przeciwne były Austro-Węgry i Wielka Brytania. Petersburg ostatecznie nie zdecydował się na nieobliczalne ryzyko, jakie wiązałoby się z wojną przeciwko Bułgarii, lecz przez rosyjską prasę i opinię publiczną przetoczyła się fala silnych nastrojów antyniemieckich, ponieważ prasa panslawistyczna uważała teraz Niemcy za strażnika interesów austriackich na Bałkanach i główną przeszkodę do sprawowania przez Rosję opieki nad bałkańskimi Słowianami.
Berlin wyciągnął z tego wszystkiego nauczkę. Problem bałkański pozostał nierozwiązany. Kryzys bułgarski na moment uwypuklił olbrzymie zagrożenie kryjące się w niestabilności tego regionu, a mianowicie, że działania mało ważnego niewielkiego kraju mogły pewnego dnia skłonić dwa mocarstwa do obrania kursu na wojnę. Jak można było sprostać temu wyzwaniu? Po raz kolejny odpowiedzią Bismarcka było poszukiwanie dobrych relacji z Rosją, a tym samym wyciszenie konfliktu interesów, utrzymywanie Petersburga z dala od Paryża oraz wywieranie moderującego wpływu na Bałkanach. Kanclerz załatał nadszarpnięte relacje z imperium rosyjskim, zawierając w 1887 roku traktat reasekuracyjny z umiarkowanym i proniemiecko nastawionym rosyjskim ministrem spraw zagranicznych Nikołajem Giersem. Układ ten przewidywał, że Berlin poprze rosyjskie dążenia w kwestii cieśnin tureckich i zachowa neutralność w przypadku wojny pomiędzy Rosją i mocarstwem trzecim, oczywiście z wyjątkiem niesprowokowanego rosyjskiego ataku na Austro-Węgry, gdyż w takim wypadku Niemcy musiałyby wywiązać się ze swych zobowiązań wynikających z Dwuprzymierza, przychodząc z pomocą monarchii habsburskiej.
Nie wszyscy w Berlinie byli przekonani co do mądrości tego kursu. Biorąc pod uwagę agresywny ton rosyjskiej prasy i coraz bardziej konfrontacyjny posmak stosunków niemiecko-rosyjskich, wielu sceptycznie oceniało wartość traktatu reasekuracyjnego. Nawet syn Bismarcka, Herbert, sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, miał wątpliwości odnośnie do rzeczywistego znaczenia traktatu z Rosją. Jak wyznał Bismarck młodszy w rozmowie ze swoim bratem, „gdyby doszło do najgorszego”, traktat reasekuracyjny mógłby „przytrzymać Rosjan z dala od naszych karków na sześć–osiem tygodni”365. Inni, zwłaszcza w kręgach wojskowych, poddali się nastrojowi paranoi i zaczęli nawoływać do wojny prewencyjnej przeciwko imperium rosyjskiemu. Na wyższych szczeblach administracji wyłoniła się frakcja antybismarckowska, której paliwem było między innymi rosnące niezadowolenie z powodu barokowej złożoności i wewnętrznej sprzeczności dyplomacji kanclerza. Krytycy pytali, dlaczego Niemcy powinny podejmować się ochrony Austro-Węgier przed Rosją i Rosji przed Austro-Węgrami. Żadne inne mocarstwo nie postępowało w ten sposób. Dlaczego to zawsze Niemcy mają kluczyć i balansować, dlaczego tylko im pośród wielkich mocarstw odmawia się prawa do prowadzenia niezależnej polityki w oparciu o własny interes? W oczach antybismarckowskiej frondy niezwykła sieć transkontynentalnych zobowiązań kanclerza nie przypominała systemu, lecz raczej jakiś skrzypiący wynalazek, kruchą belkę stropową byle jak „posklejaną i połataną”, żeby tylko uniknąć palących wyborów, jakich musiało dokonać Cesarstwo Niemieckie w tym coraz bardziej niebezpiecznym świecie366. To właś-nie w odpowiedzi na takie nastroje następca Bismarcka, kanclerz Leo von Caprivi, pozwolił wiosną 1890 roku, aby traktat reasekuracyjny się przedawnił.
Nieodnowienie traktatu reasekuracyjnego między Niemcami i Rosją otworzyło drzwi do zbliżenia francusko-rosyjskiego. Nadal jednak istniało wiele przeszkód. Autokrata Aleksander III był nieprzyjemnym partnerem politycznym dla francuskiej elity politycznej i wzajemnie. Rosja nie mogła również oczekiwać zbyt wiele po sojuszu z Francją. W przypadku poważnego konfliktu z Niemcami Rosjanie prawdopodobnie mogliby liczyć na francuskie wsparcie, ale czy w imię tego mieliby poświęcać własną swobodę działania? Gdyby między Rosją i Niemcami miała wybuchnąć wojna, byłoby praktycznie nie do pomyślenia, ażeby w takiej sytuacji rząd francuski obojętnie się temu przyglądał. W najgorszym razie Niemcy byliby zmuszeni pozostawić na Zachodzie znaczne siły do obrony granicy z Francją, co zmniejszyłoby nacisk na froncie rosyjskim – te korzyści można by jednak zyskać bez niedogodności wiążących się z zawarciem formalnego traktatu. Chociaż Francja i Rosja miały wspólny interes w przeciwstawianiu się imperialnym planom Wielkiej Brytanii, to ich strefy wpływów leżące na peryferiach imperiów były zbyt od siebie oddalone, aby umożliwić im bliską współpracę. Przy swoim położeniu geograficznym Francuzi niewiele mogli zrobić, aby poprzeć rosyjskie cele na Bałkanach, i wydawało się wątpliwe, aby Rosja kiedykolwiek zyskała coś na poparciu francuskich interesów, powiedzmy, w Północnej Afryce. W niektórych kwestiach rosyjskie i francuskie interesy były diametralnie odmienne: na przykład celem polityki francuskiej było blokowanie rosyjskich zakusów na cieśniny tureckie, gdyż w ostatecznym rozrachunku mogły one zagrozić francuskim wpływom we wschodniej części Morza Śródziemnego – na tym obszarze Francja miała wspólne interesy raczej z Wielką Brytanią niż z Rosją367.
Trudno było też zrozumieć, dlaczego Rosjanie mieliby narazić na szwank swoje dobre relacje z Niemcami. Pomiędzy tymi dwoma krajami występowały sporadyczne napięcia, zaś największe z nich dotyczyły kwestii niemieckich ceł na rosyjski import zboża, lecz miało to niewiele wspólnego z bezpośrednim konfliktem interesów. Rosyjskie spory z Berlinem były głównie wynikiem rywalizacji Petersburga z Wiedniem na Bałkanach. Już sam fakt istnienia niemieckiej potęgi wydawał się być argumentem przemawiającym za przywiązaniem do siebie tych dwóch sąsiadów, zwłaszcza w dziedzinie polityki bałkańskiej, gdzie liczono, że dobre porozumienie pomiędzy Petersburgiem i Berlinem mogłoby mieć powstrzymujący wpływ na Wiedeń. To właśnie ta formuła sprawdzała się z pewnymi przerwami w epoce „sojuszu trzech cesarzy”. Zatem niemiecka neutralność była potencjalnie bardziej użyteczna dla Rosji niż francuskie wsparcie. Rosjanie od dawna zdawali sobie z tego sprawę – dlatego właśnie w pierwszej kolejności woleli oprzeć swoją politykę bezpieczeństwa na kontynencie na układach z Niemcami. I właśnie z tego powodu car Aleksander III, chociaż osobiście nie darzył Niemiec i Niemców sympatią, ignorował oburzenie własnej prasy i forsował w 1887 roku traktat reasekuracyjny.
Dlaczego zatem Rosjanie przyjęli francuskie propozycje na początku lat dziewięćdziesiątych XIX wieku? Niemcy z pewnością ułatwiły reorientację rosyjskiej polityki, odmawiając odnowienia traktatu pomimo oferowanej im poprawy warunków przez proniemiecko nastawionego rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Nikołaja Giersa. Dokonane w czerwcu 1890 roku skromne powiększenie liczebności armii niemieckiej w czasie pokoju o zaledwie 18 574 ludzi również odegrało tu pewną rolę, gdyż nastąpiło to bezpośrednio po nieodnowieniu traktatu reasekuracyjnego, co wzięte razem wywołało poczucie zagrożenia w Petersburgu. Odejście Bismarcka i rosnąca pozycja polityczna pobudliwego kajzera Wilhelma II, którego car Aleksander opisał jako „łobuzerskiego młodego fircyka”, prowokowały do stawiania niepokojących pytań o przyszłą orientację niemieckiej polityki zagranicznej368. Perspektywa otrzymania ogromnych francuskich pożyczek na dobrych warunkach była także pociągająca. Głównym katalizatorem zmiany nastawienia Petersburga było jednak co innego, a mianowicie rosyjskie obawy, że Wielka Brytania dołączy do Trójprzymierza.
Początek lat dziewięćdziesiątych XIX wieku był szczytowym momentem zbliżenia brytyjsko-niemieckiego w dziesięcioleciach poprzedzających pierwszą wojnę światową. Traktat helgolandzko-zanzibarski z 1 lipca 1890 roku, na mocy którego Brytyjczycy i Niemcy dokonali wymiany i cesji różnych terytoriów afrykańskich, a ponadto Niemcy zyskały wyspę Helgoland na Morzu Północnym, wywołał alarm w Petersburgu. Obawy Rosjan jeszcze wzrosły latem 1891 roku, gdy odnowienie Trójprzymierza i wizyta niemieckiego kajzera w Londynie wywołały w brytyjskiej prasie przypływ uczuć germanofilskich. Jak ogłaszał „Morning Post”, Wielka Brytania miała w efekcie „przystąpić do Trójprzymierza czy raczej Czwórprzymierza”. Z kolei „Standard” 11 lipca 1891 roku zwracał uwagę, że Anglia