strażnik graniczny, sekretarz burmistrza itp. – i udał się do Tuzli, gdzie miał czekać na pojawienie się swych przyjaciół. Princip oraz Grabež zostali doprowadzeni przez serbskich pograniczników do przejścia granicznego w Lješnicy i 31 maja znaleźli się na lesistej wysepce na Drinie, która w tym miejscu wyznaczała przebieg granicy serbsko-bośniackiej. Ta kryjówka, często wykorzystywana przez przemytników, pozwoliła im uniknąć wykrycia przez austriacką straż graniczną. Dzień później po zapadnięciu zmierzchu pewien miejscowy, który dorabiał sobie w służbie Czarnej Ręki, przerzucając ludzi przez granicę, przeprowadził ich na terytorium austriackie.
Chociaż trójka spiskowców bardzo dbała o to, aby nie zostać zauważona przez austriacką policję lub straż celną, okazała się nadzwyczaj niedyskretna w kontaktach ze swymi serbskimi rodakami. Typowym tego przykładem była sytuacja, jaka miała miejsce, gdy nauczyciel działający w kanale przerzutowym zabrał Principa i Grabeža do domu pewnego bośniackiego Serba, rolnika o nazwisku Mitar Kerović. Wypiwszy po drodze zbyt dużo szklanek śliwowicy, nauczyciel chciał zaimponować miejscowym chłopom: „Wiecie, co to za ludzie? Jadą do Sarajewa podłożyć bomby i zabić arcyksięcia, który ma tam przyjechać”168. Princip, ulegając swojej chłopięcej brawurze (przecież już przekroczyli Drinę i byli na ojczystej ziemi), przyłączył się do przedstawienia, wymachując rewolwerem i pokazując gospodarzom, jak obsługiwało się bomby. Za tę głupotę rodzina Keroviciów – niepiśmiennych, apolitycznych ludzi, którzy mieli bardzo mgliste pojęcie o tym, co ci chłopcy zamierzali zrobić – miała zapłacić straszną cenę. Nedjo Kerović, który podwiózł chłopców swoim wozem do Tuzli, został później uznany winnym zdrady i współudziału w morderstwie oraz skazany na karę śmierci (zamienioną na dwadzieścia lat więzienia). Jego ojciec Mitar został skazany na dożywocie. Gdy zeznawali podczas procesu zabójców w październiku 1914 roku, na sali sądowej przez chwilę zapanował czarny humor. Zapytany przez przewodniczącego składu orzekającego, ile ma lat, Nedjo Kerović, który sam był ojcem pięciorga dzieci, odrzekł, że nie wie dokładnie i trzeba by o to zapytać jego ojca. Starszy Kerović na pytanie, ile alkoholu wypił w noc, kiedy przybyli chłopcy, odparł: „Kiedy piję, to nie liczę. Po prostu piję tyle, ile mogę”169.
W Sarajewie do chłopców dołączyła jeszcze kolejna czteroosobowa komórka spiskowców zwerbowanych przez należącego do Czarnej Ręki bośniackiego Serba Danilo Ilicia. Liczący dwadzieścia trzy lata Ilić był najstarszy z nich wszystkich. Dzięki stypendium, które przyznał mu rząd austriacki, kształcił się na nauczyciela, jednak na skutek choroby zarzucił naukę. Był członkiem Młodej Bośni i przyjacielem Gačinovicia, który opiewał postać zamachowca-samobójcy Žerajicia. Podobnie jak pozostali uczestnicy tego spisku Ilić przybył do Belgradu w 1913 roku, przeszedł przez środowisko kawiarniane, został zwerbowany do Czarnej Ręki i zdobył zaufanie „Apisa”. W marcu 1914 roku wrócił do Sarajewa, gdzie znalazł pracę jako korektor i redaktor w miejscowej gazecie.
Pierwszym zwerbowanym przez Ilicia do grupy zamachowców był Muhamed Mehmedbašić, lewicowy rewolucjonista i muzułmański stolarz urodzony w Hercegowinie. Obaj mężczyźni dobrze się znali. W styczniu 1914 roku spotkali się we Francji z Voją Tankosiciem, aby zaplanować zamach na Potiorka. Plan spalił na panewce. Jadąc pociągiem do domu, Mehmedbašić spanikował na widok policjanta w mundurze i swoją fiolkę z cyjankiem spuścił w toalecie (sztylet, który zgodnie z planem miał zamoczyć w truciźnie, wyrzucił przez okno). Byli jeszcze dwaj nowo zwerbowani członkowie pochodzący z Sarajewa, a mianowicie Cvijetko Popović, błyskotliwy osiemnastoletni uczeń gimnazjum, oraz Vaso Čubrilović, brat wspomnianego wcześniej młodego nauczyciela, który zaprowadził chłopców do domu Keroviciów. Čubrilović, kolejny szkolny buntownik, mając siedemnaście lat był najmłodszym członkiem ekipy. Ilicia nie widział na oczy do czasu, gdy ich komórka zebrała się razem, zaś z Principem, Mehmedbašiciem, Čabrinoviciem i Grabežem dwaj chłopcy z Sarajewa spotkali się dopiero po zamachu170.
Dobór współpracowników przez Ilicia – mężczyzna, który już raz zawiódł w chwili próby oraz dwaj kompletnie niedoświadczeni uczniacy – na pierwszy rzut oka wydawał się dziwaczny, ale w tym szaleństwie była metoda. Prawdziwym celem drugiej komórki złożonej z sarajewian było bowiem skuteczne zatarcie śladów po tym spisku. W tym kontekście Mehmedbašić był całkiem szczęśliwym wyborem, gdyż mimo swojej niekompetencji był pełen zapału, dzięki czemu stanowił użyteczne wsparcie dla komórki belgradzkiej, a do tego nie był Serbem. Z kolei Ilić i Princip należeli do Czarnej Ręki i (teoretycznie) można było na nich polegać, że odbiorą sobie życie lub przynajmniej zachowają milczenie po zamachu. Chłopcy z Sarajewa nie mogliby nic powiedzieć z tego prostego powodu, iż nic nie wiedzieli o szerszym tle całego spisku. W ten sposób miało powstać wrażenie, że było to czysto lokalne przedsięwzięcie bez żadnych powiązań z Belgradem.
Jak dużo o planowanym zamachu na Franciszka Ferdynanda wiedział Nikola Pašić i jakie podjął kroki, aby temu zapobiec? Jest praktycznie pewne, że Pašić znał pewne szczegóły tego planu. Wskazuje na to parę faktów, a najbardziej wymownym świadectwem są tutaj zeznania Ljuby Jovanovicia, który był ministrem edukacji w rządzie Pašicia. Jovanović pisze (we fragmencie wspomnień opublikowanych w 1924 roku, choć napisanych prawdopodobnie wcześniej), że „pod koniec maja lub na początku czerwca” Pašić oznajmił serbskiemu gabinetowi, iż „są ludzie, którzy przygotowują się do wyjazdu do Sarajewa, żeby zabić Franciszka Ferdynanda”. Cały gabinet, włącznie z Pašiciem, był zgodny, że premier powinien wydać stosowne polecenia straży granicznej wzdłuż Driny, aby zapobiec przekroczeniu granicy przez zamachowców171. Inne dokumenty i strzępy relacji, jak również dziwne i zaciemniające sytuację postępowanie samego Pašicia po 1918 roku także przemawiają za tym, że Pašić wiedział wcześniej o spisku172. Lecz jak się o tym dowiedział? Jego informatorem był przypuszczalnie – choć to podejrzenie opiera się na bezpośrednich dowodach – nie kto inny, jak pracownik serbskich kolei państwowych i agent Czarnej Ręki, Milan Ciganović. Jak się wydaje, był on osobistym agentem samego premiera, który polecił mu obserwować działaczy tajnego stowarzyszenia. Jeśli rzeczywiście tak było, to Pašić otrzymywał na bieżąco szczegółowe informacje nie tylko na temat zamachu, ale też osób i organizacji, które za nim stały173.
Trzej związani z Sarajewem zabójcy, którzy przedostali się do Bośni pod koniec maja, nie pozostawili po sobie praktycznie żadnego śladu w oficjalnych archiwach serbskich. W każdym razie nie byli jedynymi, którzy latem 1914 roku nielegalnie przerzucali broń przez granicę. Raporty serbskich władz granicznych z pierwszej połowy czerwca pokazują istnienie gęstej siatki prowadzącej tajną działalność na pograniczu. Naczelnik Okręgu Naddrińskiego urzędujący w mieście Šabac ostrzegł 4 czerwca ministra spraw wewnętrznych Proticia, że oficerowie pilnujący granicy planują „przy pomocy naszych ludzi w Bośni przerzucić tam pewną ilość granatów i broni”. Naczelnik okręgu rozważał konfiskatę broni, lecz ponieważ znajdowała się ona w walizce, która była już po bośniackiej stronie granicy, obawiał się, że próba jej odzyskania mogłaby obciążyć serbskich pograniczników lub ujawnić prowadzone przez nich operacje. Dalsze śledztwa wykazały, że agentem, który miał prawdopodobnie odebrać broń po bośniackiej stronie, był nie kto inny, jak Rade Malobabić174.
Jak skarżył się jeden z miejscowych urzędników, niepokojący w tych operacjach był fakt, że nie tylko były one prowadzone bez wiedzy właściwych władz cywilnych, lecz na domiar złego podejmowano je „publicznie w biały dzień”. A ponieważ sprawcami byli „urzędnicy publiczni”, łatwo mogło powstać