obfity krwotok. Zaiste trudny dylemat. Rozwiązanie, na które wpadł lekarz, było niesłychanie pomysłowe.
Pomyślałem zatem, że zalecę pacjentowi, by wypełnił sobie żołądek pożywieniem, które mogłoby posłużyć jako substancja absorbująca szkło, a następnie wywołam wymioty. Wystarałem się zatem o kapustę, którą ugotowano; pacjent zjadł znaczną jej ilość, po czym podałem mu dwa grany34 emetyku z kwasu winowego i szklankę wody.
Chętnie bym się dowiedział, ile główek kapusty stanowiło „znaczną ilość”, ale zgaduję, że więcej niż dwie. Miejmy nadzieję, że student lubił kapustę.
Wkrótce pacjent zwymiotował i wśród kapusty zwrócił znaczną ilość szkła. Następnie wypił szczodrą porcję mleka, wziął kąpiel, po czym zaaplikowano mu zmiękczającą lewatywę.
Ówcześni lekarze dysponowali najprzeróżniejszymi recepturami na wlewy doodbytnicze, czyli lewatywy, jak je powszechnie nazywano. Pewien autor wyróżnia osiem ich typów: przeczyszczające, wymiotne, tonizujące, pobudzające, rozpuszczające, znieczulające, przeciwdziałające zaparciom i zmiękczające. Lewatywy zmiękczającej, zdaniem jednego z autorytetów, „wymagają przypadki dyzenterii oraz innych chorób, którym towarzyszy znaczne podrażnienie jelit”. Najwyraźniej było tyle samo receptur, na podstawie których przygotowywano lewatywy, ilu stosujących je medyków. Osiemnastowieczny lekarz Richard Brookes używał oleju palmowego, krowiego mleka i żółtek jaj; Richard Reece w dziele Medical Guide (Poradnik medyczny) z 1828 roku sugeruje, że wlewy doodbytnicze powinny zawierać „substancje galaretowate i oleiste, jak wywary z korzeni i liści prawoślazu lekarskiego, siemienia lnianego, jęczmienia, krochmalu, kopyt i mięsa cieląt, strużyn z jeleniego rogu itd.”; Thomas Mitchell z kolei, w Materia Medica and Therapeutics (Medycyna i terapia, 1857), dowodzi, że:
Dobrą lewatywę zmiękczającą otrzyma się przez rozpuszczenie od dwóch do czterech uncji35 świeżego masła lub takiej samej ilości oliwy w połowie pinty36 rzadkiego krochmalu lub śliskiego naparu z wiązu. Uncja baraniego łoju, dobrze roztartego i ugotowanego z pintą mleka, da znakomity wlew, bardzo przydatny w schorzeniach z dyzenterią37.
Żaden z tych preparatów nie wydaje się zbyt zachęcający, niemniej wlew u pacjenta Portala, jak się wydaje, poskutkował:
Ponieważ mimo tych metodycznie stosowanych medykamentów pacjent bardzo wychudł, zaleciłem mu picie oślego mleka, on zaś robił to przez ponad miesiąc, co przywróciło go do dawnego stanu zdrowia38.
Kapusta i ośle mleko tworzą dość nieprawdopodobny terapeutyczny zestaw, ale doktor Portal wyraźnie wiedział, co robi.
32 Nie pytajcie.
33 Zgaga.
34 Gran – jednostka masy wynosząca 0,0648 grama (przyp. tłum.).
35 Uncja – jednostka objętości (angielska), wynosiła 0,028 litra (przyp. tłum.).
36 Połowa pinty – około jednej czwartej litra (przyp. tłum.).
37 Mitchell T., Materia Medica and Therapeutics, J.B. Lipincott, Filadelfia 1857, s. 343.
38 Portal A., Observations sur les effets des vapeurs méphitiques dans l’homme, sur les noyés, sur les enfants qui paroissent morts en naissant et sur la rage, Imprimerie Royale, Paryż 1787, 410–411; przekład w: Swallowing pins and needles, „London Medical Gazette” 23, nr 586 (1839), s. 799–800.
Klangor podobny do gęsiego
Ludzie odznaczają się niezwykłą skłonnością do nieszczęśliwych wypadków, a z dróg oddechowych pacjentów usunięto już niemal każdy przedmiot, jaki może przyjść na myśl. Gwoździe, orzechy, pijawki, owcze zęby, pociski, a nawet fragment laski – wszystkie te rzeczy, a także wiele innych opisano w annałach medycznych tylko w ciągu kilku lat na początku XIX wieku.
Uważam jednak, że przytoczona niżej historyjka bije inne na głowę pod względem cudaczności. W 1850 roku na łamach „British and Foreign Medico-Chirurgical Review” wydrukowano doniesienie niemieckiego chirurga Karla Augusta Burowa. Burow, wykładowca na uniwersytecie w Królewcu, był pionierem metod rekonstrukcji twarzy i wynalazcą metody zwanej trójkątem Burowa, do dziś stosowanej przez chirurgów plastycznych. Omawiany opis przypadku nie ma większego znaczenia historycznego, niemniej zdradza jego pomysłowość, albowiem przedmiot, o którego usunięcie z krtani pacjenta zwrócono się do lekarza, był… inną krtanią. Mówiąc dokładnie, krtanią gęsi.
O usunięciu krtani gęsi z krtani dziecka drogą tracheotomii. Autor: dr Burow.
Dzieci z okolic miejsca zamieszkania doktora Burowa lubią zabawę, która polega na dmuchaniu przez krtań niedawno ubitej gęsi, co wywołuje dźwięk imitujący w pewnym stopniu krzyk tego ptaka.
Dziwaczna rozrywka, ale przypuszczam, że lepsza od handlu narkotykami lub okradania dziewczynek.
Chłopca, lat dwanaście, przy tym zajęciu chwycił napad kaszlu, w wyniku czego połknął on swój instrument; natychmiast wystąpiło uczucie dławienia, które po krótkim czasie zmieniło się w silną duszność. Doktor Burow zobaczył go po osiemnastu godzinach, zmagającego się z dusznością; chłopiec miał twarz obrzękniętą i sinoczerwoną, pokrytą potem. Przy każdym wdechu mięśnie szyi kurczyły mu się spazmatycznie i dawał się słyszeć wyraźny, gwiżdżący dźwięk; przy każdym wydechu rozlegał się chrypliwy odgłos nie bardzo różniący się od krzyku gęsi.
Pomijając fakt, że życiu chłopca groziło niebezpieczeństwo, muszę przyznać, iż chciałbym usłyszeć dziecko wydające klangor podobny do gęsiego.
Po wsunięciu palca do szpary głośni39 doktor Burow stwierdził, że jest ona zamknięta, to zaś go przekonało (choć wydawało się to nieprawdopodobne, zważywszy na wzajemne rozmiary obu ciał), iż gęsia krtań przedostała się przez szparę głośni. Natychmiast wykonano tracheotomię; z powodu jednorodności struktury ciała obcego i stykających się z nim elementów [anatomii dziecka] największą trudność sprawiło rozróżnienie ich podczas manipulacji kleszczykami.
Tracheotomia jest jedną z najstarszych znanych procedur chirurgicznych, opisywaną przez wielu starożytnych autorów. W tym przypadku wciągnięta do dróg oddechowych gęsia krtań (nigdy się nie spodziewałem, że napiszę coś takiego) całkowicie zatkała krtań chłopca, tak więc nacięcie gardła40, aby umożliwić mu oddychanie, było rozsądnym posunięciem.
Co więcej, błona śluzowa była tak wrażliwa, że dotknięcie narzędziem natychmiast wywoływało gwałtowny odruch wymiotny, a cała krtań była podciągana za nasadę języka. Po wielokrotnych próbach doktor Burow, unieruchomiwszy krtań w szyi palcem wskazującym, żeby nie mogła już w takich razach ulegać podciąganiu ku górze, zdołał w końcu usunąć całą krtań ptaka. Do dziewiątego dnia po zabiegu dziecko czuło się już zupełnie dobrze.
W