Скачать книгу

i zwymiotowała na trawę. Zach natychmiast podbiegł do siostry.

      – Nic ci nie jest? – spytał, obejmując ją.

      Mia zachwiała się na nogach, otarła usta.

      – Nie czuję się najlepsze.

      – Amando? – spytał Zach. – Czy ona może przenocować u ciebie? Nie mogę przywieźć jej do domu w takim stanie.

      – Niby jak? – odparła Amanda z kwaśną miną. – Nie wyjadę tak wcześnie z imprezy. Jeszcze nie ma dwunastej. – Wycisnęła na ustach Zacha długi pocałunek, odgarnęła włosy i oddaliła się w stronę beczki z piwem.

      – Mia może przenocować u mnie – zaproponowała Lexi. – Eva będzie już spała.

      Zach popatrzył na nią.

      – Naprawdę?

      – Jasne.

      Zach podprowadził siostrę do mustanga i usadził z tyłu. Jego starania przypominały próbę postawienia na sztorc ugotowanego spaghetti, a kiedy skończył, Mia zanosiła się śmiechem i leżała rozwalona na siedzeniu. Zapięcie pasów zajęło wieki.

      Lexi wsiadła z przodu, gdy Zach uruchamiał silnik. Cofnął powoli auto i wyjechał na główną drogę.

      Popędzili autostradą do mostu. Zach postukiwał rytmicznie palcami w obciągniętą skórą kierownicę. Lexi nie znała kawałka, który leciał przez stereo, ale dudniąca muzyka dziwnie wciągała. Mia z tyłu nuciła, jak zwykle fałszując.

      Przed przyczepą Lexi wysiadła z samochodu, a Mia wygramoliła się ze śmiechem i padła na kolana w wilgotną trawę.

      – Chodśśśmy na nasze wzgórze – zaproponowała, podnosząc się chwiejnie na nogi.

      Zach podbiegł do siostry i pomógł jej wstać.

      – Hej Mio, może pójdziesz do łóżka – perswadował łagodnie.

      – Taaa. Dobry pomysł – odparła z pijackim uśmiechem.

      Zach spojrzał na Lexi.

      – Zaczekam, aż się położy, dobrze?

      – Nie trzeba. Wiem, że chcesz wrócić do Amandy.

      – Nie masz pojęcia, czego chcę.

      Lexi drgnęła, podeszła do Mii i przejęła ją od Zacha.

      – Chodźmy, Mio. – Poprowadziła przyjaciółkę po wilgotnej trawie do przyczepy. W saloniku Mia osunęła się na podłogę, chichocząc i pojękując. – Ciii – uciszyła ją Lexi.

      – Chwilunię się rzrzrzemnę.

      Lexi zostawiła Mię na dywanie i wyszła na ganek. Stamtąd spojrzała na Zacha. Powoli do niego podeszła. Patrzył teraz na nią, przyglądał się nawet, a jego skupiona uwaga wywołała u niej dziwne łaskotanie w dołku.

      – Nic... nic jej nie jest – powiedziała.

      – Co to takiego to wasze wzgórze? – spytał.

      – Chodzimy tam z Mią. To nic szczególnego.

      – Mogę zobaczyć?

      – Chyba tak.

      Słyszała trzaskanie gałązek pod stopami Zacha, kiedy przedzierali się przez gęstą golterię i zarośla. Ścieżka była tak wąska, że mógł ją znaleźć tylko ktoś, kto wiedział, którędy biegnie. Wreszcie Lexi wyszła na otwartą przestrzeń – wysoką skarpę nieużytków, opadającą w kierunku ruchliwego odcinka autostrady, rozświetlonego kasyna i czarnej cieśniny.

      – Często tu przychodzę – rzekła.

      – Fajnie. – Zach padł na miękką ziemię.

      Lexi z ociąganiem przysiadła obok. Byli tak blisko siebie, że wyczuwała jego nogę przy swojej.

      Czekała, aż się odezwie, lecz na próżno. Milczenie niezręcznie się przedłużało.

      – Podobno w przyszły weekend robicie przegląd college’ów. Fajnie – rzekła w końcu Lexi. Nic innego nie przyszło jej na myśl.

      Zach wzruszył ramionami.

      – Podobno.

      – Nie słyszę w twoim głosie entuzjazmu.

      – Mia mówi, że umrze, jeżeli nie pójdziemy razem na USC. Nie zrozum mnie źle, też chcę z nią studiować, chcę zostać lekarzem jak mój stary, ale... – Popatrzył w dal ponad kasynem i westchnął.

      – Ale co?

      Obrócił się do niej, podchwycił jej spojrzenie.

      – A jeżeli nie dam rady? – powiedział tak cicho, że ledwie dosłyszała jego głos przez szum autostrady.

      Znała Zacha od przeszło trzech lat i uwielbiała z daleka; badała go jak archeolog, przesiewając jego słowa w poszukiwaniu ukrytych znaczeń. Jeszcze nigdy czegoś takiego do niej nie powiedział. Wyczuła w jego głosie bezradność i zagubienie.

      Noc przycichła; buczenie aut zanikło. Słyszała tylko bicie swojego serca i szmer równomiernych oddechów. Przypomniały jej się chwile wyczekiwania na powrót matki i późniejsze rozczarowanie, poczucie odrzucenia. W pełni rozumiała właśnie tę jedną emocję – niepewność. W najśmielszych wyobrażeniach nie przypuszczała, że Zachowi nie są obce podobne doznania. Poczuła łączącą ją z nim więź, nadawali na tych samych falach. Przez ułamek sekundy nie był bratem Mii; był chłopakiem, którego zobaczyła pierwszego dnia w szkole i który sprawił, że zabiło jej szybciej serce.

      – Myślałam, że niczego się nie boisz.

      – Ależ tak, boję się czegoś.

      Pochylił się ledwo wyczuwalnie w jej stronę. Może poprawiał się na twardym podłożu; nie miała pojęcia – wiedziała tylko, jak to jest, kiedy człowiek się czegoś boi, a on patrzył na nią tak, że zapierało jej dech w piersiach. Bez zastanowienia, kierując się uczuciem, nachyliła się do pocałunku. Już miała zamknąć oczy, gdy on cofnął się raptownie.

      – Co robisz?

      Ogrom tego, na co niemal się odważyła, odebrał jej mowę. Przecież on jej nawet nie lubił, gorzej, był dla niej nieosiągalny. Jude jasno dała to do zrozumienia; Mia też. A to Mia była najważniejsza, a nie jakieś niepotrzebne, bezsensowne zadurzenie się w chłopaku, który co tydzień zakochiwał się w innej dziewczynie.

      Przerażona, wymamrotała przeprosiny, poderwała się na równe nogi i pobiegła przez jeżyny i krzaki do domu w przyczepie, gdzie była względnie bezpieczna.

      – Lexi, zaczekaj!

      Wbiegła do przyczepy i zatrzasnęła za sobą drzwi. Mia leżała u jej stóp, śpiewając piosenkę z Małej syrenki.

      Lexi przestąpiła przez przyjaciółkę i zerknęła zza zasłonek.

      Zach stał dłuższą chwilę, wpatrując się w zamknięte drzwi. W końcu wrócił do auta i uruchomił silnik.

      Umyła zęby, włożyła pidżamę i wsunęła się do łóżka razem z Mią. Dopiero wtedy pomyślała na spokojnie o tym, czego niemal się dopuściła.

      – Jesteś idiotką, Lexi Baill – rzuciła w ciszę.

      – Wcale nie – odezwała się Mia i zaraz zaczęła chrapać.

      Nazajutrz rano Lexi stała przy oknie sypialni, patrząc na padający deszcz. Zbierało jej się na mdłości. Nie mogła uwierzyć, że poprzedniego wieczoru omal nie pocałowała Zacha.

      Idiotka.