i czekam, żeby poszedł po piwo.
– No to idź – rzuca, dając mi kuksańca.
– Co?
– No, skocz po piwo. Teraz twoja kolej.
Taka mała rzecz. Gdy jednak idę do kuchni, czuję się fantastycznie.
Livia
Kirin skręca z głównej drogi w naszą dobrze znaną uliczkę, a wtedy serce zaczyna bić mi szybciej.
– Co tu robimy? – pytam, starając się ukryć przerażenie.
Kirin się śmieje.
– Zabieramy Jess, oczywiście!
– To ona jedzie z nami?
– No! Chciałyśmy ci zrobić niespodziankę.
Przez chwilę trawię tę wiadomość i staram się zapanować nad emocjami. Cieszę się oczywiście, że bierzemy ze sobą Jess, nie ma co do tego wątpliwości, to moja stara przyjaciółka. Ale sprawy się komplikują.
– Dobrze się będzie czuła? – pytam Kirin. – Nie zmęczy się za bardzo?
– Nic jej nie będzie. Ale nie chce już prowadzić, dlatego po nią jedziemy.
Kiedy zajeżdżamy przed dom Jess, biorę torebkę i grzebię w niej. Nie wiedziałam, że Jess nie siada już za kierownicą, i mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Ale jak miała mi o tym powiedzieć, skoro nie widziałyśmy się od tygodni?
– Muszę wysłać esemesa – wyjaśniam przepraszająco i wyjmuję telefon.
Kirin odpina pas bezpieczeństwa.
– Nie ma problemu, pójdę po nią.
Pochylam głowę nad telefonem, rejestrując odgłos jej kroków, gdy oddala się ścieżką. Rozlega się stłumiony dźwięk dzwonka i na chwilę mimowolnie wstrzymuję oddech. Potem słyszę, jak Jess mówi „Cześć”, drzwi frontowe zamykają się za nią i obie idą ścieżką do samochodu, gawędząc z podnieceniem. Dopiero wtedy wysiadam z wozu.
– Jess! – wykrzykuję, gdy podchodzi, ciężko opierając się na lasce. Ściskam ją, uważając, żeby jej nie przewrócić.
– Najlepsze życzenia urodzinowe! – odpowiada, odwzajemniając mój uścisk.
– Dziękuję. Jak miło cię widzieć!
– Minęło trochę czasu – rzuca łagodnie.
– Wiem i przepraszam. Naprawdę miałam dużo roboty, z przyjęciem i tak dalej. Pomogę ci wsiąść.
– Mogę siedzieć z tyłu – protestuje.
– Nie wygłupiaj się, zajmiesz miejsce z przodu. – Ujmuję ją pod ramię i pomagam jej usadowić się na fotelu. Wydaje się bardziej krucha, niż zapamiętałam, i ogarnia mnie niepokój.
Znam Jess od lat. Chodziłyśmy razem do szkoły i gdy poznałam na imprezie Adama, byłam z nią. Adam przyszedł z Nelsonem i chociaż Nelson bez przerwy dowcipkował, od razu przyciągnęło mnie do Adama, nie tylko dlatego, że był niezwykle przystojny i wyglądał zupełnie inaczej niż chłopcy w jego wieku, ale też dlatego, że gdy do mnie mówił, patrzył mi prosto w twarz. Jego oczy zawsze działały na mnie hipnotyzująco; są w pięknym odcieniu szarości i Marnie miała to szczęście, że je po nim odziedziczyła.
Pod koniec wieczoru umówiliśmy się we czwórkę na następny weekend i nie mogłam się doczekać, kiedy znowu go zobaczę – dopóki Jess nie spytała, czy będę miała coś przeciwko, jeśli będzie w parze z Adamem. Jej też musiał patrzeć w oczy, uświadomiłam sobie ze smutkiem. Jednak uznałam, że lepiej widywać go z Jess niż nie widywać w ogóle, a poza tym Nelson to zabawny kompan. Zresztą chodziło tylko o jeden wieczór. Wybraliśmy się do klubu – na co rodzice, gdyby wiedzieli, na pewno by mi nie pozwolili – i w pewnej chwili znalazłam się z Adamem sama. Później się przyznał, że zgodził się pójść na to spotkanie pod warunkiem, że Nelson zajmie się Jess, a on będzie mógł pobyć ze mną.
Jak to bywa w życiu z jego niespodziewanymi zwrotami, Jess jest obecnie żoną Roba, młodszego brata Nelsona. Ich córka Cleo to najlepsza przyjaciółka Marnie, ja zostałam jej matką chrzestną, a Jess matką chrzestną Marnie, więc stanowimy razem wielką szczęśliwą rodzinę. Jednak dwa lata temu u Jess zdiagnozowano stwardnienie rozsiane.
– Wszyscy na miejscach? – pyta Kirin, uruchamiając samochód.
– Tak – odpowiadam i zapinam pas. – To naprawdę urocza niespodzianka. Nie mogłabym milej spędzić urodzin niż z dwiema najlepszymi przyjaciółkami.
Może nie znamy się z Kirin tak długo jak z Jess, ale odkąd Nelson przedstawił ją mnie i Adamowi, stała się nam naprawdę bliska. Były takie czasy, kiedy zastanawialiśmy się z Adamem, czy Nelson kiedykolwiek się ożeni. I wreszcie się na to zdecydował, w wieku trzydziestu czterech lat, czyli wcale nie tak późno, tylko nam się tak wydawało, bo sami byliśmy małżeństwem z piętnastoletnim stażem. To także stało się szybko. Bez wątpienia połączył ich szalony romans, ale wcale mnie to nie dziwi. Kirin jest nie tylko niezwykle miła, ale także niezwykle piękna, ma długie ciemne gładkie włosy i oliwkową skórę, dziedzictwo hinduskiego pochodzenia.
Adam chyba przyjął z ulgą, że Nelson nie jest już kawalerem. Na początku było mu trudno, gdy widział, jak Nelson odjeżdża na swoim harleyu davidsonie z kolegami z klubu motocyklowego, podczas gdy on zabiera Josha i Marnie na pływalnię, do parku czy na wędrówki. Nawet po tym, jak Nelson i Kirin się poznali, ich i nasze życie codzienne bardzo się różniło, bo oni mogli robić, co chcieli, chodzić, gdzie chcieli, i nie musieli myśleć o nikim innym. Później urodziły im się bliźniaki, a po nich Lily i teraz Nelson nigdzie się bez nich nie rusza, chyba że w niedzielne poranki, kiedy jeździ motocyklem na wybrzeże.
– Rob pytał, czy Adam wybiera się jutro na przejażdżkę – mówi Jess, przerywając tok moich myśli – To znaczy jeśli w ogóle położycie się tej nocy.
– Wątpię, żeby niewyspanie powstrzymało Adama przed tym, co najbardziej lubi – odpowiadam krótko. A potem mam ochotę kopnąć samą siebie, bo zabrzmiało to tak, jakbym nie chciała, żeby Adam pojechał na przejażdżkę, a wcale tak nie jest.
To prawda, że motocykle były kiedyś kością niezgody między nami, ale tylko przez to, co wydarzyło się na początku naszego małżeństwa. Kiedy Josh miał kilka miesięcy, wyprowadziliśmy się od rodziców Adama, gdzie mieszkaliśmy po ślubie, i przenieśliśmy się do własnego mieszkania. Pieniędzy było mało, ponieważ wszystko, co zarobił Adam, szło na dziecko, więc żeby podreperować budżet, zaczęłam brać prasowanie. Ludzie w drodze do pracy podrzucali w koszykach pogniecione pranie, a w drodze powrotnej do domu odbierali je starannie wyprasowane. Brałam tylko dwa koszyki dziennie, ale dziesięć tygodniowo pozwalało nam związać koniec z końcem, bo pan Wentworth, próbując skłonić Adama, żeby regularnie przychodził do warsztatu, płacił mu tylko za przepracowane godziny. A to oznaczało, że pensja, jaką dostawał Adam, była różna i czasami nie starczało nam na opłacenie czynszu.
Po kilku miesiącach, nie mówiąc nic Adamowi, ze stu funtów, które dorabiałam sobie co tydzień, zaczęłam odkładać po dziesięć do pudełka na buty, trzymanego na dnie szafy. Brakowało mi wakacji, na które zabierali mnie rodzice, i żeby zrobić jemu i Joshowi niespodziankę, chciałam wynająć domek w Kornwalii.
Pewnej soboty, gdy zaczęłam myśleć o zarezerwowaniu domku – bo po dwóch latach zaoszczędziłam wystarczającą sumę – już w zaawansowanej ciąży z Marnie wróciłam z supermarketu i zobaczyłam na ulicy przed naszym mieszkaniem zaparkowany motocykl. Sądząc, że jest u nas Rob, bo wiedziałam od Jess, że właśnie kupił sobie motor,