różne, ale proces pozostaje ten sam. Nie możesz zawsze dostawać tego, czego chcesz. Jest to podstawowa prawda dla każdego, nawet dla Rolling Stonesów.

      Kiedy przyglądamy się niepożądanym aspektom naszego życia, często możemy reagować lękiem lub wpadać w gniew. Odczuwamy wtedy bezsilność i frustrację, wywołaną brakiem kontroli nad wydarzeniami oraz niemożnością dostania tego, czego chcemy, bycia tym, kim byśmy chcieli być. Buntujemy się przeciwko rzeczywistości, ale kurczowo trzymamy się naszego ograniczonego wyobrażenia tego, jak to wszystko powinno wyglądać. Jako istoty ludzkie, wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Piękno uświadomienia sobie tego prostego faktu – można powiedzieć: szczęście w nieszczęściu – polega na tym, że zapewnia ono głęboki wgląd w naszą wspólną, przynależną każdemu człowiekowi naturę.

      Samotność i izolacja

      Na nieszczęście większość z nas nie zauważa, jak wiele przeżyć dzielimy z innymi ludźmi – szczególnie w chwilach, gdy doświadczamy poczucia wstydu i własnej nieudolności. Kiedy coś nam nie wychodzi, rzadko spoglądamy na własną niedoskonałość w świetle wspólnot ludzkiego doświadczenia. Najczęstszą reakcją jest odizolowanie się od otoczenia.

      Skupiamy się na własnych mankamentach i nie staramy się spojrzeć na życie w większej perspektywy, co sprawia, że nasze widzenie świata diametralnie się zwęża. Poczucie niepewności i nieprzystawalności zajmuje nas do tego stopnia, że stają się one powoli naszą obsesją. Kiedy znajdziemy się w kleszczach pogardy wobec samego siebie, reszta społeczeństwa przestaje już dla nas istnieć. Ten stan umysłu nie wynika z logicznego myślenia – jest to rodzaj emocjonalnego zawężenia pola widzenia. Z jakichś dziwnych powodów wydaje nam się, że tylko my doświadczamy odrzucenia, upokorzenia lub wstydu. Jak pisze Tara Brach (autorka książki pt. Radical Acceptance): „Poczucie bezwartościowości idzie ramię w ramię z odseparowaniem od życia i innych ludzi. Jeśli dostrzegamy w sobie jakąś wadę, w jaki sposób możemy znaleźć swoje miejsce we wspólnocie? Wydaje się to błędnym kołem: im bardziej jesteśmy ułomni, tym intensywniej odczuwamy podatność na atak i samotność”.

      Nawet jeśli doświadczane przykrości nie zachodzą z naszej winy – na przykład zwolniono nas z pracy z uwagi na sytuację ekonomiczną kraju – często nieracjonalnie zakładamy, że reszta świata cieszy się pełnym zatrudnieniem i tylko my siedzimy w domu na kanapie, oglądając powtórki programów telewizyjnych. Tak samo jest w przypadku choroby. Mamy wtedy przeświadczenie, że nasz stan jest czymś niezwykłym i nienaturalnym (jak umierający osiemdziesięcioczteroletni człowiek, którego ostatnim wypowiedzianym zdaniem było: „Dlaczego ja?”). Jeśli wierzymy, że wszystko „powinno” być dobrze, w chwili, gdy coś pójdzie nie tak, mamy tendencję do wyolbrzymiania doznanej krzywdy. Ponownie, nie jest to rozumowanie świadome, ale rodzaj ukrytego założenia, który ma przemożny wpływ na nasze reakcje emocjonalne. Jeśli postaralibyśmy się podejść do problemu w sposób czysto logiczny i racjonalny, doszlibyśmy do słusznego wniosku, że w skład naszego życia wchodzą tysiące spraw, wydarzeń oraz zależności. Jest zatem wysoce nieprawdopodobne – a w zasadzie niemożliwe – abyśmy nie doświadczali żadnych trudności. Jednakże w tej materii niełatwo jest zachować trzeźwy umysł. Zamiast tego odczuwamy ból i samotność w cierpieniu.

      Potrzeba przynależności

      Abraham Maslow, znany amerykański psycholog pracujący w połowie dwudziestego wieku, należał do grona głównych przedstawicieli nurtu psychologii humanistycznej. W jego opinii potrzeba indywidualnego rozwoju i poszukiwanie szczęścia nie mogą być zaspokojone bez uprzedniego zapewnienia sobie kontaktu z drugim człowiekiem. Argumentował on, że kiedy pozbawieni jesteśmy miłości i więzi uczuciowych z ludźmi, nie jesteśmy w stanie odkryć ani osiągnąć naszego pełnego potencjału. Do podobnych wniosków doszedł psychoanalityk Heinz Kohut, który we wczesnych latach 70. zajmował się rozwijaniem modelu zwanego „psychologią self”. Według niego przynależność jest jedną z kluczowych potrzeb jednostki. Definiował ją jako poczucie bycia „człowiekiem wśród ludzi”, pozwalające na tworzenie się więzi społecznych. W jego opinii jedną z głównych przyczyn zapadania na choroby psychiczne jest niedostatek przynależności – prowadzi on do wrażenia bycia oderwanym od otoczenia.

      Samotność ma swoje źródło w niemożności znalezienia dla siebie miejsca, niezależnie od tego, czy przebywamy w towarzystwie ludzi, czy też nie. Jeśli znalazłeś się na dużym przyjęciu, do którego nie pasujesz, może się zdarzyć, że poczujesz się samotny. Przyczyną występowania tej emocji jest odcięcie od kontaktu z innymi – możemy być nią dotknięci nawet wtedy, gdy znajdujemy się o centymetr od nich. W naszym kręgu kulturowym jedną z najczęściej występujących fobii jest lęk przed publicznym przemawianiem. Również on jest spowodowany strachem przed odrzuceniem i izolacją. Jeśli przed wystąpieniem wyobrazimy sobie widownię w samej bieliźnie, nasze skrępowanie natychmiast ustąpi. Na jakiej zasadzie działa to prosta sztuczka? Przypomina nam ona, że ludzie, do których mamy przemawiać, są równie słabi i niedoskonali jak my. To doświadczenie umacnia nasze poczucie wspólnoty w człowieczeństwie.

      Nawet lęk przed śmiercią wyrasta w dużej mierze ze świadomości, że po drugiej stronie zabraknie nam towarzystwa, bliskości i relacji międzyludzkich. Poczucie izolacji może sprawić, że to, czego się boimy, stanie się rzeczywistością. Badania wykazały, że samotność zwiększa ryzyko wystąpienia choroby wieńcowej serca dwu-, a nawet trzykrotnie. Z kolei uczęszczanie na spotkania grup wsparcia zmniejsza częstotliwość stanów lękowych i myśli depresyjnych u osób chorych na raka, co zwiększa tym samych ich szanse na przeżycie. Jednym z kluczowych powodów, dla których grupy tego typu wykazują się taką skutecznością, jest to, że ich uczestnicy dzięki zaangażowaniu się w rozmowę mogą uwolnić się od osamotnienia, które dotyka ich w bardzo trudnym momencie życia. Potrzeba przynależności jest zatem podstawą zarówno fizycznego, jak i psychicznego zdrowia.

      Podobnie jak życzliwość, poczucie łączności ze światem aktywuje w mózgu system przywiązania. Zasadą opisywanego przez psychologię instynktu „skłonności i zaprzyjaźnienia się” jest ludzka tendencja do zbierania się razem i zawiązywania grup. Ma to na celu zapewnienie większego bezpieczeństwa. Z tego powodu osoby towarzyskie nie odczuwają takiego strachu przed trudnymi wydarzeniami życia i wykazują lepsze przygotowanie na atak.

      To oczywiście wspaniałe, gdy nasza rodzina i znajomi potrafią zaspokoić potrzebę bliskości, którą odczuwamy. Jeżeli jednak należysz do osób, którym utrzymanie trwałego związku sprawia trudność, ten rodzaj społecznego wsparcia może być nieobecny w twoim życiu. Co ważne, nawet w najbardziej sprzyjających okolicznościach inni ludzie nie zawsze dadzą nam poczucie, że jesteśmy akceptowani i należymy do wspólnoty. W nieprzeniknionych przestrzeniach własnego umysłu samotność może nas dopaść w każdej chwili, nawet jeśli w rzeczywistości sytuacja przedstawia się zgoła inaczej. Strach i niska samoocena często działają jak klapki na oczy – uniemożliwiają nam spostrzeżenie wyciągniętych rąk, które oferują nam pomoc i wsparcie. Możemy również wstydzić się przyznać przed bliskimi do naszego niedowartościowania w obawie, że kiedy poznają oni odczuwane przez nas nieodpowiednie emocje, przestaną nas cenić i kochać. Z kolei ukrywanie przed innymi naszego prawdziwego ja sprawia, że jesteśmy jeszcze bardziej samotni.

      Dlatego też zmiana naszej relacji do samego siebie polegająca na uznaniu naszej wrodzonej sieci międzyludzkich powiązań jest taka ważna. W chwili, gdy coś nam nie wychodzi i przypominamy sobie ze współczuciem o tym, że niepowodzenie jest częścią ludzkiego życia, moment ten przybliża nas do wspólnoty, co zmniejsza poczucie izolacji. Kiedy skojarzymy bolesne zdarzenia