Rutger Bregman

Homo sapiens


Скачать книгу

wszystkich statystyk wytoczonych w tej opasłej księdze sprawa wydawała się zamknięta. Przez wiele lat uważałem, że Steven Pinker miał rację, a teoria Rousseau się załamała. Ostatecznie podano nam wyniki, a liczby nie kłamią.

      A potem dowiedziałem się o pułkowniku Marshallu.

      3

      Jest 22 listopada 1943 roku. Na niewielkiej wysepce na Pacyfiku zapadła noc, właśnie zakończył się trzeci dzień walk na atolu Makin. Ofensywa przebiegała zgodnie z planem, gdy nagle dzieje się coś niespodziewanego[12].

      Samuel Marshall, pułkownik i historyk, jest na miejscu i wszystko widzi.

      Towarzyszy amerykańskiemu desantowi piechoty, gdy ten próbuje odbić wyspę z rąk Japończyków. Rzadko zdarza się, by historyk był tak blisko akcji. Sama inwazja jest doskonale odizolowaną operacją, przebiega podobnie do eksperymentu w laboratorium. To idealna okazja dla Marshalla, by obserwować, jak gra się toczy w czasie rzeczywistym.

      Tego dnia żołnierze posunęli się do przodu w piekielnym upale o blisko pięć kilometrów. Gdy zatrzymują się wieczorem, nikt nie ma sił, żeby się okopać. Piechurzy nie uświadamiają sobie, że nieopodal znajduje się japoński obóz. Atak zaczyna się po zmroku. Japończycy szturmują pozycje Amerykanów, podejmując w sumie jedenaście samobójczych ataków. Pomimo znacznej dysproporcji sił prawie udaje im się przebić przez linie obrony.

      Następnego dnia Marshall zastanawia się, co poszło nie tak. Ale trudno znaleźć odpowiedź na to pytanie, wpatrując się w chorągiewki na mapie czy czytając dzienniki oficerów. Postanawia zatem zrobić coś, czego nigdy nie próbowano. To rewolucyjne podejście w świecie nauk historycznych. Tego samego ranka zbiera amerykańskich żołnierzy i przeprowadza z nimi wywiady w grupach. Prosi, aby wszyscy mówili bez skrępowania, żołnierze młodsi stopniem mogą nie zgadzać się ze swoimi przełożonymi.

      Pod względem strategii jego pomysł jest genialny. „Marshall niemal natychmiast zdał sobie sprawę z tego, że oto ma przed sobą tajemnicę precyzyjnego raportowania wojennego”, pisał później jeden z jego kolegów. „Każdy człowiek coś sobie przypomniał – a każde wspomnienie to kolejny element układanki”[13]. I w ten sposób pułkownik dokonuje zaskakującego odkrycia.

      Większość żołnierzy nie strzelała w czasie bitwy.

      Przez całe wieki, a nawet tysiąclecia, generałowie i gubernatorzy, artyści i poeci uważali za rzecz oczywistą, że żołnierze walczą. Że jeśli istnieje coś, co wydobywa z nas myśliwego, jest to wojna. Wojna jest wtedy, gdy my, ludzie, robimy to, co potrafimy tak dobrze. Wojna jest wtedy, gdy strzelamy, by zabijać.

      Ponieważ jednak pułkownik Samuel Marshall kontynuował wywiady z grupami żołnierzy walczących na Pacyfiku, a później w Europie, stwierdził, że tylko 15 do 25 procent rzeczywiście strzelało ze swej broni. W kluczowej chwili zdecydowana większość z nich stawała jak wryta. Jeden ze sfrustrowanych oficerów opowiedział, jak biegał wzdłuż szeregów żołnierzy i wrzeszczał: „Cholera jasna! Zacznijcie strzelać!”. A jednak „strzelali tylko wtedy, gdy ich pilnowałem lub gdy jakiś inny oficer nad nimi stał”[14].

      Sytuacja na wyspach Makin tamtej nocy była kwestią życia i śmierci, można było się spodziewać, że wszyscy będą zaciekle walczyć. Ale w swoim batalionie, składającym się z ponad trzystu żołnierzy, Marshall naliczył tylko trzydziestu sześciu, którzy faktycznie pociągnęli za spust.

      Czy była to kwestia braku doświadczenia? Nie. Jeśli chodziło o chęć do oddawania strzałów, wydaje się, że nie było żadnej różnicy między nowymi rekrutami a doświadczonymi zawodowcami. A wielu z tych, którzy nie strzelali, świetnie spisywało się podczas ćwiczeń.

      Może po prostu stchórzyli? Raczej nie. Żołnierze, którzy nie strzelali, pozostali na swoich stanowiskach, co oznaczało, że ryzykowali życie w takim samym stopniu jak reszta. Wszyscy byli odważnymi, lojalnymi patriotami, gotowymi poświęcić się za towarzyszy. A jednak, kiedy przyszło co do czego, wymigali się od swoich obowiązków.

      Nie strzelali.

      W latach po drugiej wojnie światowej Samuel Marshall stał się jednym z najbardziej szanowanych historyków swojego pokolenia. Kiedy przemawiał, armia amerykańska słuchała. W książce Men Against Fire z 1946 roku – czytanej do dziś w akademiach wojskowych – podkreślił, że „przeciętny i normalnie zdrowy człowiek […] ma taki wewnętrzny, zazwyczaj nieświadomy opór przed zabiciem bliźniego, że z własnej woli nie odbierze nikomu życia”[15]. Większość ludzi, jak pisał, ma „lęk przed agresją”, który jest normalną częścią „natury naszych emocji”[16].

      Co się działo? Czy pułkownik odkrył jakiś potężny instynkt? Opublikował swoje przemyślenia, gdy bardzo popularne były zabójcze małpy Raymonda Darta oraz teoria fasady, tak więc niektórym trudno było uwierzyć w jego tezę. Pułkownik miał przeczucie, że jego analiza nie ograniczała się do żołnierzy alianckich w drugiej wojnie światowej, ale dotyczyła wszystkich żołnierzy w całej historii. Od Greków w Troi po Niemców w Verdun.

      Mimo że za życia Marshall cieszył się znakomitą reputacją, w latach 80. zaczęły się pojawiać wątpliwości. „Kluczowa książka S.L.A. Marshalla określona jako błędna”, obwieścił na pierwszej stronie „New York Times” 19 lutego 1989 roku. Magazyn „American Heritage” posunął się do nazwania książki oszustwem, twierdząc, że Marshall „wszystko zmyślił” i nigdy nie przeprowadził żadnych wywiadów grupowych. „Ten facet wypaczył historię”, szydził były oficer. „Nie rozumiał ludzkiej natury”[17].

      Marshall nie mógł się już bronić, bo zmarł dwanaście lat wcześniej. Inni historycy wkroczyli do akcji i znaleźli w archiwach dowody na to, że Marshall rzeczywiście czasem przekręcał fakty. Ale wywiady grupowe były prawdziwe i z pewnością pytał żołnierzy, czy strzelali ze swej broni[18].

      Po wielu dniach czytania książki Marshalla oraz prac jego krytyków i obrońców nie wiedziałem już, co myśleć. Czyżbym za bardzo pragnął, by pułkownik miał rację? Czy rzeczywiście wpadł na jakiś trop? Im bardziej zagłębiałem się w kontrowersje, tym bardziej Marshall wydawał mi się myślicielem intuicyjnym – faktycznie może nie do końca nadawał się na statystyka, ale zdecydowanie był spostrzegawczym obserwatorem.

      Tak więc najważniejsze pytanie brzmiało: czy są jakieś inne dowody popierające jego tezę?

      Krótka odpowiedź? Tak.

      Długa odpowiedź? W ostatnich dziesięcioleciach pojawiły się liczne dowody na to, że pułkownik Marshall miał rację.

      Przede wszystkim jego koledzy na froncie obserwowali to samo zjawisko, co on. Podpułkownik Lionel Wigram skarżył się podczas kampanii na Sycylii w 1943 roku, że może polegać na nie więcej niż jednej czwartej swoich żołnierzy[19]. Albo weźmy na przykład generała Bernarda Montgomery’ego, który napisał w liście do domu: „Problem z naszymi brytyjskimi chłopcami polega na tym, że nie są oni z natury zabójcami”[20].

      Później, kiedy historycy zaczęli przeprowadzać wywiady z weteranami drugiej wojny światowej, odkryli, że ponad połowa z nich nigdy nikogo nie zabiła, a większość ofiar to sprawka niewielkiej mniejszości żołnierzy[21]. W Siłach Powietrznych USA mniej niż 1 procent pilotów myśliwskich był odpowiedzialny za prawie 40 procent zestrzelonych samolotów[22]. Jak zauważył jeden z historyków, większość pilotów „nigdy nikogo nie zestrzeliła ani nawet nie próbowała tego zrobić”[23].

      Zainspirowani tymi ustaleniami naukowcy zaczęli analizować dane również z innych wojen. Na przykład bitwę pod Gettysburgiem w 1863 roku, w apogeum amerykańskiej wojny domowej. Inspekcja 27 574 muszkietów zebranych z pola bitwy wykazała, że aż 90 procent nadal było naładowanych![24] To nie miało żadnego sensu. Strzelec spędzał wówczas przeciętnie 95 procent czasu na ładowaniu