a mężczyźni z tego plemienia, którzy kogoś zabili, mieli trzy razy więcej dzieci niż ich pacyfistycznie nastawieni pobratymcy („mięczaki”, jak to określił Chagnon)[36].
Ale jak wiarygodne są jego badania? Obecny konsensus naukowy jest taki, że większość plemion żyjących jeszcze dziś jako myśliwi-zbieracze nie jest reprezentatywna dla sposobu, w jaki żyli nasi przodkowie. Tkwią po uszy w cywilizowanym społeczeństwie i mają częste kontakty z rolnikami oraz mieszkańcami miasta. Już sam prosty fakt, że śledzili ich antropolodzy, czyni ich „skażonymi” jako badaną populację. (Nawiasem mówiąc, niewiele plemion jest bardziej „skażonych” niż Janomamowie. W zamian za ich pomoc Chagnon rozdał im siekiery i maczety, a następnie doszedł do wniosku, że ludzie ci byli strasznie brutalni)[37].
A twierdzenie, że zabójcy mieli więcej dzieci niż pacyfiści? Kompletnie nie trzyma się kupy. To dlatego, że Chagnon popełnił dwa poważne błędy. Po pierwsze, zapomniał skorygować wiek: zabójcy w jego bazie danych byli średnio dziesięć lat starsi od „mięczaków”. Tak więc trzydziestopięciolatkowie mieli więcej dzieci niż dwudziestopięciolatkowie. Nie ma w tym nic dziwnego.
Drugim fundamentalnym błędem Chagnona było to, że uwzględnił on tylko potomstwo morderców, którzy jeszcze żyli. Zignorował fakt, że ludzi, którzy mordują innych, często spotyka zasłużona kara. Innymi słowy zemsta. Jeśli zignorujesz te fakty i będziesz analizować wyłącznie zwycięzców, rzeczywiście odniesiesz sukces[38].
Po wizycie antropologa Janomamowie dodali do swojego słownika nowe słowo: antro. Definicja? „Potężny nieczłowiek z bardzo zakłóconymi tendencjami i dzikimi ekscentryzmami”[39]. W 1995 roku ten konkretny antro otrzymał zakaz powrotu na terytorium Janomamów.
Najwyraźniej bestseller Chagnona najlepiej jest ignorować. Mamy jeszcze jednak tysiącstronicowe tomiszcze psychologa Stevena Pinkera ze wszystkimi jego wykresami i tabelami, będącymi zdecydowanym dowodem na naszą brutalną naturę.
W Zmierzchu przemocy Pinker oblicza średni wskaźnik zabójstw wśród ośmiu prymitywnych społeczeństw i wychodzi mu alarmujący poziom 14 procent. Dane te pojawiły się w szanowanych czasopismach, takich jak „Science”, i były bez końca, a przy tym bezmyślnie, powtarzane w gazetach oraz telewizji. Kiedy jednak inni naukowcy przejrzeli jego materiał źródłowy, odkryli, że Pinker pomieszał pewne kwestie.
Teraz omówię sprawy techniczne, musimy jednak zrozumieć, gdzie popełnił błąd. Pytanie, na które chcemy odpowiedzieć, brzmi: czy istnieją ludy, do dziś jeszcze zajmujące się polowaniem i zbieractwem, reprezentatywne dla tego, jak ludzie żyli 50 tysięcy lat temu? Przecież przez 95 procent historii ludzkości byliśmy nomadami, wędrującymi po świecie w małych, stosunkowo egalitarnych grupach.
Pinker postanowił skupić się głównie na kulturach hybrydowych. Są to plemiona, które zajmują się polowaniem i zbieractwem, ale także jeżdżą konno, mieszkają razem w osadach lub trudnią się „na boku” rolnictwem. Wszystkie te czynności są stosunkowo nowe. Ludzie zaczęli uprawiać ziemię dopiero 10 tysięcy lat temu, a konie udomowione zostały dopiero 5 tysięcy lat temu. Jeśli chcesz się dowiedzieć, jak nasi dalecy przodkowie żyli 50 tysięcy lat temu, nie ma sensu analizować zachowania ludzi, którzy hodują konie i uprawiają ogródki warzywne.
Nawet jeśli przymkniemy oko na metody Pinkera, okaże się, że podane przez niego dane są problematyczne. Według psychologa 30 procent zgonów wśród plemienia Aché w Paragwaju (plemię nr 1 na jego liście) oraz 21 procent zgonów wśród plemienia Hiwi w Wenezueli i Kolumbii (plemię nr 3) przypisuje się działaniom wojennym. Wyglądało na to, że ci ludzie byli żądni krwi.
Jednak antropolog Douglas Fry był sceptyczny. Przeglądając oryginalne źródła, odkrył, że wszystkich czterdzieści sześć przypadków tego, co Pinker zakwalifikował jako „zgony w czasie wojny” w plemieniu Aché, tak naprawdę dotyczyło jakiegoś członka plemienia wymienionego jako „zastrzelony przez Paragwajczyka”.
Aché nie zabijali się nawzajem, ale byli „nieustannie ścigani przez handlarzy niewolników i atakowani przez paragwajskich mieszkańców pogranicza”, czytamy w oryginalnym źródle, podczas gdy oni sami „pragną pokojowych stosunków ze swoimi potężniejszymi sąsiadami”. Tak samo było z Hiwi. Wszyscy mężczyźni, kobiety i dzieci wymienieni przez Pinkera jako śmiertelne ofiary wojny zostali zamordowani w 1968 roku przez miejscowych hodowców bydła[40].
I takie są te pewne dane Pinkera. Ci koczownicy byli dalecy od zabijania siebie nawzajem – padli ofiarą „cywilizowanych” rolników posiadających zaawansowaną broń. „Wykresy słupkowe i tabele procentowe […] tworzą atmosferę naukowego obiektywizmu”, pisze Fry. „Ale w tym przypadku to wszystko jest iluzją”[41].
Czego zatem możemy się dowiedzieć z nowoczesnej antropologii? Co się stanie, jeśli przyjrzymy się społeczeństwu, które nie ma osiedli, rolnictwa ani koni – społeczeństwu, które może służyć za wzór dla naszego dawnego życia?
Brawo: kiedy badamy tego typu społeczeństwa, okazuje się, że wojna jest rzadkością. Na podstawie listy reprezentatywnych plemion sporządzonej dla czasopisma „Science” w 2013 roku Douglas Fry stwierdza, że koczowniczy myśliwi-zbieracze unikają przemocy[42]. Nomadzi wolą rozwiązać konflikty słownie lub po prostu przenieść się do następnej doliny. Brzmi to bardzo podobnie do historii chłopców z ’Ata: kiedy atmosfera robiła się gorąca, szli w różne części wyspy, aby się uspokoić.
I jeszcze jedno. Antropolodzy od dawna zakładali, że prehistoryczne sieci społeczne były małe, a ludzie włóczyli się po dżungli w grupach trzydziestu lub czterdziestu krewnych. Wszelkie spotkania z innymi grupami szybko przeradzały się w wojnę.
Jednak w 2011 roku zespół amerykańskich antropologów nakreślił sieci społeczne trzydziestu dwóch prymitywnych społeczeństw na całym świecie, od Inuitów na Alasce po Weddów na Sri Lance. Okazuje się, że koczownicy są niezwykle towarzyscy. Ciągle gromadzą się, by jeść, świętować, śpiewać i poślubiać ludzi z innych grup.
Prawdą jest, że poszukują jedzenia w małych grupach liczących od trzydziestu do czterdziestu osób, ale grupy te składają się głównie z przyjaciół, a nie z rodziny, i stale wymieniają się członkami. W związku z tym ich sieci społeczne są bardzo rozległe. W badaniu z 2014 roku obliczono, że przeciętny członek plemienia Aché w Paragwaju czy Hadza w Tanzanii spotyka się w ciągu swojego życia aż z tysiącem ludzi[43].
Krótko mówiąc, istnieją wszelkie powody, aby sądzić, że przeciętny prehistoryczny człowiek miał duży krąg przyjaciół. Ciągłe poznawanie nowych ludzi oznaczało ciągłe uczenie się nowych rzeczy – i dopiero wtedy mogliśmy stać się mądrzejsi od neandertalczyków[44].
Jest jeszcze jeden sposób na rozwiązanie kwestii agresywnej natury wczesnego człowieka. Przez kopanie. Dowody archeologiczne mogą dać najlepszą możliwość rozstrzygnięcia sporu między Hobbesem a Rousseau, ponieważ zapis w skamieniałościach nie będzie „skażony” przez badaczy tak jak współczesne plemiona. Jest jednak jeden problem: myśliwi-zbieracze podróżowali bez większego bagażu. Mieli niewiele i niewiele po sobie zostawiali.
Na szczęście dla nas jest ważny wyjątek. Malarstwo jaskiniowe. Gdyby nasz stan natury był „wojną wszystkich przeciwko wszystkim”, tak jak mówi Hobbes, można by się spodziewać, że w pewnej chwili ktoś powinien to namalować. Ale taki obraz nigdy nie został odnaleziony. Istnieją tysiące rysunków naskalnych z tego czasu ukazujących polowania na bizony, konie czy gazele, a nie ma ani jednego malowidła przedstawiającego wojnę[45].
Co w takim razie ze starożytnymi szkieletami? Na podstawie znalezisk z dwudziestu jeden wykopalisk Steven Pinker stwierdził, że odsetek zabójstw wynosił 15 procent. Ale tak jak wcześniej wkradło się tutaj trochę bałaganu. Dwadzieścia z dwudziestu jeden wykopalisk pochodzi z okresu po wynalezieniu rolnictwa, udomowieniu koni lub powstaniu osad,