przekonujących dowodów na prehistoryczne działania wojenne[47]. W późniejszych okresach to już inna historia. „Wojna nie cofa się w czasie w nieskończoność”, mówi znany antropolog Brian Ferguson. „Miała swój początek”[48].
ROZDZIAŁ PIĄTY
KLĄTWA CYWILIZACJI
1
Czy Jean-Jacques Rousseau miał rację? Czy ludzie są szlachetni z natury i czy wszyscy mieliśmy się dobrze, dopóki nie pojawiła się cywilizacja?
Zacząłem odnosić takie właśnie wrażenie. Weźmy pod uwagę następującą relację z 1492 roku, zdaną przez podróżnika dopływającego do brzegu Bahamów. Był zaskoczony spokojem mieszkańców. „Oni nie noszą broni i nie znają jej, bo pokazałem im miecz… i z ignorancji się pokaleczyli”. W ten sposób do głowy przyszedł mu pewien pomysł. „Byliby dobrymi służącymi… Przy pomocy pięćdziesięciu ludzi możemy ich wszystkich podporządkować i zmusić do wypełnienia każdego naszego rozkazu”[1].
Krzysztof Kolumb – podróżnik, o którym mowa – nie tracił czasu i natychmiast przystąpił do realizacji swojego planu. W następnym roku wrócił z siedemnastoma statkami i tysiącem pięciuset ludzi, a następnie rozpoczął transatlantycki handel „żywym towarem”. Pół wieku później na Karaibach pozostało mniej niż 1 procent rdzennej populacji – reszta została niewolnikami lub umarła z powodu chorób.
Dla tych tak zwanych dzikusów spotkanie z „cywilizowanymi” kolonistami musiało być sporym szokiem. Niektórym tubylcom sam pomysł, że jeden człowiek może porwać lub zabić drugiego, mógł wydawać się niedorzeczny. Jeśli sądzisz, że koloryzuję, to weź pod uwagę fakt, iż do dzisiaj na świecie istnieją miejsca, w których morderstwo jest czymś niepojętym.
Na przykład na rozległych wodach Oceanu Spokojnego znajduje się malutki atol o nazwie Ifalik. Po drugiej wojnie światowej marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych wyświetliła na wyspie parę hollywoodzkich filmów, by nawiązać dobre kontakty z jej mieszkańcami. Okazało się to najbardziej przerażającą rzeczą, jaką wyspiarze kiedykolwiek widzieli. Przemoc na ekranie tak zaniepokoiła niczego niepodejrzewających tubylców, że niektórzy przez kilka dni chorowali.
Kiedy po latach na wyspę przypłynęła pewna antropolożka, by przeprowadzić prace badawcze, mieszkańcy ciągle ją pytali: czy to prawda? Czy w Ameryce naprawdę są ludzie, którzy potrafią zabić drugiego człowieka?[2]
Tak więc ta tajemnica leży w sercu ludzkiej historii. Skoro znajduje się w nas głęboko zakorzeniona instynktowna niechęć do przemocy, to gdzie popełniono błąd? Skoro wojna miała jakiś początek, to co ją zaczęło?
Przede wszystkim mała uwaga na temat życia w prehistorii: musimy wystrzegać się malowania zbyt romantycznego obrazu naszych przodków. Istoty ludzkie nigdy nie były aniołami. Zazdrość, złość i nienawiść to odwieczne emocje, które zawsze zbierały swoje żniwo. W dawnych czasach ludzie również gotowali się z wściekłości. I uczciwie rzecz ujmując, Ludzkie Szczenię nigdy nie podbiłoby świata, gdybyśmy, w rzadkich przypadkach, nie przeszli do ofensywy.
Aby zrozumieć tę ostatnią kwestię, musisz dowiedzieć się czegoś na temat prehistorycznej polityki. Zasadniczo nasi przodkowie byli uczuleni na nierówność. Decyzje były podejmowane grupowo i wymagały długich dyskusji, w których każdy miał prawo głosu. „Koczowniczy pionierzy”, stwierdził jeden z amerykańskich antropologów na podstawie imponującej liczby 339 badań terenowych, „są powszechnie – ale nie obsesyjnie – zainteresowani zachowaniem wolności od władzy innych ludzi”[3].
Różne stopnie władzy wśród mieszkańców plemienia były – o ile nomadowie w ogóle je tolerowali – tymczasowe i służyły konkretnemu celowi. Przywódcy byli bardziej kompetentni, wykwalifikowani i charyzmatyczni. To znaczy, że mieli możliwość wykonania konkretnych zadań. Naukowcy nazywają to nierównością bazującą na osiągnięciach.
Jednocześnie społeczeństwa te posiadały prostą broń, dzięki której wszyscy nabierali pokory: skromność. Relacja kanadyjskiego antropologa Richarda Lee o jego życiu wśród plemienia !Kung na pustyni Kalahari uświadamia nam, jak mogło to funkcjonować wśród naszych przodków. Poniżej znajduje się opis przedstawiony przez członka plemienia, który opowiadał, w jaki sposób miał zachowywać się myśliwy po udanym polowaniu:
„Musi najpierw usiąść w ciszy, aż ktoś inny podejdzie do jego ogniska i zapyta: »Co dziś widziałeś?«. Myśliwy odpowiada cicho: »Ach, nie jestem dobry w polowaniu. Nic nie widziałem… Może tylko małe zwierzątko«. Wtedy uśmiecham się do siebie, bo teraz wiem już, że zabił coś wielkiego”[4].
Nie zrozum mnie źle – duma istnieje od wieków, podobnie jak chciwość. Ale przez tysiące lat szczenię robiło wszystko, żeby zdusić te tendencje. Jak ujął to jeden z członków !Kung: „Odmawiamy temu, kto się chwali, bo pewnego dnia jego duma sprawi, że kogoś zabije. Zawsze więc traktujemy jego mięso jak bezwartościowe. W ten sposób chłodzimy jego serce i sprawiamy, że łagodnieje”[5]. Tabu wśród myśliwych-zbieraczy było również odkładanie i magazynowanie zapasów. Przez większą część naszej historii nie gromadziliśmy rzeczy, lecz przyjaźnie. Zawsze dziwiło to europejskich odkrywców, którzy wyrażali zdumienie hojnością napotkanych przez siebie narodów. „Kiedy prosisz o coś, co mają, nigdy nie odmówią”, napisał Krzysztof Kolumb w swoim dzienniku. „Wręcz przeciwnie, proponują, że mogą podzielić się tym z każdym”[6].
Oczywiście zawsze znalazły się osoby, które nie chciały przestrzegać etosu sprawiedliwego podziału. Ale ci, którzy stali się zbyt aroganccy lub chciwi, ryzykowali wygnanie. A jeśli to nie zadziałało, istniało jedno ostateczne rozwiązanie.
Przeanalizujmy następujący incydent, do którego doszło wśród mieszkańców plemienia !Kung. Główną postacią jest tu /Twi, członek plemienia, który stawał się coraz bardziej nieposkromiony i zabił już dwie osoby. Grupa miała dość: „Wszyscy strzelali do niego zatrutymi strzałami, aż wyglądał jak jeżozwierz. Następnie, po jego śmierci, wszystkie kobiety i wszyscy mężczyźni podeszli do jego ciała i dźgali je włóczniami, symbolicznie dzieląc się odpowiedzialnością za jego śmierć”[7].
Antropolodzy uważają, że w prehistorii do takich interwencji musiało dochodzić, kiedy plemiona pozbywały się swoich członków, u których rozwinął się kompleks wyższości. Był to jeden ze sposobów, w jaki my, ludzie, się udomowiliśmy: agresywne osoby traciły okazję do rozmnażania się, podczas gdy bardziej sympatyczne osobniki miały więcej potomstwa[8].
Przez większość ludzkiej historii kobiety i mężczyźni byli sobie mniej więcej równi. Wbrew naszym wyobrażeniom o jaskiniowcu, który walił się pięściami w pierś, biegał z kijem i był w gorącej wodzie kąpany, nasi męscy przodkowie prawdopodobnie wcale nie byli macho. Zaliczali się raczej do protofeministów.
Naukowcy podejrzewają, że równość płci oferowała Homo sapiens kluczową przewagę nad innymi homininami, takimi jak neandertalczycy. Badania terenowe wykazują, że w społeczeństwach zdominowanych przez płeć brzydką mężczyźni najczęściej spotykają się z braćmi i kuzynami płci męskiej. W społeczeństwach, w których władza jest dzielona z kobietami, ludzie mają bardziej zróżnicowane sieci społeczne[9]. I, jak już przekonaliśmy się w rozdziale 3, posiadanie większej liczby przyjaciół ostatecznie czyni człowieka mądrzejszym.
Równość seksualna przejawiała się również w rodzicielstwie. Mężczyźni w prymitywnych społeczeństwach spędzali więcej czasu ze swoimi dziećmi niż wielu ojców obecnie[10]. Wychowanie dzieci było wspólnym obowiązkiem całego plemienia: niemowlęta były noszone przez wszystkich, a czasami nawet karmione piersią przez różne kobiety. „Takie wczesne doświadczenia”, zauważa jeden z antropologów, „pomagają wyjaśnić,