Poniższy wykres przedstawia wyniki.
Zgadza się, ludzkie dzieci zdobyły tyle samo punktów, co zwierzęta w zoo. A to jeszcze nie wszystko. Okazuje się, że nasza pamięć robocza i szybkość przetwarzania informacji – tradycyjnie uważane za niektóre z fundamentów ludzkiej inteligencji – również nie zapewnią nam żadnych nagród w konkursie.
Wykazali to japońscy naukowcy, którzy opracowali test oceniający, jak dorośli ludzie wypadają na tle szympansów. Osoby badane zostały posadzone przed ekranem, na którym migał zestaw cyfr (od jedynki do dziewiątki). Po określonym czasie – zawsze krótszym niż sekunda – cyfry były zastępowane białymi kwadratami. Uczestnicy eksperymentu zostali poinstruowani, że mają stukać w miejsca na ekranie, w których pojawiły się liczby, w kolejności od najniższych do najwyższych.
Przez chwilę wyglądało na to, że Drużyna Ludzi pokona Drużynę Szympansów. Ale kiedy badacze utrudnili test (i sprawili, że cyfry znikały jeszcze szybciej), prowadzenie swojej grupie dał Ayuma – szybszy od pozostałych uczestników i popełniający najmniej błędów[8]. Ayuma był szympansem.
No dobrze, jeśli chodzi o surową siłę umysłu, to ludzie nie radzą sobie lepiej od swoich owłosionych kuzynów. Do czego więc używamy naszych wielkich mózgów?
Może jesteśmy sprytniejsi? To jest istota hipotezy „inteligencji makiawelicznej”, nazwanej na cześć włoskiego filozofa renesansowego Niccolò Machiavellego, autora książki Książę (1513). W tym poradniku dla władców Machiavelli radzi tkać sieć kłamstw i oszustw – tylko tak można utrzymać się przy władzy. Według zwolenników tej hipotezy właśnie tym zajmujemy się od milionów lat: wymyślaniem coraz bardziej pomysłowych sposobów oszukiwania siebie nawzajem. A ponieważ mówienie kłamstw wymaga więcej energii poznawczej niż bycie prawdomównym, nasze mózgi rozrastały się niczym arsenały nuklearne Rosji i USA podczas zimnej wojny. Efektem tego psychicznego wyścigu zbrojeń jest supermózg gatunku Homo sapiens.
Gdyby ta hipoteza była prawdziwa, można by się spodziewać, że ludzie z łatwością pokonają inne naczelne w grach polegających na przechytrzeniu przeciwnika. Ale niestety. Liczne badania wykazały, że szympansy prześcigają nas także w tym zakresie i że ludzie są raczej kiepskimi kłamcami[9]. Mało tego, jesteśmy skłonni ufać innym, co wyjaśnia, jak kanciarze mogą oszukiwać swoje ofiary[10].
Tu przychodzi mi na myśl kolejne dziwactwo człowieka rozumnego. Machiavelli w swojej klasycznej książce radzi nigdy nie ujawniać emocji. Wzywa nas do zachowywania pokerowej twarzy; wstyd jest bezcelowy. Celem jest wygrana – w uczciwy lub nieuczciwy sposób. Skoro jednak wygrywają tylko bezwstydni, to dlaczego ludzie są jedynym gatunkiem w całym królestwie zwierząt, który się rumieni?
Rumieniec, jak powiedział Karol Darwin, jest „najbardziej osobliwą i najbardziej ludzką ze wszystkich ekspresji”. Chcąc wiedzieć, czy to zjawisko jest uniwersalne, wysłał listy do wszystkich znanych sobie osób: misjonarzy, kupców i urzędników kolonialnych[11]. Tak, odpowiadali wszyscy, tutaj ludzie też się rumienią.
Ale dlaczego? Dlaczego rumieniec nie zniknął?
2
Jest sierpień 1856 roku. W kamieniołomach na północ od Kolonii dwóch robotników właśnie dokonało najważniejszego odkrycia w swoim życiu. Znaleźli szkielet jednego z najbardziej kontrowersyjnych stworzeń, jakie kiedykolwiek chodziły po ziemi.
Oczywiście jeszcze nie zdawali sobie z tego sprawy. W swojej pracy rutynowo odnajdywali stare kości, głównie niedźwiedzi czy hien, i wyrzucali je do śmieci. Ale tym razem to ich nadzorca zauważył szczątki leżące na śmietnisku. Myśląc, że mogą to być pozostałości niedźwiedzia jaskiniowego, postanawia zrobić miły prezent Johannowi Carlowi Fuhlrottowi, nauczycielowi nauk ścisłych w miejscowej szkole średniej. Tak jak wielu ludzi w czasach przed Netflixem, Fuhlrott jest zapalonym kolekcjonerem skamielin.
Gdy tylko je widzi, zdaje sobie sprawę, że to nie są zwykłe kości. Z początku uważa, że to ludzki szkielet, ale coś mu się nie zgadza. Czaszka wygląda jakoś dziwnie. Jest spłaszczona i wydłużona, z wystającymi łukami brwiowymi oraz za dużym nosem.
W tym samym tygodniu lokalne gazety donoszą o zdumiewającym odkryciu „rasy płaskogłowych” w dolinie Neandertal. Profesor Uniwersytetu w Bonn Hermann Schaaffhausen czyta o znalezisku i kontaktuje się z Fuhlrottem. Organizują spotkanie – amator oraz profesjonalista – i wymieniają się notatkami. Kilka godzin później obaj dochodzą do tego samego wniosku: te kości nie należą do jakiegoś tam człowieka, lecz do zupełnie nowego gatunku.
„Te kości są przedpotopowe”, oświadcza Fuhlrott[12]. Oznacza to, że poprzedzają one wielki potop, co czyni je pozostałościami istoty, która żyła, jeszcze zanim Bóg zalał ziemię bezmiarem wód.
Trudno sobie wyobrazić, jak szokujący był wówczas taki wniosek. Czysta herezja. Kiedy Fuhlrott i Schaaffhausen ogłaszają swoje odkrycia na zebraniu uczonych Towarzystwa Przyrodniczego i Medycznego Dolnego Renu, spotykają się z oszołomieniem i niedowierzaniem[13]. To absurd, krzyczy profesor anatomii, to szkielet rosyjskiego Kozaka, który zginął w wojnach napoleońskich. Nonsens, krzyczy drugi, to po prostu „jakiś biedny głupiec lub samotnik”, którego głowa została zniekształcona przez chorobę[14].
Potem jednak pojawia się więcej kości. Muzea w całej Europie nurkują w swoich kolekcjach i wynurzają się z większą liczbą podłużnych czaszek. Z początku uznano, że doszło do deformacji, potem jednak naukowcom zaczyna świtać, że to rzeczywiście może być inny gatunek człowieka. Ktoś rzuca pomysł, by ów gatunek nazwać stupidus [łac. głupi – przyp. red.][15]. Jego „myśli i pragnienia”, jak mówi pewien szanowany anatom, „nigdy nie wznosiły się ponad te brutalne”[16]. Klasyfikacja zapisana w annałach nauki jest jednak bardziej subtelna i odnosi się do doliny, w której znaleziono kości.
Homo neanderthalensis.
Do dziś popularny wizerunek neandertalczyka przedstawia go jako głupiego gbura. Nietrudno sobie wyobrazić dlaczego. Cóż, musimy zmierzyć się z niewygodnym faktem, że jeszcze nie tak dawno nasz gatunek dzielił planetę z innymi rodzajami ludzi.
Naukowcy ustalili, że 50 tysięcy lat temu obok nas żyło co najmniej pięć homininów: Homo erectus, Homo floresiensis, Homo luzonensis, Homo denisova i Homo neanderthalensis – wszyscy oni (tak samo jak różne podgatunki zięby Darwina są ziębami) byli ludźmi. Tak więc poza pytaniem, dlaczego umieszczamy szympansy w klatkach, a nie na odwrót, pozostaje jeszcze jedna tajemnica: co się stało z „rasą płaskogłowych”? Co zrobiliśmy z naszymi braćmi i siostrami w rozumie? Dlaczego wszyscy zniknęli?
Czy to dlatego, że neandertalczycy byli słabsi od nas? Wręcz przeciwnie, byli mięśniakami z bicepsami jak marynarz Popeye po puszce szpinaku. Co ważniejsze, byli twardzi. Tak stwierdzili dwaj amerykańscy archeolodzy w latach 90. po szczegółowej analizie ogromnej liczby złamanych kości neandertalczyków. Doprowadziło to naukowców do porównania ich z pewną dzisiejszą grupą zawodową, która również cierpi na wysoki odsetek „gwałtownych spotkań” z dużymi zwierzętami. Kowboje na rodeo.
Archeolodzy nawiązali kontakt z – nie żartuję! – Stowarzyszeniem Zawodowych Kowbojów Rodeo, które w latach 80. zanotowało wśród swoich członków 2593 urazy[17]. Po porównaniu tych danych z informacjami na temat neandertalczyków naukowcy zauważyli uderzające podobieństwa. Jedyna różnica? Neandertalczycy nie jeździli na wierzgających koniach ani nie łapali bydła na lasso, ale mierzyli się z mamutami i tygrysami szablozębnymi[18].
No dobra, skoro więc neandertalczycy nie byli od nas słabsi, to może chociaż głupsi?
Tutaj sytuacja robi się jeszcze bardziej bolesna. Mózg neandertalczyka