Katy Regnery

Nigdy nie pozwolę ci odejść


Скачать книгу

obok ich domku i spacerowała wzdłuż brzegu Shenandoah przez dobrą godzinę. Sądziła, że znajdowała się niedaleko miejsca, skąd uciekła dziesięć lat temu, zostawiając Holdena zakrwawionego, sponiewieranego, wykończonego i przerażonego. Sam na sam z Calebem Fosterem.

      Gorące łzy sprawiały, że rozmywał jej się obraz, kiedy patrzyła na rzekę, która rozdzieliła ją i Holdena, rozerwała ich na kawałeczki. Ta rzeka spowodowała, że stali się niekompletni. Już nigdy nie mogli być całkowicie sobą i na zawsze zostali zniszczeni.

      – Holden – wyszeptała, tłumiąc szloch, podczas gdy łzy spływały jej po policzkach. – Boże, Holden. Co ci się stało?

      Jedyną odpowiedzią, jaką usłyszała, były szemranie rzeki, popołudniowa, letnia bryza oraz lament jej zmęczonego serca. Rzeka nie miała dla niej odpowiedzi, tak samo jak nie była rozwiązaniem dekadę temu. Zdradziła ich.

      Griselda zawróciła i poszła w stronę domku.

      Kiedy pojawiła się na miejscu, Jonah, Shawn i Tina siedzieli na pomoście, śmiali się i rozmawiali nad pustym dzbankiem po mojito. Gdy do nich podeszła, zauważyła zaschniętą krew w nosie Jonaha. Przynajmniej zmienił koszulkę i szorty. Przymrużył oczy, ale uśmiechał się do niej.

      – Pozbyłaś się tego, co cię gryzło?

      Tina, która z uśmiechem i czerwonymi od alkoholu policzkami siedziała pomiędzy chłopakami, klepnęła go figlarnie w ramię.

      – Przecież nie zrobiła tego specjalnie, przystojniaku.

      – To prawda, nie zrobiła. Czyż nie, Zeldo?

      Griselda skrzyżowała palce w kieszeni.

      – Za szybko usiadłam. To był wypadek.

      – Myśleliśmy, czy nie zjeść obiadu w tutejszej knajpie, po drodze do Charles Town – oznajmił Shawn. – Jest takie miejsce na zachód stąd przy drodze numer trzysta czterdzieści. Nazywa się…

      – Rosie’s – rzuciła Griselda, siadając na krześle naprzeciwko Tiny.

      – Tak. Znasz je?

      Szybko potrząsnęła głową, może za szybko dla bystrych oczu Jonaha, które skanowały jej twarz.

      W mgnieniu oka wymyśliła wymówkę.

      – Gdzieś widziałam reklamę tego miejsca. Możliwe, że gdy byłam na spacerze.

      Prawda była taka, że Caleb Foster często bywał w Rosie’s, zazwyczaj wracał stamtąd pijany i wściekły, schodził po schodach do piwnicy i wymierzał karę jej oraz Holdenowi. Nigdy nie była w tej knajpie, ale nazwa była wyryta w jej mózgu.

      – Podobno mają dobrego grilla – poinformowała Tina. – Lubisz jedzenie z grilla, słonko?

      – Pewnie.

      – A później pójdziemy obejrzeć tę walkę – dodał Jonah, próbując sprowokować Griseldę.

      – Dobrze – odpowiedziała, patrząc mu w oczy.

      Coś zmieniło się między nimi, odkąd go uderzyła. Nie była tylko pewna, co to oznaczało teraz, i co będzie oznaczało w przyszłości. Jonah wiedział, że zrobiła to celowo i nie dostał odpowiedzi na pytanie, kim był Holden. Czuła, że chciał się z nią kłócić, ale wiedziała też, że był zdezorientowany jej nagłą zmianą. Odkąd zaczęli się spotykać, ani razu nie podniosła na niego ręki, rzadko się z nim kłóciła i znosiła wszystkie jego wybryki bez narzekania. Teraz czuła, że patrzy na nią w inny sposób, jakby próbował ją rozszyfrować i nie był już pewien, kim jest.

      Wziął głęboki oddech, a jego usta wykrzywiły się w leniwy, zwycięski uśmiech, po czym odwrócił wzrok.

      – Faceci lejący się po mordach. Nie mają nic ciekawszego do roboty? – zapytała Tina. – Staniemy razem z tyłu, dobrze, Zelda? Nie musimy tego oglądać.

      Griselda lekko się uśmiechnęła i kiwnęła głową.

      – No to jesteśmy umówione – stwierdziła.

      Parę godzin później, po tym jak Jonah i Shawn spędzili popołudnie na łowieniu ryb, a Griselda na opalaniu się i przeglądaniu magazynów na ganku z Tiną, wyruszyli w kierunku knajpy Rosie’s. Kiedy o Rosie’s opowiadał Caleb Foster, wyobrażała sobie, że to miejsce jest mroczne i złowieszcze, jakby wyjęte ze Starego Testamentu. Ale wcale takie nie było.

      Z zewnątrz wyglądało jak stodoła, a ściany w środku były drewniane. Stare, białe lampki zwisały w całym pomieszczeniu, a staromodne, neonowe szyldy błyskały. Gdzieś z tyłu było słychać obijające się o siebie kule bilardowe. Powitała ich starsza kobieta mająca buty jak z westernu, z zaplecionymi na głowie dwoma warkoczami. Zaprowadziła ich do przestronnej, drewnianej budki, gdzie podała im brudne menu i powiadomiła, jakie serwują piwa.

      Griselda przesunęła się na siedzeniu, a jej wzrok zatrzymał się na stołku znajdującym się na końcu baru. Próbowała wyobrazić sobie siedzącego na nim Caleba Fostera, popijającego whiskey, a potem wracającego późno w nocy na farmę. Kiedy pojawiał się w piwnicy, stukał ciężkimi butami. Ten dźwięk przebijał się przez ciemność i budził ich ze snu. Caleb stawiał z hukiem wiadro gorącej wody z wybielaczem, mówiąc:

      Wstawaj, plugawy bezbożniku! Wstawaj! Wstawaj i szoruj podłogę! Zmyj grzechy! „A kiedy mężczyzna pożąda siostry swojej, ich ojca córki…”.

      Starała się uciszyć ten głos, który słyszała w swojej głowie i z trudem przełknęła ślinę. Po chwili spojrzała na Shawna, który usiadł obok Tiny, pocałował ją w policzek i podniósł menu.

      – Barman nie wie nic o walkach, ale ten koleś siedzący tam – Shawn wskazał mężczyznę siedzącego samotnie przy barze. – Usłyszał, jak pytałem o nie barmana i powiedział, że możemy pójść z nim. Mówił, że dojście tam zajmie około pół godziny.

      – Dobra robota – powiedział Jonah, przybijając piątkę przyjacielowi.

      – Mówił też, że możemy obstawić zakłady u jego syna – dodał Shawn.

      – Co o tym myślisz, Zelda? – zapytał Jonah. – Gotowa, by wygrać trochę kasy?

      Albo stracić, prawie wymamrotała, lecz w ostatniej chwili ugryzła się w język. Jonah nie uderzył jej ani nie spowodował sprzeczki od czasu jej powrotu do domku znad rzeki. Nawet pocałował ją w szyję, kiedy szykowali się do wyjścia, i powiedział, że podnieciło go to, że tak bardzo się zdenerwowała.

      – Lubię, kiedy jesteś słodka – oznajmił, przygryzając jej ucho i przyciskając ją twarzą do łóżka. – Ale, cholera jasna, uwielbiam też, gdy jesteś ostra, kochanie. Nie wiedziałem, że masz to w sobie.

      Weekend minąłby o wiele szybciej i przyjemniej, gdyby Griselda była spokojniejsza. Po dzisiejszym wybuchu nie miała już więcej energii do zmarnowania. Dopóki Jonah nie wspominał o Holdenie, była gotowa pozwolić, by wszystko wróciło do normy. Pochyliła się nad nim i położyła jego rękę na swoim ramieniu, przyciągając go do siebie, gdy zamawiali obiad.

      Opróżnienie talerzy wypełnionymi mięsem z grilla i frytkami oraz wypicie piwa nie zajęło im zbyt wiele czasu. Griselda zdziwiła się, że miała dobry humor i czuła się wyluzowana. Tina była w wyśmienitym nastroju i świetnie radziła sobie z podtrzymaniem rozmowy; odpierała nieprzyjemne komentarze i łagodziła konwersację, zadając prowokacyjne oraz zabawne pytania. Cała czwórka śmiała się i rumieniła w czasie popijania alkoholu. Nagle mężczyzna siedzący przy barze wstał i podszedł do nich.

      – Gotowi?

      Miał około pięćdziesięciu lat, siwo-czarne włosy i brodę