instrumenty muzyczne, biżuterię i tworzyli malowidła na ścianach jaskiń. Istnieją nawet pewne przesłanki świadczące o tym, że pożyczyliśmy od neandertalczyków pewne wynalazki, takie jak niektóre kamienne narzędzia, a może nawet praktykę grzebania zmarłych.
Czy to jednak coś wyjaśnia? W jaki sposób neandertalczycy ze swoimi potężnymi, wielkimi mózgami i umiejętnością przetrwania dwóch epok lodowcowych zostali wymazani z powierzchni ziemi? Jakim cudem wytrzymali ponad 200 tysięcy lat i dlaczego zniknęli zaraz po tym, jak na scenie pojawił się Homo sapiens?
Istnieje jedna ostateczna i o wiele bardziej złowieszcza hipoteza.
Skoro nie byliśmy silniejsi, odważniejsi ani mądrzejsi od neandertalczyków, może byliśmy po prostu okrutniejsi. „Być może”, spekuluje izraelski historyk Yuval Noah Harari – „kiedy sapiens spotkali neandertalczyków, rezultatem była pierwsza i najważniejsza w historii czystka etniczna”[20]. Laureat Nagrody Pulitzera, geograf Jared Diamond, zastrzega się jednak, że „mordercy zostali skazani na podstawie słabych dowodów poszlakowych”[21].
3
Czy to może być prawda? Czy zniszczyliśmy naszych kuzynów?
Przewińmy historię do przodu, do wiosny 1958 roku. Ludmiła Trut, studentka biologii na Moskiewskim Uniwersytecie Państwowym, puka do drzwi gabinetu profesora Dmitrija Biełajewa. On jest zoologiem, genetykiem i szuka kogoś, kto poprowadzi nowy, ambitny program badawczy. Ona nadal studiuje, ale jest zdeterminowana, by dostać tę pracę[22].
Profesor zachowuje sie miło i uprzejmie. W czasach, gdy radziecki establishment naukowy w większości podchodzi do kobiet bardzo protekcjonalnie, Dmitrij traktuje Ludmiłę jak równą sobie.
I postanawia wtajemniczyć ją w swój plan. Ten plan będzie wymagał od niej podróży na Syberię, do odległego miejsca w pobliżu granicy z Kazachstanem i Mongolią, gdzie profesor rozpoczyna eksperyment.
Ostrzega Ludmiłę, żeby dobrze się nad wszystkim zastanowiła, ponieważ to przedsięwzięcie jest niebezpieczne. Reżim komunistyczny oznaczył teorię ewolucji jako kłamstwo propagowane przez kapitalistów i zakazał jakichkolwiek badań genetycznych. Dziesięć lat wcześniej wykonano egzekucję na starszym bracie Dmitrija, również genetyku. Z tego powodu eksperyment zostanie przedstawiony światu zewnętrznemu jako badanie cennych futer lisów.
W rzeczywistości chodzi o coś zupełnie innego. „Powiedział mi”, opowiadała Ludmiła wiele lat później, „że z lisa chce zrobić psa”[23].
Młoda naukowczyni nie zdawała sobie sprawy, że właśnie zgodziła się wyruszyć na heroiczną misję. Dmitrij Biełajew i Ludmiła Trut mieli bowiem razem odkryć pochodzenie ludzkości.
Zaczęli od zupełnie innego pytania: jak zamienić dzikiego drapieżnika w przyjazne zwierzę domowe? Już sto lat wcześniej Karol Darwin zauważył, że oswojone przez człowieka stworzenia – świnie, króliki, owce – wykazują pewne niezwykłe podobieństwa. Na przykład są kilka rozmiarów mniejsze od swoich dzikich przodków. Mają mniejsze mózgi i zęby, i często klapnięte uszy, zakręcone ogony czy futro w białe łaty. Być może najciekawszą rzeczą ze wszystkich jest to, że przez całe życie zachowują pewne cechy młodych.
Ta zagadka dręczyła Dmitrija długie lata. Dlaczego zwierzęta domowe wyglądają tak, jak wyglądają? Dlaczego od wielu tysięcy lat rolnicy woleli szczenięta i prosięta z zakręconymi ogonkami, opadającymi uszami oraz małymi pyskami i hodowali je dla tych szczególnych cech?
Rosyjski genetyk miał radykalną hipotezę. Podejrzewał, że te urocze cechy są tylko produktami ubocznymi czegoś innego, metamorfozy, która zachodzi w sposób naturalny przez wystarczająco długi czas, gdy zwierzęta były konsekwentnie wybierane dla jednej określonej cechy: przyjaznego nastawienia.
Plan Biełajewa wyglądał więc następująco: w ciągu kilku dekad chciał skopiować to, co natura produkowała od tysiącleci. Chciał zamienić zwierzęta dzikie w domowe, po prostu hodując tylko najbardziej sympatyczne i miłe osobniki. Do badań wybrał lisa srebrnego: stworzenie nigdy nieoswojone i tak bardzo agresywne, że naukowcy byli w stanie poradzić sobie z nim tylko po założeniu grubych rękawic.
Dmitrij ostrzegał Ludmiłę, żeby nie żywiła fałszywych nadziei. Eksperyment miał trwać całymi latami, być może całe życie, i prawdopodobnie nigdy nie będzie można zademonstrować jego efektów. Ale Ludmiła zgodziła się bez namysłu. Kilka tygodni później wsiadła do wagonu Kolei Transsyberyjskiej.
Farma srebrnych lisów, na której Dmitrij miał przeprowadzać doświadczenia, okazała się ogromnym kompleksem wypełnionym tysiącami klatek i kakofonią wycia. Ludmiła naczytała się o zachowaniach srebrnych lisów, ale mimo wszystko nie była przygotowana na taką zaciekłość z ich strony. Pierwszego tygodnia zaczęła przechadzać się wokół wszystkich klatek. Wkładała do nich ręce w rękawicach ochronnych, żeby sprawdzić, w jaki sposób zwierzęta na to zareagują. Jeśli wyczuła jakiekolwiek wahanie ze strony lisa, wybierała go do hodowli.
Z perspektywy czasu wiemy już, że wszystko potoczyło się z niesamowitą wręcz szybkością.
W 1964 roku, podczas badań przeprowadzanych w czwartym pokoleniu lisów, Ludmiła po raz pierwszy zobaczyła osobnika, który merdał do niej ogonem. Aby mieć pewność, że wszelkie takie zachowania były rzeczywiście wynikiem selekcji (a nie zostały nabyte), Ludmiła i jej zespół ograniczyli do minimum wszystkie kontakty ze zwierzętami. Jednak stawało się to coraz trudniejsze: po kilku pokoleniach te dosłownie błagały o ich uwagę. A kto mógłby odmówić śliniącemu się, merdającemu ogonem młodemu liskowi?
W naturze psowate stają się znacznie bardziej agresywne w wieku około ośmiu tygodni, ale zwierzęta wyhodowane przez Ludmiłę pozostały wiecznymi szczeniakami, które przez cały dzień się bawiły. Później napisała, że te „oswojone lisy zdawały się opierać imperatywowi dorastania”[24].
W tym czasie nastąpiły też zauważalne zmiany fizyczne. Uszy lisów oklapły. Ich ogony się skręciły, na futrze pojawiły się łaty. Pyski stały się krótsze, kości cieńsze, samce coraz bardziej zaczęły przypominać samice, a nawet szczekać jak psy. I niewiele później nauczyły się reagować na swoje imiona – u lisów nigdy wcześniej nie zauważono takiego zachowania!
Trzeba też pamiętać, że Ludmiła nie wybrała żadnej z tych cech. Jej jedynym kryterium było przyjazne podejście – wszystkie pozostałe okazały się tylko skutkami ubocznymi.
W 1978 roku, dwadzieścia lat po rozpoczęciu tego eksperymentu, w ZSRR wiele się zmieniło. Biolodzy nie musieli już ukrywać swoich badań. Teoria ewolucji nie była już elementem kapitalistycznego spisku, a politbiuro chciało promować radziecką naukę.
W sierpniu tego roku Dmitrijowi udało się zorganizować Międzynarodowy Kongres Genetyki, który miał się odbyć w Moskwie. Goście zostali przyjęci w Pałacu Kremlowskim (sześć tysięcy miejsc), gdzie szampan lał się strumieniami, a stoły uginały się od kawioru.
Jednak nic nie zrobiło na gościach takiego wrażenia, jak przemowa Dmitrija. Po krótkim wprowadzeniu światła przygasły i puszczono film. Na ekranie pojawił się nieprawdopodobny stwór: merdający ogonem srebrny lis. Z widowni dobiegły zachwycone okrzyki, a podekscytowane rozmowy ciągnęły się jeszcze na długo po tym, jak włączono światła.
Dmitrij Biełajew ze swoimi srebrnymi lisami, Nowosybirsk, 1984 rok. Dmitrij zmarł rok później, ale jego program badawczy trwa do dziś. Źródło: Alamy
Ale Dmitrij jeszcze nie skończył. Po godzinie przedstawił swój rewolucyjny pomysł. Podejrzewał, jak oświadczył, że zmiany w lisach zaszły wskutek działania hormonów. Bardziej uległe lisy produkowały mniej hormonów stresu, a więcej serotoniny („hormonu szczęścia”) oraz oksytocyny („hormonu miłości”) [dwa ostatnie związki