align="center">
II
Wielki Dostojewski był zwolennikiem caratu – raz jako Rosjanin uważający, że geniusz narodowy rosyjski polega na koncentrowaniu całej władzy w jednym centrum, na podporządkowaniu tej władzy wolności i indywidualności każdego człowieka. Są to teorie, od których Polakowi wychowanemu w tradycjach indywidualistycznych i wolnościowych zimno się robi. Dwa – jako mistyk: jego carat łączył się nie tylko z Bogiem i prawosławiem, ale także z wiarą w mądrość i geniusz ludu rosyjskiego. Będąc monarchistą, Dostojewski miał niechęć do państwowej biurokracji, do wszystkiego, co miało coś wspólnego z inteligencją, do Europy w ogóle, a do Polaków w szczególności. Aleksander II nie miał nic wspólnego z pojęciami Dostojewskiego, ale Aleksander III, a zwłaszcza Mikołaj II, byli pod wyraźnym jego wpływem. Swoją książkę o Dostojewskim uważam za najbardziej udaną z tego, co napisałem.
Dostojewski nie był oczywiście dekadencją, przeciwnie, jest to wspaniały ruch skrzydeł ptaka, który już niedługo później miał lot obniżyć. Dla zilustrowania początków dekadencji caratu wybieram sobie inny wizerunek, na kim innym będę dokonywał wiwisekcji. Oto Aleksy Suworin zostawił po sobie swój dziennik nadzwyczajny.
To wydawca „Nowoje Wriemia”, gazety, która była kontynuatorem publicystycznej linii Katkowa, czyli broniła linii caratu w jego formie ustroju policyjnego, wrogiego wszelkiej demokracji, i reprezentowała demagogię antysemicką, antykatolicką i antypolską. „Nowoje Wriemia” uważane były zarówno przez Rosjan, jak przez zagranicę za wyraz oficjalnej polityki cesarskiego rządu. Ponieważ były duże różnice zapatrywań wśród członków tego rządu, a od chwili śmierci Aleksandra III, z powodu słabości Mikołaja II, każdy minister robił, co chciał, „Nowoje Wriemia” także pisało, co chciało. Ale Suworin się skarży, że gazety liberalne i radykalne mają daleko mniej zatargów z cenzurą niż on, bo każdy z ministrów gorączkowo czytał „Nowoje Wriemia” i zaraz gwałtował u cenzorów, jeśli w czymś doczytał się swej krytyki. Suworin jednak poprzednio trafił do przekonania Aleksandrowi III, a teraz w XX wieku Mikołaj II był pod wyraźnym wpływem tej gazety. Toteż Suworin może symbolizować czasy Mikołaja II i bakcyle, które spowodowały upadek caratu.
Suworin był zresztą inteligencją nieprzeciętną. Utrzymywał bliskie stosunki z Lwem Tołstojem, a był przyjacielem i poniekąd dobroczyńcą Czechowa. Jego poglądy literackie są czasami wspaniałe. Pisał na przykład o Turgieniewie, że to swego rodzaju żurnal z fasonami mód, garniturów męskich i sukien kobiecych. Każdy rosyjski inteligent czy inteligentka wzoruje się na takiej czy innej postaci Turgieniewa. Kto choć trochę orientuje się w życiu rosyjskim drugiej połowy XIX wieku, ten będzie uderzony trafnością i ścisłością tego spostrzeżenia. Czechow, w liście do swojego przyjaciela, pisze o Suworinie w sposób nader ciekawy:
„Suworin to uosobienie wrażliwości. To wielki człowiek. W sztuce jest on tym samym, co wyżeł w polowaniu na bekasy, to znaczy, że pracuje węchem i gorzeje temperamentem. Jest to zły teoretyk, nie ma szkoły, we wszystkich dziedzinach jest samoukiem – stąd pochodzi całkowita oryginalność jego poglądów. Rozmowa z nim jest bardzo przyjemna”.
Czechow był człowiekiem stroniącym od wszelkiej polityki, toteż mówiąc o Suworinie, że jest całkowicie oryginalny, nie mógł mieć na myśli Suworina polityka.
Zresztą czasami Czechow także wypowiadał myśli polityczne. Tak na przykład pisał do Suworina:
„Niech pan pisze, aby pieniądze zaprzepaszczane na kiełbasowaty uniwersytet w Dorpacie, gdzie uczą niepotrzebni Niemcy, oddano na szkoły dla Tatarów, którzy są pożyteczni dla Rosjan. Sam bym o tym napisał, ale nie umiem”.
Suworin, jak zresztą także Czechow, w odróżnieniu od większości pisarzy rosyjskich nie podchodził ze szlachty ani popów. Jego ojciec był przez długie lata podoficerem piechoty, był bity pałkami za różne wykroczenia regulaminowe, pod koniec życia doczekał się wreszcie stopnia oficera, za co był carowi niesłychanie wdzięczny. Suworin rozpoczął życie jako biedak. Dziennik jego, wydany z odcieniem tryumfu po rewolucji, bo odsłaniał zgniliznę carskiego ustroju, nie był przeznaczony przez niego do publikacji. W tym Dzienniku Suworin zapisywał różne plotki, różne swe złe myśli, przechodzące przez mózg nienawiści, swoje żale, tęsknoty, ataki neurastenii, zwątpienia. Może dlatego, że brakowało Suworinowi krwi szlacheckiej, znalazły się tam takie na przykład poglądy:
„Potrzebny jest duży udział krwi despotycznej, aby stworzyć anarchię. Bakunin, książę Kropotkin, hrabia Tołstoj, Ludwika Michel, podpalaczka z czasów Komuny Paryskiej, była córką włościanki i arystokraty”.
Suworin pisze Dziennik, kiedy jest bogaty, bardzo bogaty. Wydaje rokrocznie trzydzieści tysięcy rubli na pokrycie deficytów swojego teatru, bo chociaż ta impreza przysparza mu mnóstwo przykrości, zgryzot, irytacji, to jednak bawi go zajmowanie się teatrem. Aby zrozumieć wysokość tej kwoty, należy sobie uprzytomnić, że pobory urzędnika na poczcie wynosiły miesięcznie piętnaście rubli. Ale Suworin nie tylko jest bardzo bogaty, ale czuje się także stary i zmęczony, jest zupełnie wyczerpany nerwowo. Cierpi na bezsenność, nie może spać przez całą noc, zasypia dopiero nad ranem. Zwłaszcza okropne są dla niego petersburskie białe noce. Zamiast spacerować wtedy wzdłuż granitu Newy lub pojechać na „Strzałkę”, to znaczy na wyspy odgraniczające Petersburg od morza, aby zobaczyć, jak słońce wychodzi zza wód, Suworin chodzi po swoim wielopokojowym, pustym mieszkaniu, czuje się bardzo samotny. Jeden z synów zrobił mu ogromne afronty, założył gazetę konkurencyjną, w której zamieszczał potwarze na ojca. Suworin wspomina inne swe dzieci. Wspomina, jak z powodu jednej jego powiastki płakała jego córeczka, Olesia, i pisze: „Oto, czyjej miłości nie doceniałem. Gdybym ją kochał tak, jak ją kochałem, kiedy była małym dzieciątkiem. Kilka miesięcy kąpałem ją sam w balii, w ciepłej wodzie, i przy całej swej ówczesnej rozpaczliwej biedzie, przy pensji nauczyciela wynoszącej miesięcznie 14 rubli 67 kopiejek, kupowałem Xeres, po dwa ruble butelka, aby po dwa kieliszki wlać do tej kąpieli, aby wzmocnić jej malutkie ciałko. Potem lubiła włazić na mój stół, pakować pióro do kałamarza i mazać po moich papierach. Rzadko się na nią gniewałem za to”.
Dziwna jest pamięć ludzka – jakaż szkoda, że medycyna nasza, jeśli chodzi o badanie mózgu, stoi na tak rozpaczliwie niskim poziomie. Po raz pierwszy czytałem Dziennik Suworina lat kilka po pierwszej wojnie światowej. Później, w Londynie, napisałem felieton, jak siedzieliśmy we dwoje u Lyonsa na Coventry, i tytuł tego felietonu: Muchy chodzą po mózgu, przeniosłem na zbiór moich szkiców literackich wydanych kilka lat temu w Krakowie1. I oto teraz, czytając powtórnie Dziennik Suworina, spotkałem tam wiersz, który sam autor charakteryzuje jako dekadencki, i w wierszu tym ustęp:
Czuję, jak muchy pełzają Po mej błonie mózgowej.
Gdzieś widać tkwiło to w mojej pamięci i stąd popełniłem mimowolny plagiat.
III
Suworin pisał nie tylko dekadenckie wiersze, ale lubował się jak gdyby w fotografowaniu wszelkiej dekadencji w krótkich, wrażliwych notatkach. Podróż do Francji. Wyścigi w Longchamps: tłum dwustutysięczny i dwadzieścia tysięcy powozów prywatnych, nie licząc dorożek. Zwróćmy uwagę, że utrzymanie pary koni, powozu, karety i stangreta kosztowało o wiele więcej niż dzisiaj utrzymanie auta. Było to więc bogactwo, któremu brakowało we własnym samopoczuciu moralnego uzasadnienia. Kabaret „Czarny Kot”, najmodniejszy wówczas w Paryżu, wyraz nastrojów młodej literatury. Dźwięki fortepianu… Na szklanych drzwiach profil osła. Na ścianach mnich z terakoty i mnóstwo rysunków. Nad bufetem Republika w postaci gołej kobiety. Potem ukrzyżowany Rotszyld z bakenbardami, a na dwóch innych krzyżach gołe prostytutki. Czerwone światła przyćmione, jeszcze jeden osioł i na nim kobieta ubrana w czarne pończochy, poza tym goła.
Ale