wojskowych mogą być wywieszane wyłącznie kolory państwowe. Dla tych, którzy znają Polaków, zbyteczną będzie chyba wzmianka, że i złota korona królewska niebawem znalazła się na głowie orła.
Rządy Moraczewskiego wywołują zaburzenia, tłum przychodzi do prezydium ministrów i spaceruje po salach, wyrażając swe nieukontentowanie; delegacja przekupek warszawskich w liczbie kilkuset kobiet przychodzi do premiera, Moraczewski ją przyjmuje, one mu wymyślają stylem straganiarskim. Rząd nie imponuje stolicy. Narodowa Demokracja czuje za sobą poparcie tłumu, nazywa socjalistów germanofilami. Rząd zgodził się na przyjazd hrabiego Kesslera, przedstawiciela Niemiec, który zamieszkuje w Warszawie jako jedyny przedstawiciel obcego państwa. Tytus Filipowicz, przyjaciel Piłsudskiego, wiceminister spraw zagranicznych, wypędza tego Kesslera bez wiedzy rządu; za to otrzyma dymisję.
O ile Piłsudski sprowokował zamach Eustachego Sapiehy na siebie samego i na rząd? W każdym razie Piłsudski, który często gości w tym czasie u siebie w Belwederze księcia Sapiehę, nieraz mu wspomina, że wyższość lewicy nad prawicą polega na tym, że lewica potrafi zrobić zamach stanu, a prawica nie. Kiedyś specjalnie sugestywnie tłumaczy mu tę teorię, pokazując kręte schodki, którymi uciekał wielki książę Konstanty. Dnia 4 stycznia 1919 roku książę Sapieha, pułkownik Marian Januszajtis, Jerzy Zdziechowski i Tadeusz Dymowski próbują zamachu stanu. Część wojska jest po ich stronie. Aresztowani są ministrowie. Kompania piechoty chce aresztować również hrabiego Stanisława Szeptyckiego, szefa Sztabu Generalnego, byłego generała austriackiego. Ale wysokiego wzrostu generał energicznie objął komendę nad kompanią i przełamał swoim autorytetem jej nastroje. Zamachowcy zostali aresztowani, po czym przejściowo wypuszczeni na słowo honoru, z czego niektórzy z nich skorzystali, by uciec do Zakopanego, które było pod władzą krakowskiej Komisji Likwidacyjnej1, a nie rządu Moraczewskiego. Ale książę Sapieha słowa dotrzymał i siedział w swoim mieszkaniu w Alejach Ujazdowskich. Przyszła go potem aresztować milicja ludowa, twór rządu Moraczewskiego. Książę nie zgodził się jednak na aresztowanie przez milicję; w rezultacie milicja się wycofała i rząd przysłał żandarmerię wojskową, która się księciu podobała. W ten idylliczny sposób zakończył się zamach stanu, który nie był nieudany, jak się to zawsze pisze, lecz udany, bo był jedną z przyczyn ustąpienia rządu Moraczewskiego.
Kierownik ministerstwa skarbu, Władysław Byrka, oświadczył rządowi, że nie ma pieniędzy, oświadczył także, że w razie zmiany rządu pieniądze się mogą znaleźć. Rząd Moraczewskiego poczciwie ustąpił. Swoimi dekretami okaleczył jednak to dziecko w kolebce, które było państwem polskim.
Jeśli Piłsudski nie starał się utrzymać swoich byłych towarzyszy przy władzy, jeśli przerastając ich o całe piętra głową, wyrobieniem i instynktem politycznym, życzył sobie zapewne ich ustąpienia, jeśli wolał raczej przeciąć tę pępowinę, która go łączyła z socjalizmem, a jego władzę z partią, to jednak nie był wówczas do tych ludzi źle usposobiony. Piłsudski przeżywa wtedy najbardziej romantyczny okres swego życia. Wymarzona niepodległość nareszcie przyszła i on ma dłuto w ręku do dalszej rzeźby jej form. Wydawało mu się wtedy, jak romantykowi, że w niepodległej Polsce ludzie staną się lepsi, szlachetniejsi, wspaniałomyślniejsi. W tym okresie, w tych pierwszych miesiącach spędzonych za kasztanami w Belwederze, Piłsudski chce się godzić ze wszystkimi: z endekami, z aktywistami, ze wszystkimi swoimi wrogami.
Odgaduję, że wewnętrzna formuła Piłsudskiego w tym okresie brzmiała: „Niech przychodzi każdy, kto chce mnie uznać za wodza. Będę mu rad. Nie będę mu pamiętał, co robił wczoraj, chcę zjednoczyć wszystkich”.
Po tym wszystkim, co później przeżyliśmy w Polsce, okresu ówczesnego w żadnym wypadku nie można nazwać okresem faworyzowania legionistów. Dostali oni wprawdzie posunięcie w randze o jeden stopień wyżej, co im wymawiano, ale było to usprawiedliwione nawet względami ściśle wojskowymi. Nie awansowali od dawna, siedząc w obozach internowanych, podczas gdy oficerowie od Dowbora zdobywali wyższe rangi stosunkowo łatwo w wojsku rosyjskim i w I Korpusie. Jeśli legioniści zaczynają od razu skupiać się w hewrę [bandę], popierając siebie nawzajem i robiąc łokciami, nie można o to obwiniać Piłsudskiego. Najbliższych swoich współpracowników pousadzał w wojsku na skromnych czasami stanowiskach; tak najserdeczniejszy osobisty i polityczny przyjaciel, Walery Sławek, otrzymał stanowisko w sztabie jednego z mniejszych generałów.
Legioniści nie wyobrażali sobie tego, co ich spotka. Dziwili się, że do wojska, na którego czele stał Piłsudski, będzie się przyjmowało wszystkich, którzy ich prześladowali, z którymi byli w wojnie, którym zarzucali ugodę bądź z Austriakami, bądź z Niemcami: „Jak to, i Sikorski będzie w wojsku?” – pytali. Sikorskiemu dał Piłsudski wysoki przydział bojowy, otworzył mu drzwi do ujawnienia jego nietuzinkowych talentów wojskowych na froncie. „Jak to, i Zagórski?” – „Tak, nawet Zagórski, wszyscy” – odpowiedział Piłsudski. Zagórski był to oficer specjalnie przez I Brygadę znienawidzony, oskarżali go głośno o stosunki z wywiadem austriackim podczas wielkiej wojny, choć na to prócz własnych posądzeń nie mieli żadnych danych. I Zagórski także znalazł się w wojsku. Niektórym Polakom–oficerom austriackim pamiętano, że nie pozwalali na mówienie po polsku w sprawach służbowych. Wszyscy się teraz znaleźli w armii. Pod tym względem Piłsudski od razu w pierwszych miesiącach zrobił z armii instytucję ogólnonarodową. Pewne uprzywilejowanie oddziałów legionowych co prawda istniało, ale po pierwsze, nie zawsze wynikało z intencji Piłsudskiego, a po drugie, mogłoby być o wiele większe.
Raz jeszcze podkreślę, że taka ogólnonarodowa, liberalna, uczciwa polityka personalna Piłsudskiego w wojsku nie wynikała z jakiegoś strachu przed opinią publiczną, lecz była celem i programem samego Piłsudskiego. Uprawiał on wtedy w najszerszym zakresie nie politykę legionowego ekskluzywizmu, lecz politykę jednania sobie wszystkich. Witał się serdecznie z dawnymi podkomendnymi z Legionów, ale też życzliwie traktował wszystkich tych, którzy do niego nie mieli niechęci i w wojsku dobrze pracowali.
A może nawet do byłych oficerów rosyjskich ciągnął go pewien sentyment. Piłsudski był to samouk wojskowy. Znał świetnie wojny od strony historycznej, książkowej, jego ogromna inteligencja lubowała się w rozwiązaniach wojskowych, znał na pamięć wojnę rosyjsko-japońską, z którą swego czasu wiązał tyle nadziei, znał także historię powstań, dzieje tych oficerów rosyjskich–Polaków, którzy przyjeżdżali bić się w powstaniu styczniowym. I dlatego rozumiał, że pod suknem szynelu i munduru rosyjskiego kołatać się mogą w sercu tęsknoty polskie. Oczywiście, typ legionisty i typ Polaka–oficera rosyjskiego był zupełnie inny. Właśnie w Rosji oficer najdalszy był od inteligenta. W Austrii, w Prusach oficer był znacznie bliższy życiu przeciętnego inteligenta, oficera austriackiego czy pruskiego zbliżała do inteligenta wspólna książka, teatr, życie w mieście. Oficer rosyjski był od tych rzeczy o wiele bardziej oddalony. Oficer rosyjski–Polak bywał zazwyczaj odsuwany od stanowisk sztabowych, bardzo często ekspediowany na Syberię, do Azji, gdzieś na wielbłądzie szlaki. W Legionach natomiast zdarzali się intelektualiści, którzy poszli do Legionów od stolika elokwentnej w kawiarni dyskusji, rozczochrańcy o wszystkim intelektualnym rozprawiający. Wojskowy rosyjski nie mógł rozumieć takiego stworu, jego własny koń był mu zrozumialszy.
Legioniści z początku nie lubili byłych oficerów rosyjskich, nazywali ich „katolikami”, zarzucając, że są Rosjanami katolickiego wyznania. Przeciwnie, Piłsudskiemu, jako człowiekowi z Litwy, z Charkowa, z Syberii, sprawiało najwidoczniej satysfakcję, że wyswobodził tych generałów z niewoli rosyjskiej i że są oni już generałami nie u cara, lecz u niego. Zresztą poza tym Piłsudski miał wrodzony rycerski stosunek do dobrych wojskowych, dobrych oficerów. Jakkolwiek bym te objawy tłumaczył, faktem jest, że stosunek Piłsudskiego do szeregu generałów z rosyjskiego wojska był nadzwyczajnie serdeczny, czasami nawet Piłsudski był dla nich lepszy niż oni dla niego. Zresztą w kilka lat po stworzeniu armii polskiej, w antagonizmie, który rozdzielił byłych legionistów z byłymi oficerami