że jego napletek jest zamknięty na małą, złotą, pięknie wykonaną kłódkę, do której kluczyk zatrzymała ona!
To już raczej mniej urocze. Myślę, że to w pewnym sensie romantyczne, ale nie każdy doceniłby tego rodzaju gest.
Zdawałoby się, że damie nie brakowało elokwencji, gdyż swoją retoryką utrzymywała kochanka w dobrym nastroju, w czym pomagała sobie sporadycznymi pieszczotami, i przekonała go nie tylko do wyrażenia zgody na pozostawienie kłódki, lecz także do uznania jej za nader dekoracyjny dodatek. Uzyskała nawet przyzwolenie na powtórne zakładanie kłódki za każdym razem, kiedy przez jakiś czas przebita skóra wydawała się osłabiona, i wreszcie – jakkolwiek niewiarygodne może się to wydawać – na założenie dwóch kłódek „dla zapewnienia sobie podwójnej pewności”.
To już wydaje się lekką przesadą i może zaskakiwać, że luby się na to zgodził. Z drugiej strony możliwe, że M. uznawał całą rzecz za znacznie przyjemniejszą, niż chciał przyznać przed lekarzami.
W tym stanie M. pozostawał przez cztery lub pięć lat, stale nosząc na napletku jedną lub dwie kłódki, do których klucze pieczołowicie przechowywała kochanka. Ostateczne konsekwencje były takie, że napletek został zmieniony chorobowo i w czasie, gdy zwrócono się o poradę do p. Dupuytrena, groził już rozwój schorzenia rakowatego.
Określenia „rakowate” używano niekiedy w opisach utrzymujących się owrzodzeń, a nie złośliwych zmian rozrostowych, mogło to więc być po prostu przewlekłe zakażenie tego wyjątkowo delikatnego miejsca.
Przyjęto najbezpieczniejszy i najskuteczniejszy kierunek postępowania. Usunięto napletek w drodze zabiegu operacyjnego przypominającego nieomal obrzezanie. Leczenie, prowadzone pod nadzorem p. Sansona, zakończyło się pełnym wyleczeniem w ciągu niespełna trzech tygodni. Pacjent pozostawał idealnie zdrowy17.
Miejmy nadzieję, że ów francuski magnat przemysłowy zdołał zataić przykry epizod przed pracownikami. Nie jest to bowiem anegdota tego rodzaju, z jaką chciałoby się wystąpić na bożonarodzeniowym przyjęciu dla personelu firmy.
15 Fibula – ozdobna sprzączka stosowana w starożytności do spinania odzieży (przyp. tłum.).
16 Case of infibulation, followed by a schirrous affection of the prepuce, „London Medical and Physical Journal” 58, nr 345 (1827), s. 558–559.
17 Teraz, kiedy i ty już wiesz, jakie jest znaczenie tego słowa, czemu by nie spróbować użyć go podczas swobodnej rozmowy?
Chłopak, który wsadził swój knot do świecznika
Guillaume Dupuytren, jako najsłynniejszy i odnoszący największe sukcesy francuski chirurg z początku XIX wieku, mógł być dumny z kilku powodów: odznaczał się wirtuozerską techniką chirurgiczną, opanował do perfekcji każdy zabieg ze swojego repertuaru, a także wynalazł kilka nowych. Studenci medycyny z całej Europy zjeżdżali się do niego, by ściśnięci na szarym końcu sali wykładowej na własne uszy móc wysłuchać jego popisów elokwencji. Zbił tak bajeczny majątek, że pewnego razu zaoferował Karolowi X Burbonowi pożyczkę w wysokości miliona franków, która miała złagodzić niedostatki życia na wygnaniu18. Dupuytren był dobry i wiedział o tym. Kiedy jeden z młodszych kolegów po fachu skomplementował go za niezawodną na pozór perfekcję podczas operacji, odpowiedział: „Je me suis trompé, mais je crois m’être trompé moins que les autres” (Popełniałem błędy, ale sądzę, że zrobiłem ich mniej niż inni).
W karierze Dupuytrena roiło się od śmiałych chirurgicznych wyczynów i doniosłych przypadków. Należy do nich również poniższy. Opisany w 1827 roku na łamach paryskiego czasopisma, ukazał się pod tytułem, który można z grubsza przetłumaczyć następująco:
Utknięcie członka w świeczniku.
Do Hôtel-Dieu zgłosił się pewien chłopak, uczeń bednarski. Po jego jękach, nabrzmiałych rysach zaczerwienionej twarzy, chodzie znamionującym ból, pochylaniu się przy chodzeniu, sposobie stawiania stóp i kurczowym ściskaniu genitaliów można było poznać, że odczuwa silny ból, a jego źródłem są prawdopodobnie drogi moczowe. Zdejmując pospiesznie bieliznę, zdołał wyjąkać, że cierpi z powodu zatrzymania moczu, po czym wyjął członek o barwie purpurowej, niezmiernie obrzęknięty, a pośrodku rozdzielony głęboką bruzdą. Po rozdzieleniu fałdów skóry tworzących brzegi owego zagłębienia p. Dupuytren odkrył ciało obce z żółtego metalu; rozsunął skórę jeszcze głębiej i ku swemu zdumieniu rozpoznał oprawkę świecznika, której szerszy koniec był zwrócony ku przodowi, to jest w kierunku kości łonowej.
Słowo „oprawka” to chyba nie najlepsze tłumaczenie oryginalnego francuskiego wyrazu bobèche, oznaczającego rodzaj pierścienia lub kołnierza wokół zewnętrznej części świecznika, mającego chwytać krople stopionego wosku albo, jak w tym wypadku, członek chłopaka.
Pacjent przeżywał okropne katusze. Od trzech dni nie oddawał moczu; pęcherz miał ogromnie rozdęty, sięgający aż do pępka, członek zaś był zagrożony rychłą gangreną19. Zasadniczym działaniem było niezwłoczne usunięcie przyczyny zaciśnięcia tkanek i zatrzymania moczu. Podczas przygotowywania narzędzi do operacji pacjent, naciskany pytaniami, wyznał, że w trakcie jakiejś rozpustnej, pijackiej zabawy wziął oprawkę świecznika w jakimś innym celu i włożył w nią członek.
Ach, te chłopaki, co?
Po wciśnięciu członka w ten rurkowaty przyrząd nie mógł go wyciągnąć, a wszystkie wysiłki tylko pogarszały nieszczęśliwą sytuację, co więcej, ostry i wąski wlot oprawki był zwrócony ku przodowi i wciskał się w brzeg żołędzi prącia, którą zaczął był już ranić.
Au!
P. Dupuytren najpierw naciął szeroki koniec oprawki w dwóch punktach naprzeciw siebie, następnie ze znacznymi trudnościami, ze względu na obrzęk okolicy, rozdzielił oprawkę na dwie części, przedłużając nacięcie. Wtedy asystent mógł wprowadzić cieńsze końce dwóch szpatułek pomiędzy krawędzie rozdzielonego cylindra, który wkrótce uległ wysiłkom chirurga oraz jego pomocnika i rozdzielił się na dwie części, natychmiast uwalniając członek.
Brzmi to tak, jak gdyby podczas operacji potrzebny był zastęp strażaków zamiast chirurga. Tak czy inaczej podejrzewam, że większość mężczyzn sprzeciwiałaby się manipulacjom z użyciem tnących narzędzi w tak bliskim sąsiedztwie ich własnego, hm… narzędzia. Po trzech dniach nieoddawania moczu zawartość pęcherza chłopaka musiała pozostawać pod ogromnym ciśnieniem, nie trzeba zatem zbyt bujnej wyobraźni, by się domyślić, co się stało po zwolnieniu ujścia.
P. Dupuytren poznał, że zadzierzgnięcie zostało pomyślnie usunięte, kiedy w jego kierunku trysnął strumień moczu.
Urocze.
Pacjent, zarazem zawstydzony i zachwycony, niezwłocznie wybiegł, nie zawracając sobie głowy nakładaniem kalesonów, a gdy przeciskał się przez tłum, pozostawił na nich – i na placu przed katedrą Notre Dame – obfite płynne dowody pomyślnego wyniku operacji, która od razu zlikwidowała jego katusze, jakie cierpiał wskutek zatrzymania moczu, a także niebezpieczeństwo gangreny, a nawet śmierci20.
Jestem pewien, że p. Dupuytren podzielał zachwyt młodego mężczyzny, kiedy tylko wyżął przemoczone ubranie.