Rutger Bregman

Homo sapiens


Скачать книгу

– przyp. red.] zostało załadowanych co najmniej dwa razy, a połowa z nich więcej niż trzy razy. Jeden muszkiet miał w lufie aż dwadzieścia trzy kule – co jest absurdalne. Ci żołnierze zostali dokładnie przeszkoleni przez swoich oficerów. Karabiny, jak wszyscy wiedzieli, były zaprojektowane tak, aby wystrzelić jedną kulę naraz.

      Co więc zrobili żołnierze? Dopiero znacznie później historycy zorientowali się, że ładowanie broni jest doskonałą wymówką, aby nie strzelać. A jeśli muszkiet był już załadowany, to… no cóż, ładowało się go raz jeszcze. I jeszcze[25].

      Podobne ustalenia poczyniono w armii francuskiej. Na podstawie szczegółowej ankiety przeprowadzonej wśród jej oficerów w latach 60. XIX wieku francuski pułkownik Charles Ardant du Picq odkrył, że żołnierze nie są zbytnio zainteresowani walką. Gdy już strzelali z broni, często celowali zbyt wysoko. Mogło to trwać całymi godzinami: dwie armie strzelają sobie nad głowami, podczas gdy wszyscy żołnierze szukają wymówki, by w tym czasie zrobić coś innego – cokolwiek (uzupełnić amunicję, załadować broń, szukać schronienia).

      „Oczywisty wniosek”, pisze ekspert wojskowy Dave Grossman, „jest taki, że większość żołnierzy nie próbowała zabić wroga”[26].

      Czytając to, nagle przypomniałem sobie fragment o tym samym zjawisku, napisany przez jednego z moich ulubionych autorów. „I tak już było podczas tej wojny, że kiedy tylko ktoś mógł w kogoś nie trafić, to zawsze mu się to udawało”, napisał George Orwell w swoim klasyku o hiszpańskiej wojnie domowej W hołdzie dla Katalonii[27]. Nie oznacza to oczywiście, że nie było ofiar, ale według Orwella większość żołnierzy, którzy trafili do szpitala, sama się zraniła. Przez przypadek.

      W ostatnich latach za wnioskami pułkownika Marshalla stoi ogromna grupa ekspertów. Wśród nich jest socjolog Randall Collins, który przeanalizował setki zdjęć żołnierzy w walce i, powtarzając szacunki Marshalla, wylicza, że tylko około 13 do 18 procent wystrzeliło z posiadanej przez siebie broni[28].

      „Sądząc po najczęściej występujących dowodach, Hobbesowski obraz człowieka jest empirycznie błędny”, twierdzi Collins. „Ludzie są stworzeni do solidarności; i to właśnie sprawia, że przemoc jest tak trudna”[29].

      4

      Do dziś nasza kultura jest przesiąknięta mitem, że łatwo jest zadać ból innym. Pomyśl o bohaterach filmów akcji, takich jak Rambo, czy ciągle jeszcze walczący Indiana Jones. Spójrz na sposób, w jaki pięści idą w ruch w filmach i w telewizji – gdzie przemoc rozprzestrzenia się jak infekcja: człowiek się potyka, pada na kogoś innego, kto przypadkowo zadaje mu cios, i zanim się orientujesz, jesteś w środku wojny wszystkich przeciwko wszystkim.

      Ale obraz zgotowany nam przez Hollywood ma mniej więcej tyle samo wspólnego z prawdziwą przemocą, co pornografia z prawdziwym seksem. W rzeczywistości, jak mówi nauka, przemoc nie jest zaraźliwa, nie trwa zbyt długo i z pewnością nie jest łatwa.

      Im więcej czytałem o analizach pułkownika Marshalla i późniejszych badaniach, tym bardziej zacząłem wątpić w to, że nasza natura podżega nas do wojny. Przecież jeśli Hobbes miał rację, wszyscy powinniśmy czerpać przyjemność z zabijania innych osób. To prawda, być może zabijanie nie byłoby tak popularne jak seks, ale z pewnością nie wywoływałoby głębokiej awersji.

      Jeśli natomiast Rousseau miał rację, to koczowniczy poszukiwacze powinni być w dużej mierze spokojni. W takim przypadku przez dziesiątki tysięcy lat, kiedy to Ludzkie Szczenię zaludniało ziemię, musieliśmy rozwinąć naszą wewnętrzną antypatię wobec rozlewu krwi.

      Czy Steven Pinker, psycholog i autor wielkiego tomiszcza, może się mylić? Czy jego kuszące statystyki dotyczące wielu ofiar wojen prehistorycznych – które tak chętnie przytaczałem we wcześniejszych książkach i artykułach – mogą być błędne?

      Postanowiłem wrócić do punktu wyjścia. Tym razem przestałem czytać publikacje przeznaczone dla zwykłych czytelników i zagłębiłem się w literaturę akademicką. Niewiele później odkryłem pewien schemat. Kiedy jakiś naukowiec przedstawiał ludzi jako zabójcze naczelne, media szybko podchwytywały jego pracę.

      Jeśli ktoś wysuwał przeciwną teorię, praktycznie nikt go nie słuchał.

      Zastanawiam się, czy nasza fascynacja horrorem i widowiskiem wprowadza nas w błąd? Co by było, gdyby prawda naukowa diametralnie różniła się od tego, w co kazały nam wierzyć bestsellerowe i najczęściej cytowane publikacje?

      Powróćmy do Raymonda Darta, człowieka, który w latach 20. ubiegłego wieku badał pierwsze odkryte szczątki Australopithecus africanus. Po zbadaniu uszkodzonych kości mających dwa miliony lat homininów doszedł do wniosku, że stworzenia te musiały być krwiożerczymi kanibalami.

      Ten wniosek był hitem. Wystarczy spojrzeć na takie filmy jak oryginalna Planeta małp i 2001: Odyseja kosmiczna (oba z 1968 roku), bazujące na teorii zabójczej małpy. „Interesuje mnie brutalna i przemocowa natura człowieka”, potwierdził w wywiadzie reżyser Stanley Kubrick, „ponieważ jest to jego prawdziwy obraz”[30].

      Dopiero wiele lat później naukowcy uświadomili sobie, że pozostałości Australopithecus africanus wskazywały zupełnie inny kierunek. Kości, zgadzają się teraz eksperci, zostały uszkodzone nie przez inne homininy (wymachujące kamieniami, kłami lub rogami), ale przez drapieżniki. Tak samo było w przypadku osobnika, którego czaszkę w 1924 roku badał Raymond Dart. W 2006 roku pojawił się nowy werdykt: sprawca był dużym ptakiem drapieżnym[31].

      A co z szympansami, naszymi bliskimi krewnymi, którzy znani są z tego, że odrywają sobie nawzajem kończyny? Czyż nie są one żywym dowodem na to, że żądza krwi jest wyryta w naszych genach?

      Nadal stanowi to punkt sporny. Między innymi uczeni nie zgadzają się co do tego, że szympansy przypuszczają atak. Niektórzy mówią, że winna jest sama ingerencja człowieka, oskarżając go o regularne karmienie szympansów bananami – tak jak Jane Goodall w Tanzanii – co rzekomo pobudza zwierzęta do większej agresji. Przecież żadne zwierzę nie chce przegapić łatwo dostępnych przysmaków[32].

      Z początku wyjaśnienie to wydawało mi się bardzo nęcące, ale ostatecznie nie byłem co do niego przekonany. Na wyobraźnię zadziałały mi za to badania z 2014 roku przedstawiające dane zebrane w osiemnastu koloniach szympansów na przestrzeni pięćdziesięciu lat[33]. Bez względu na to, z której strony patrzeć, badacze nie znaleźli korelacji między liczbą zabójstw dokonanych przez małpy a ingerencją człowieka. Doszli do wniosku, że szympansy są równie dzikie i bez bodźców zewnętrznych.

      Na szczęście nasze drzewo genealogiczne ma więcej rozgałęzień. Na przykład takie goryle są o wiele spokojniejsze. Albo, jeszcze lepiej, bonobo, szympansy karłowate. Te ssaki naczelne z chudą szyją, dłońmi o delikatnych kościach i małymi zębami wolą bawić się cały dzień, są bardzo przyjazne i nigdy całkowicie nie dorastają.

      Coś ci świta? Pewnie, biolodzy podejrzewają, że bonobo się udomowiły, tak jak Ludzkie Szczenięta. Nawiasem mówiąc, ich twarze mają niesamowicie człowieczy wygląd[34]. Jeśli chcemy szukać podobieństw, to właśnie od tego powinniśmy zacząć.

      *

      Jaki jednak sens ma ta gorąca debata na temat naszych najbliższych krewnych? Ludzie nie są ani szympansami, ani szympansami karłowatymi. Wiadomo, że istnieje ponad dwieście różnych gatunków ssaków naczelnych i że między nimi występują znaczne różnice. Robert Sapolsky, czołowy prymatolog, uważa, że małpy niewiele mogą nas nauczyć o naszych ludzkich przodkach, i pisze: „Ta debata jest bez sensu”[35].

      Musimy wrócić do prawdziwego pytania – tego, które porwało Hobbesa i Rousseau.

      Na ile zdolny do przemocy był człowiek pierwotny?

      Wcześniej wspomniałem, że istnieją dwa sposoby, by się