gdzie w ciągu życia dana osoba ma dwóch lub trzech partnerów – i to kobiety dokonują wyboru[12]. Albo Aché w Paragwaju, gdzie kobiety mają średnio aż dwunastu mężów w ciągu życia[13]. Tak duża sieć potencjalnych ojców może się przydać, ponieważ wszyscy mogą brać udział w wychowaniu dzieci[14].
Kiedy siedemnastowieczny misjonarz ostrzegł członka plemienia Innu (w obecnej Kanadzie) o niebezpieczeństwach związanych z niewiernością, usłyszał odpowiedź: „Mówisz bez sensu. Wy, Francuzi, kochacie tylko swoje własne dzieci, ale my wszyscy kochamy wszystkie dzieci z naszego plemienia”[15].
2
Im więcej dowiadywałem się o tym, jak żyli nasi przodkowie, tym więcej miałem pytań.
Jeśli to prawda, że kiedyś zamieszkiwaliśmy świat pełen wolności i równości, to dlaczego kiedykolwiek stamtąd wyjechaliśmy? A skoro koczowniczy zbieracze nie mieli problemów z usunięciem dominujących przywódców, to dlaczego my nie potrafimy się ich teraz pozbyć?
Standardowym wyjaśnieniem jest to, że współczesne społeczeństwo nie może już bez nich przetrwać. Państwa i międzynarodowe korporacje potrzebują królów, prezydentów i dyrektorów generalnych, ponieważ, jak mówi geograf Jared Diamond, „duże populacje nie mogą funkcjonować bez liderów, którzy podejmują decyzje”[16]. I brzmi to całkiem wiarygodnie, bo jak można by zbudować świątynię, piramidę czy miasto bez władcy pociągającego za sznurki marionetek?
A jednak historia zna wiele przykładów społeczeństw, które budowały świątynie – a nawet całe miasta – od podstaw bez sztywnej hierarchii. W 1995 roku na południu Turcji archeolodzy rozpoczęli prace wykopaliskowe w świątyni, której piękne rzeźbione filary ważą ponad dwadzieścia ton każdy. Takie Stonehenge, ale o wiele bardziej imponujące. Kiedy określono wiek filarów, naukowców ogarnęło zdumienie – okazało się bowiem, że kompleks miał ponad 11 tysięcy lat. Prawdopodobnie było wtedy za wcześnie, by budowę mogło prowadzić jakiekolwiek społeczeństwo rolnicze (z królami lub urzędnikami u steru). Archeolodzy nie znaleźli żadnych śladów rolnictwa. Ta gigantyczna struktura musiała być dziełem koczowniczych zbieraczy[17].
Göbekli Tepe (tłumaczone jako Wzgórze Pępka) okazuje się najstarszą świątynią na świecie i przykładem tego, co uczeni nazywają wydarzeniem wspólnej pracy. W budowę zaangażowały się tysiące osób, z pomocą przybywali z daleka liczni pielgrzymi. Po zakończeniu prac odbyła się wielka uczta, podczas której spożywano pieczone mięso gazeli (archeolodzy znaleźli tysiące kości tych zwierząt). Zabytki takie jak ten nie zostały zbudowane, aby zadowolić ego jakiegoś wodza. Ich celem było zbliżenie ludzi[18].
Trzeba jednak przyznać, iż istnieją przesłanki ku temu, że w prehistorii od czasu do czasu ktoś przejmował władzę. Dobrym przykładem jest bogaty grób odkryty w 1955 roku w Sungirze, dwieście kilometrów na północ od Moskwy. Były w nim bransolety wyrzeźbione z polerowanego ciosu mamuta włochatego, ozdoba głowy wykonana z lisich zębów i tysiące koralików z kości słoniowej, wszystkie liczące sobie około 30 tysięcy lat. Takie groby musiały być ostatnimi miejscami spoczynku swego rodzaju książąt i księżniczek, na długo przed tym, jak zaczęliśmy budować piramidy czy katedry[19].
Mimo to takich wykopalisk jest niewiele i są one od siebie oddalone – garstka miejsc pochówku oddalonych od siebie o setki kilometrów. Obecnie naukowcy stawiają hipotezy, że w tych rzadkich przypadkach, gdy komuś udało się dojść do władzy, wkrótce zostawał on obalony[20]. Przez dziesiątki tysięcy lat dysponowaliśmy skutecznymi sposobami pozbywania się każdego, kto zaczynał się pysznić. Żarty. Kpiny. Plotki. A jeśli to nie zadziałało, to strzała w plecy.
Ale potem, nagle, ten system przestał działać. Władcy zdołali utrzymać się przy władzy. Znowu pytanie brzmi: dlaczego?
3
Aby zrozumieć, co się stało, musimy cofnąć się o 15 tysięcy lat, do końca ostatniej epoki lodowcowej. Do tej pory planeta była słabo zamieszkana, a ludzie gromadzili się, by chronić się przed zimnem. Zamiast walczyć o przetrwanie, przytulali się do siebie, dzięki czemu było im ciepło[21].
Następnie klimat uległ zmianie, a obszar pomiędzy Nilem na zachodzie a Tygrysem na wschodzie stał się krainą mlekiem i miodem płynącą. Tutaj przetrwanie nie zależało już od pokonania żywiołów. Ponieważ żywności było pod dostatkiem, zostanie w tym miejscu miało sens. Budowano chaty i świątynie, powoli pojawiały się miasta i wsie, zwiększała się liczba ludności[22].
Mało tego, ludzie posiadali coraz większy majątek.
Co Rousseau miał do powiedzenia na ten temat? „Ten, kto pierwszy ogrodził kawałek ziemi, powiedział »to moje«” – w owej właśnie chwili zaczęły się problemy.
Nie było łatwo przekonać ludzi, że ziemia lub zwierzęta – a nawet inne istoty ludzkie – mogą teraz do kogoś należeć. Przecież zbieracze dzielili się prawie wszystkim[23]. A nowa praktyka własności sprawiła, że zaczęły narastać nierówności. Kiedy ktoś umarł, jego majątek był przekazywany w rodzinie kolejnemu pokoleniu. Gdy pojawił się taki rodzaj dziedziczenia, przepaść między bogatymi a biednymi stała się jeszcze większa.
Fascynujące jest to, że właśnie w tym momencie, po zakończeniu ostatniej epoki lodowcowej, doszło do pierwszych wybuchów wojen. Jak ustaliły badania archeologiczne, gdy tylko zaczęliśmy osiedlać się w jednym miejscu, zbudowaliśmy pierwsze fortyfikacje. To właśnie wtedy pojawiły się w jaskiniach pierwsze malowidła przedstawiające nacierających na siebie wojowników, a zastępy szkieletów z tego okresu noszą wyraźne ślady brutalnych obrażeń[24].
Jak do tego doszło? Naukowcy uważają, że istniały co najmniej dwie przyczyny takiego stanu rzeczy. Po pierwsze, mieliśmy teraz o co walczyć – począwszy od ziemi. A po drugie, osiadłe życie uczyniło nas bardziej nieufnymi wobec obcych. Koczownicy-zbieracze mieli dość swobodny stosunek do członków innych społeczności: ich drogi wciąż krzyżowały się z innymi grupami i każdy mógł dołączyć do każdego plemienia[25]. Natomiast mieszkańcy wsi o wiele bardziej skupiali się na własnej społeczności i własności. Ludzkie Szczenię przeszło od kosmopolity do ksenofoba.
Jak na ironię jedną z głównych okazji, aby ludzie spotykali się z obcymi, stało się prowadzenie wojny. Klany zaczęły tworzyć sojusze, by bronić się przed innymi klanami. Wyłonili się przywódcy, prawdopodobnie charyzmatyczne postacie, które udowodniły swoje umiejętności na polu bitwy. Każdy nowy konflikt dodatkowo zabezpieczał ich pozycję. Z czasem ci generałowie stali się tak oddani swojemu autorytetowi, że nie chcieli z niego zrezygnować nawet w czasie pokoju.
Generałów zazwyczaj siłą usuwano ze stanowiska. „Musiały być tysiące karierowiczów”, zauważa pewien historyk, „którym nie udało się osiągnąć pozycji króla”[26]. Były to też jednak czasy, kiedy interwencja przychodziła zbyt późno, bo przywódca zebrał już wystarczająco dużo zwolenników, by ochronić się przed plebejuszami. Społeczeństwa zdominowane przez rasę władców stawały się coraz bardziej nastawione na wojnę.
Jeśli chcemy zrozumieć zjawisko „wojny”, musimy przyjrzeć się ludziom, którzy wydają rozkazy. Generałowie i królowie, prezydenci i doradcy to Lewiatany, które prowadzą wojnę, wiedząc, że zwiększa ona ich władzę i pozycję[27]. Przyjrzyjmy się Staremu Testamentowi, w którym prorok Samuel ostrzega Izraelitów przed niebezpieczeństwami związanymi z przyjęciem króla. Jest to jeden z najbardziej proroczych – i złowieszczych – fragmentów Biblii:
Mówił: „Oto jest prawo króla mającego nad wami panować: Synów waszych będzie on brał do swego rydwanu i swych koni, aby biegali przed jego rydwanem. I uczyni ich tysiącznikami, pięćdziesiątnikami, robotnikami na roli swojej i żniwiarzami. Przygotowywać też będą broń wojenną i zaprzęgi do rydwanów. Córki