zakulisowe polityczne walki nie mogły w żaden sposób poprawić samopoczucia wiedeńskich obserwatorów serbskiej sceny politycznej. Jak zauważył w marcu 1914 roku Dayrell Crackanthorpe, zarówno „bardziej umiarkowana i roztropna część opinii” reprezentowana przez rząd radykałów, jak i „partia wojskowa” będąca pod wpływem Czarnej Ręki były przekonane o mniej lub bardziej nieuchronnym rozpadzie Austro-Węgier, w wyniku którego Serbii przypadną wielkie obszary monarchii habsburskiej oczekujące rzekomo na powrót do serbskiej macierzy. To, co różniło dwie strony tego konfliktu, to metoda, za pomocą której chciały one osiągnąć wspomniany cel: o ile partia wojskowa wierzyła w „wojnę agresywną, gdy nadejdzie odpowiedni moment i kraj będzie na to gotowy”, to stronnictwo umiarkowane przyjęło pogląd, że „zapowiedź rozpadu Austro-Węgier nadejdzie nie z zewnątrz, ale od wewnątrz monarchii”, dlatego uważało, iż należy przygotować się na wszelkie ewentualności. Co więcej, w kategoriach instytucjonalnych oficjalne struktury reprezentujące umiarkowane oblicze Serbii oraz zdominowane przez ekstremistów siatki irredentystyczne były ze sobą głęboko splecione. Wyższe sfery wojskowe oraz ich służba wywiadowcza wraz z jej siatką agentów w Bośni i Hercegowinie, służba celna, jak również niektóre części Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz innych organów władzy wykonawczej były głęboko spenetrowane przez owe tajne siatki, a z drugiej strony te same siatki były zinfiltrowane przez państwo.
Zrekonstruowanie szczegółów spisku, który doprowadził do zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Sarajewie jest trudne. Sami zabójcy dołożyli wszelkich starań, aby zatrzeć ślady łączące ich z Belgradem. Wielu z uczestników spisku odmawiało potem mówienia o swoim udziale w nim. Inni z kolei wyolbrzymiali lub pomniejszali swoją rolę, zacierali ślady zaciemniającymi obraz spekulacjami albo powodowali chaos relacjami, które były sprzeczne ze sobą. Po samym spisku nie zachowały się żadne dokumenty: praktycznie wszyscy, którzy brali w nim udział, byli przyzwyczajeni do działania w otoczeniu, które miało obsesję na punkcie tajności. Konszachty między serbskim państwem i tajnymi siatkami zamieszanymi w zamach były celowo potajemne i nieformalne – nie pozostał po nich żaden ślad na papierze. Historiografia tego spisku musiała zatem zadowolić się wątpliwym połączeniem powojennych wspomnień, zeznań na piśmie oraz oświadczeń składanych pod przysięgą i pod przymusem, twierdzeń opartych rzekomo na źródłach, które uległy zniszczeniu, oraz skrawków dowodów w dokumentach. Większość tego wszystkiego jest jednak tylko luźno powiązana z planowaniem i realizacją zamachu. W tym przypadku jednak tak wiele zależy od tła spisku, że prawie każdy szczegół historycy analizowali z detektywistyczną dokładnością. To pozwala w tym chaosie źródeł i tendencyjnych zniekształceń obecnych w większości drugorzędnej literatury poświęconej temu tematowi wyznaczyć „linię największego prawdopodobieństwa”.
Głównym architektem zamachu był „Apis”, lecz sam pomysł prawdopodobnie pochodził od jego współpracownika Rade Malobabicia. Ten urodzony w Austro-Węgrzech Serb przez kilka lat działał jako szpieg Narodnej Odbrany, zbierając informacje na temat austriackich fortyfikacji i ruchów wojsk. Przekazywał je następnie serbskim oficerom na granicy, którzy pracowali jednocześnie dla wywiadu wojskowego i Czarnej Ręki149. Malobabić był prawdziwym super-agentem, człowiekiem niezwykle oddanym sprawie i przebiegłym, który dobrze znał pogranicze oraz wielokrotnie unikał schwytania przez władze austriackie. Podobno kiedyś przepłynął przez prawie zamarzniętą Drinę i po wyjściu na brzeg po serbskiej stronie rzeki, pokryty odłamkami lodu, zdał raport czekającym na niego oficerom prowadzącym150. To prawdopodobnie Malobabić jako pierwszy powiadomił „Apisa” o mającej się odbyć w czerwcu 1914 roku wizycie austriackiego następcy tronu Franciszka Ferdynanda w Sarajewie151.
Trudno dociec, dlaczego właściwie „Apis” parł do zamachu na arcyksięcia, gdyż nie zostawił on żadnej relacji, w której szczerze przedstawiłby swoje motywy. Na początku 1914 roku wrogość miejscowych działaczy serbskich w Bośni skupiała się głównie na osobie Oskara Potiorka, austriackiego gubernatora Bośni, następcy Varešanina, którego Žerajić bezskutecznie próbował zabić w czerwcu 1910 roku. Biorąc na cel arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, „Apis” podnosił stawkę w tej rozgrywce politycznej. Zabójstwo gubernatora wywołałoby poważne zamieszanie, ale równie dobrze mogło zostać uznane za sprawę lokalną, która wynikała z problemów z zarządzaniem tą prowincją. Tymczasem zamach na dziedzica tronu Habsburgów w czasie, gdy panujący cesarz zbliżał się już do swych osiemdziesiątych czwartych urodzin, byłby z pewnością odebrany jako atak zagrażający samemu istnieniu monarchii.
Należy podkreślić, że arcyksiążę nie został obrany za cel ataku z powodu swojej rzekomej wrogości do mniejszości słowiańskich zamieszkujących monarchię austro-węgierską, lecz dlatego, że – używając słów jego zabójcy Gavrilo Principa – „jako przyszły władca zapobiegłby naszemu zjednoczeniu, wprowadzając pewne reformy”152. Princip nawiązywał w ten sposób do rzekomego poparcia arcyksięcia dla strukturalnych reform monarchii, które miały zwiększyć zakres autonomii na terenach zamieszkanych przez Słowian. Wielu przedstawicieli środowiska serbskiej irredenty uważało, że ta idea potencjalnie stwarzała ogromne zagrożenie dla ich projektu zjednoczeniowego. Gdyby monarchia habsburska przekształciła się w rządzoną z Wiednia trójstronną federację, w której Zagrzeb uzyskałby status jednej ze stolic tak jak Budapeszt, wówczas istniałoby niebezpieczeństwo, że Serbia straci swą czołową pozycję „Piemontu” południowych Słowian153. Wybór arcyksięcia na cel zamachu stanowi zatem przykład pewnego toku myślenia, który jest stale obecny w logice ruchów terrorystycznych, zakładającego, że reformatorzy i umiarkowani politycy stwarzają dla nich większe zagrożenie niż zaciekli wrogowie i dogmatycy.
Ludzie wybrani do przeprowadzenia zamachu na arcyksięcia w komplecie ukształtowali się w świecie siatek irredentystycznych. To właśnie były wojownik komitów Voja Tankosić zwerbował trzech młodych bośniackich Serbów, którzy tworzyli trzon grupy zamachowców wysłanych później do Sarajewa. Trifko Grabež, Nadeljko Čabrinović i Gavrilo Princip mieli po dziewiętnaście lat, kiedy Tankosić przyjął ich do spisku. Wszyscy trzej byli dobrymi przyjaciółmi i spędzali w swoim towarzystwie mnóstwo czasu. Grabež był synem prawosławnego popa z miasta Pale leżącego niecałe dwadzieścia kilometrów na wschód od Sarajewa, który wyjechał do Belgradu, aby kontynuować naukę w gimnazjum. Čabrinović rzucił szkołę w wieku czternastu lat, a następnie wyjechał do Belgradu, gdzie znalazł pracę jako drukarz w firmie specjalizującej się w publikowaniu literatury anarchistycznej. Princip, podobnie jak Grabež, wyjechał z Sarajewa, żeby uczęszczać do szkoły w Belgradzie. Wszyscy trzej pochodzili z biednych rodzin i nieszczęśliwych domów. W dzieciństwie Grabež i Čabrinović doznali wielu cierpień ze strony męskich autorytetów i zbuntowali się przeciwko nim. W trakcie swojego procesu sądowego Čabrinović zeznał, że w domu maltretował go ojciec z powodu jego niewielkich postępów w nauce; chłopiec został ostatecznie wyrzucony ze szkoły w Sarajewie za to, że spoliczkował jednego z nauczycieli. Napiętą sytuację w rodzinie pogarszał jeszcze fakt, że ojciec Čabrinovicia pracował jako policyjny informator dla znienawidzonych Austriaków – to piętno chłopiec miał nadzieję zmyć z siebie poprzez zaangażowanie w sprawę narodową. Grabež także został wyrzucony z gimnazjum w Tuzli za uderzenie pięścią jednego ze swych nauczycieli154. Nie mieli pieniędzy, gdyż jedynie Princip miał regularny dochód w formie bardzo skromnego kieszonkowego od swoich rodziców, lecz zwykle rozdawał je wśród przyjaciół lub pożyczał jeszcze uboższym znajomym155. Čabrinović wspominał potem, że po przybyciu do Belgradu przez kilka dni nosił