wieczór pieprzyła mnie wzrokiem.
Kiedy się poznaliśmy, Harley wynajmował parterowy domek od wuja, który pozwolił mu go urządzić wedle własnej fantazji. W efekcie znalazło się w nim całe mnóstwo neonów wyniesionych z monopolowego, w którym Harley pracował – i niewiele więcej. Ten dom był jak niezamalowane płótno i nie mogłam się doczekać, kiedy się do niego dorwę. Pojęcia nie mam, czy Harley faktycznie oczekiwał mojej pomocy, czy zwyczajnie chciał mi sprawić przyjemność, ale kupował wszystko, co sobie wymyśliłam. Po kilku miesiącach poprosił mnie nawet, żebym namalowała mu na ścianie w sypialni mural. Malowałam od lat, więc cokolwiek by sobie zażyczył, wykonałabym na poziomie co najmniej przyzwoitym.
Kiedy spytałam, co mam namalować, on z tym swoim uśmiechem, na który nie mogłam się napatrzyć, odpowiedział krótko: „Nas”.
Znając jego gust, agresywnym krojem pisma namalowałam sprejem pajęczynę kanciastych liter tworzących nasze imiona, która zajęła całą ścianę nad czarnym skórzanym zagłówkiem kupionym przeze mnie kilka tygodni wcześniej. Wybrałam kolorystykę w odcieniach płomiennych tatuaży Harleya: czerwienie, oranże, żółcie i metaliczny błękit. Potem wystarczyło mi jedno spojrzenie na ścianę, żeby poczuć trzepot motylich skrzydeł, wspomnienie bitwy na spreje, która wśród pisków i chichotów przeobraziła się wreszcie w falowanie dwóch skłębionych ciał we wszystkich kolorach tęczy, przewalających się po dywanie osłoniętym folią malarską.
Kiedy Harley zobaczył, że prawie kończę, podszedł ukradkiem i zaczął przeglądać kupkę zaadresowanych już zaproszeń.
– No nieźle, normalnie jak spod ręki zawodowca. Czy ty się czasem nie marnujesz, młoda damo? Rzuć szkołę, wprowadź się do mnie i przyjmuj zamówienia!
I rozpromienił się, jakby wpadł na epokowy pomysł.
Zarumieniłam się i pisałam dalej, udając, że wcale nie omdlewam z zachwytu po każdym jego słowie.
– Dzięki za ciepłe słowa, Harley, ale kaligrafom słabo płacą.
Zaśmiał się i przesunął palcami po ornamentach zdobiących jedną z (na szczęście już suchych) kopert.
– Gdzie nauczyłaś się tak pisać?
– Mama jest nauczycielką plastyki. Nauczyła mnie kaligrafować, gdy byłam jeszcze mała, żebym pomogła jej adresować kartki świąteczne. – Wskazałam rozrzucone wszędzie wokół stosiki bieli. – Odtąd jestem jej niewolnicą.
Harley trącił mnie w żebra rogiem koperty, którą właśnie podziwiał.
– Nie. Jesteś moją niewolnicą – powiedział z szerokim uśmiechem i błyskiem w oku.
Naprawdę trudno się skupić, gdy siedzi się tak blisko, że czuje się ciepło bijące od ciała drugiego człowieka i wylewające się z każdego jego słowa. Powinnam skończyć i pójść do domu. Jeśli nie ruszę tyłka za kwadrans, na miesiąc ugrzęznę na przedmieściach bez auta.
W pośpiechu wypisywałam ostatni stosik, ignorując elektryzującą obecność Harleya siedzącego zaledwie centymetry dalej, on tymczasem ostrożnie podnosił każdą z kopert i przyglądał jej się uważnie, starając się żadnej nie pognieść.
– Naprawdę masz smykałkę do liter, co? – powiedział kilka minut później. – Jak z tymi na ścianie. Pozwoliłem ci zrobić, co chcesz, i wymalowałaś litery.
Był taki miły, taki spostrzegawczy. Spojrzał na mnie i naprawdę mnie zobaczył. Któż by przypuszczał, że Harleya Imprezowicza stać na taką przenikliwość?
Tym drobnym spostrzeżeniem zwrócił moją uwagę. Podniosłam wzrok i odparłam:
– Chyba rzeczywiście tak jest. Lubię pisać i uważam, że dzięki różnym krojom pisma mogę upiększyć to, co chcę przekazać.
Utkwił rozbawione spojrzenie turkusowych oczu w moich ciemnozielonych tęczówkach.
– Chyba że to twoje imię. Bo ciebie już upiększyć się nie da.
Och, Harley! Przez ciebie się zarumieniłam!
Nikt nigdy nie komplementował mnie tak szczerze i tak często jak Harley. Nie wiedziałam nawet, jak zareagować. Wszystko, co mówił, było cudowne i skrojone dokładnie pode mnie. Komplementował to, co było źródłem mojego niepokoju lub ukradkowej dumy. Żadnych frazesów, jaka to jestem seksowna. Każdy wyraz uznania idealnie wypełniał pustkę, którą w tamtym okresie odczuwałam. Tyle że w tamtej chwili jedyną pustką była ta tętniąca mi między nogami.
Nasza bliskość na tej podłodze naprawdę zaczynała mi zacierać ogląd sytuacji. Gdyby został na kanapie, tak jak go prosiłam, za murem cnoty wzniesionym ze wszelkiego śmiecia, może faktycznie wypisałabym te zaproszenia do końca.
Postanowiłam zwalczać zalotność zalotnością.
– Zaraz się przekonamy. Podaj mi rękę.
Nastroszył brew i z kokieteryjnym uśmieszkiem podał mi prawą dłoń. Pogładziłam jej grzbiet kciukiem, po czym zaczęłam mu pisać na kostkach najlepszym gotykiem, na jaki było mnie stać. Kiedy go wreszcie puściłam, obrócił pięść, by móc podziwiać wypisane na niej słowo „DAMA”. Na jego twarzy odmalowały się po kolei ciekawość, zachwyt i frywolność. Na moment rozprostował dłoń, po czym zamknął ją, chwycił mnie za koszulkę i posadził sobie na kolanach.
Nachylił się nade mną tak nisko, że srebrne kółko z trudem obejmujące jego prześliczną pełną dolną wargę musnęło moje rozchylone usta.
– Od dziś nie myję tej ręki.
Przy każdej sylabie niski pomruk wprawiał w wibracje moje wargi i przechodził mnie dreszczem aż po stalowy ćwiek w łechtaczce, który drżał mi między nogami jak jakiś cholerny kamerton. Miałam go ledwie od kilku miesięcy i to miejsce było nadal bardzo czułe.
Mimowolnie zamruczałam głośno w odpowiedzi.
– Mhmm? – mruknął Harley, przedrzeźniając dźwięk, który właśnie wydałam. – Lubisz mruczeć, młoda damo? – Powoli przesunął srebrnym kółkiem po mojej dolnej wardze, wydając z siebie niski warkot, po którym zaśpiewały kolczyki w moich sutkach. – Ja też.
Modliłam się, żeby mnie pocałował, przestał się ze mną drażnić i zmiażdżył mi usta tymi swoimi idealnymi wargami, ale Harley James uwielbiał się bawić.
A ja byłam jego ulubioną zabawką.
Chwycił mnie za fioletowe, niesymetrycznie obcięte włosy dłonią, na której wypisałam „DAMA”, lekko odciągnął mi głowę do tyłu i przerywając niedoszły pocałunek, odsłonił mi szyję. Gdy przesuwał po niej ustami, chłód kółka wbitego w wargę zmieszał się z gorącem jego oddechu. Język Harleya zatańczył u podstawy mojej szyi, przesunął się po obojczyku i zatrzymał na chwilę, by ominąć cienkie ramiączko skąpego podkoszulka. Nagle poczułam zęby wbijające się w moje ramię i mocne dłonie Harleya chwyciły mnie za uda, po czym rozłożyły je tak, że musiałam usiąść na nim okrakiem. Otoczył wargami miejsce ugryzienia i nie przestając mruczeć, zaczął ssać moje piegowate ramię, obiema dłońmi trzymając mnie mocno za tyłek i na zmianę unosząc mnie i opuszczając na swoim potężnym, niewiarygodnie twardym drągu.
Jego usta oderwały się od mojej skóry z głośnym cmoknięciem. Skorzystałam ze sposobności i błyskawicznie ściągnęłam koszulkę i rozpięłam stanik. Powinnam wziąć dupę w troki i zawinąć się do domu na oznaczoną godzinę, ale w tym momencie zależało mi już tylko na tym, żeby moje sutki obdarzono taką samą atencją jak moje ramię.
Mój entuzjazm rozbawił Harleya.
– Ktoś tu ma ochotę na laskę z pomrukiem – zakpił, gdy zdzierałam z siebie ubrania.
– A czy czasem nie trzeba mieć