Thomas Morris

Tajemnica eksplodujących zębów oraz inne ciekawostki z historii medycyny


Скачать книгу

rel="nofollow" href="#ulink_687af953-4536-510d-9121-4703ad9a279b">54.

      Zamiast tkwić we wnętrzu odbytnicy, skąd można by go łatwo wyjąć, gdy nikt nie będzie patrzył, pudełko wymknęło się z palców więźnia i pokonało w świetle jelita grubego zaskakująco dużą odległość.

      Moja rada? Jeśli planujesz ucieczkę z kozy, niech przyjaciel upiecze ci ciasto z pilnikiem w środku.

      2

      TAJEMNICZE CHOROBY

      Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, ile jest ludzkich chorób? Mam tu na myśli nie tylko schorzenia zakaźne, takie jak grypa, trąd czy dżuma dymienicza, lecz także te, które nie przenoszą się między poszczególnymi ludźmi, na przykład cukrzycę, nowotwory i liczne zaburzenia o podłożu genetycznym. Na to pytanie nie da się odpowiedzieć, gdyż cały czas identyfikuje się nowe choroby. Światowa Organizacja Zdrowia nadzoruje publikowanie Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób, przerażającego kompendium zawierającego w zasadzie wszystkie zaburzenia, jakie mogą się nam przytrafić. Kiedy w 1893 roku ukazało się pierwsze wydanie tego dokumentu, zawierało sto sześćdziesiąt jeden zidentyfikowanych odrębnych schorzeń. W dziesiątym wydaniu, opublikowanym stulecie później, wymieniono ich ponad dwanaście tysięcy. Według niektórych szacunków lekarze rozpoznają teraz aż trzydzieści tysięcy odrębnych schorzeń, choć nie uzgodniono nawet przybliżonej ich liczby.

      Niektóre choroby, takie jak AIDS spowodowany zakażeniem wirusem HIV lub gorączka krwotoczna ebola, sto lat temu po prostu nie istniały, bo pojawiły się w wyniku ewolucji nowych, szczególnie nieprzyjemnych patogenów. Inne zidentyfikowano tylko dlatego, że ostatnie postępy w dziedzinie sekwencjonowania genów umożliwiają dokładne zlokalizowanie mutacji wywołującej objawy, które do tej pory pozostawały niepojęte. Tysiące stanów klinicznych zalicza się do chorób rzadkich, co oznacza, że dotyczą niespełna 0,05 procent populacji, a spotyka się je tak sporadycznie, że nieliczne możliwości ich leczenia są często niesprawdzone.

      Rozpoznanie rzadkiej choroby stanowi wyzwanie nawet dla najbardziej utalentowanego i doświadczonego klinicysty dysponującego zasobami współczesnego szpitala. Można zatem tylko współczuć osiemnastowiecznemu lekarzowi, który odwiedził zamieszkałą w hrabstwie Suffolk rodzinę cierpiącą na dziwną i straszliwą przypadłość, od której członki ulegały wyniszczeniu i odpadały. Ta choroba wydawała się w Anglii zjawiskiem nowym, nie znano jej przyczyny, a tym samym nie wiadomo było, jak ją leczyć. Lekarz nie mógł zdziałać wiele więcej poza podjęciem próby złagodzenia bólu i przelaniem opisu objawów na papier, żeby koledzy po fachu w przyszłości mogli je rozpoznać. Opisy owych pierwszych starć między przedstawicielami medycyny a nigdy przedtem niewidzianymi przeciwnikami uważam za fascynujące; często wyczuwa się w nich frustrację lekarza, który stara się dociec, z czym ma do czynienia.

      Niekiedy opisy nowo napotkanych chorób powstawały z mniej szlachetnych przyczyn niż naukowe. W XVII wieku, kiedy założono „Philosophical Transactions” oraz inne wczesne czasopisma, filozofowie szczególnie interesowali się potworami, czyli odstępstwami od skądinąd doskonałych tworów natury, którą się zajmowali. Jeden z typowych artykułów z tamtego okresu nosił tytuł A relation of two monstrous pigs with the resemblance of human faces, and two young turkeys joined by the breast (Relacja na temat dwóch monstrualnych świń z pyskami przypominającymi ludzkie twarze oraz dwóch młodych indyków złączonych piersiami). Pragnienie zrozumienia i badania takich anomalii było autentyczne, ale podobne doniesienia grały też na ludzkiej fascynacji zjawiskami groteskowymi i wynaturzonymi.

      W XVIII wieku badania „cudów natury i potworów” wyszły z mody, lecz instynkt prasowy redaktorów jeszcze długo nakazywał im gonić za sensacją. Tajemnicza nowa choroba o egzotycznych objawach (im dziwaczniejszych, tym lepiej) gwarantowała rozgłos, nawet jeśli dowody na poparcie prezentowanych informacji były wątłe. Opis chłopca, który na pozór zwymiotował płód, miał marną wartość kliniczną, niemniej stanowił wspaniałą historię. Większość dziwnych schorzeń zamieszczonych w tym rozdziale prawdopodobnie była autentyczna, choć nawet obdarzony najbardziej otwartym umysłem ekspert z niechęcią odniósłby się do hipotezy o możliwości oddawania przez pacjenta moczu uchem.

      Okropne zdarzenie w High Holborn

      Niewiele wiadomo o siedemnastowiecznym lekarzu Edwardzie Mayu, poza tym że obracał się raczej w wyższych sferach społecznych. Pochodził z hrabstwa Sussex, z wybitnego rodu, który wydał licznych posłów do parlamentu, dziekana katedry św. Pawła i kilku członków królewskiego dworu. Sam Edward też najwyraźniej należał do stałych bywalców dworu Karola I, zajmował bowiem stanowisko lekarza nadzwyczajnego królowej Henrietty Marii. Nauczał również w Musaeum Minervae, czymś w rodzaju prywatnej szkoły dla młodych przedstawicieli szlachty, której ekscentryczny program edukacji obejmował dziedziny od astronomii po jazdę konną i fechtunek.

      Najbardziej godny uwagi epizod z życia doktora Maya był incydentem tak głośnym i koszmarnym, że pewien współczesny mu nader szacowny walijski historyk James Howell opisał go jako „okropne zdarzenie w High Holborn”. Doktor May utrwalił to intrygujące przeżycie w broszurce opublikowanej w 1639 roku pod wspaniałym tytułem:

      Najzupełniej pewna i prawdziwa relacja o dziwnym potworze bądź wężu znalezionym w lewej komorze serca Johna Pennanta, dżentelmena w wieku dwudziestu jeden lat.

      Nieszczęsny młody pacjent John Pennant (zmarły) był potomkiem arystokratycznego walijskiego rodu wywodzącego się jeszcze z czasów normańskiego podboju. Edward May tak oto opisuje kontekst wydarzeń:

      7 października bieżącego roku 1637 lady Herris, żona sir Francisa Herrisa Knighta, przybyła do mnie i zażądała, bym przyprowadził ze sobą chirurga, który dokonałby sekcji jej zmarłego poprzedniej nocy siostrzeńca Johna Pennanta, żeby zadowolić przyjaciół zaniepokojonych przyczynami jego długiej choroby oraz śmierci, a także jego matkę, której sam kilka lat wcześniej udzielałem pomocy w związku z kamieniem w organizmie, a która mogłaby zyskać pewność, czy jej syn umarł z powodu kamienia, czy też nie.

      Doktor May leczył uprzednio matkę