mnie za rękę; wydawało się, że w najbliższym czasie nie zamierzał jej puścić. Pochylił głowę i ocierając usta o płatek mojego ucha, wyszeptał:
– Uśmiechnij się. Jesteś szczęśliwą panną młodą, pamiętasz?
Zesztywniałam, ale wysiliłam się, aby na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech, gdy pierwsi goście opuścili namiot i ustawili się w kolejce, żeby z nami porozmawiać.
Nogi już potwornie mnie bolały, a zaledwie połowa zaproszonych złożyła życzenia. Wszyscy kierowali do nas te same słowa – chwalili moją urodę i gratulowali Luce tak pięknej żony, jakby to było jakimś osiągnięciem, po czym rzucali niezbyt zawoalowane uwagi dotyczące nocy poślubnej. Nie byłam pewna, czy udawało mi się wtedy zachować radosny wyraz twarzy. Luca ciągle zerkał na mnie, jakby upewniając się, że utrzymuję pozory.
Następni w kolejce byli Bibiana i jej mąż, niski, gruby, łysy facet. Kiedy ucałował moją dłoń, powstrzymałam się, żeby się nie wzdrygnąć. Po obowiązkowych gratulacjach Bibiana chwyciła mnie za rękę, przyciągnęła do siebie i szepnęła mi na ucho:
– Spraw, aby dobrze cię traktował. Spróbuj go w sobie rozkochać. Tylko tak to przetrwasz.
Kiedy mnie puściła, jej mąż objął ją w talii i położył tłuste łapsko na jej biodrze, po czym się oddalili.
– Co ci powiedziała? – zapytał Luca.
– Nic – odparłam pospiesznie, wdzięczna za kolejnych gości, z którymi musiałam porozmawiać, dzięki czemu Luca nie miał szansy dalej mnie przepytywać. Kiwałam głową i się uśmiechałam, ale w myślach ciągle słyszałam słowa Bibiany. Powątpiewałam, czy ktokolwiek mógł zmusić Lucę do czegoś, czego ten nie chciał. Czy mogłam sprawić, aby dobrze mnie traktował? Czy byłam w stanie go w sobie rozkochać? Czy był zdolny do miłości?
Ośmieliłam się spojrzeć na niego, gdy rozmawiał z żołnierzem z nowojorskiego oddziału. Uśmiechał się, ale gdy wyczuł na sobie mój wzrok, odwrócił głowę i nasze spojrzenia skrzyżowały się na chwilę. W jego oczach płonął mrok i zaborczość, co sprawiło, że po moich plecach przebiegł dreszcz strachu. Powątpiewałam, by w jego czarnym sercu mieszkała choćby niewielka namiastka czułości i miłości.
– Gratulacje, Luca – powiedziała piskliwie jakaś kobieta. Kiedy odwróciliśmy się do niej, postawa mojego męża odrobinę się zmieniła.
– Grace – odparł, kiwając głową.
Utkwiłam wzrok w kobiecie, mimo że jej ojciec, senator Parker, coś do mnie mówił. Jej uroda wyszła spod skalpela: miała za wąski nos, pełne usta i biust, przy którym mój skromny wyglądał dość żałośnie. Nie wydawało mi się, aby cokolwiek było w niej naturalne. A może po prostu doszła do głosu moja zazdrość. Nie, odrzuciłam tę myśl, gdy tylko pojawiła się w mojej głowie.
Patrząc na mnie, Grace nachyliła się do Luki i coś mu powiedziała, ale jego oblicze wciąż przypominało nieprzeniknioną maskę. W końcu odwróciła się twarzą do mnie i nawet mnie przytuliła, a ja musiałam się wysilić, by nie spiąć się w jej ramionach.
– Powinnam cię ostrzec. Luca w łóżku jest prawdziwą bestią i jest tak duży, że kiedy cię weźmie, zrobi ci krzywdę i wcale się tym nie przejmie. Nie zatroszczy się o ciebie ani o twoje durnowate emocje. Będzie cię pieprzył jak zwierzę. Aż do krwi – mruknęła, po czym poszła za swoimi rodzicami.
Krew odpłynęła mi z twarzy, a gdy Luca wziął mnie za rękę, wzdrygnęłam się, jednak nie puścił mojej dłoni. Zebrałam się na odwagę i zignorowałam go, bo po tym, co usłyszałam, nie czułam się na siłach, aby na niego patrzeć. Nie obchodziło mnie, że należało zaprosić tę kobietę i jej rodziców. Luca nie powinien tego robić.
Wyczuwałam, że denerwował się, gdy ciągle unikałam jego wzroku, rozmawiając z ostatnimi gośćmi. Kiedy przeszliśmy do stolików, ustawionych pod zaczepionymi na drewnianych belkach girlandami, powiedział:
– Nie możesz mnie wiecznie ignorować, Aria. Jesteśmy małżeństwem.
Ponownie go olałam. Rozpaczliwie próbowałam zachować opanowanie, ale i tak czułam, jak pozorny spokój przeciekał mi przez palce niczym piasek. Nie mogłam, nie zamierzałam rozpłakać się na swoim weselu. Tym bardziej, że każdy uznałby moje łzy za łzy szczęścia.
Zanim zdążyliśmy usiąść, tłum podniósł wrzawę, nawołując „Bacio, Bacio”. Zapomniałam o tej tradycji, według której za każdym razem, gdy goście krzyczeli te słowa, mieliśmy się całować, dopóki zgromadzeni nie będą mieli dość. Luca przyciągnął mnie do swojej twardej jak głaz piersi i wycisnął na moich ustach kolejny pocałunek. Na próżno próbowałam nie sztywnieć jak porcelanowa lalka. Kiedy Luca mnie puścił, w końcu mogliśmy usiąść.
Gianna zajęła miejsce przy mnie, nachyliła się i szepnęła mi na ucho:
– Cieszę się, że nie wepchnął ci języka do gardła, bo po czymś takim raczej nie dałabym rady nic zjeść.
Również się z tego cieszyłam, ponieważ dość już się zestresowałam. Jeśli na oczach gości Luca rzeczywiście spróbowałby pogłębić pocałunek, mogłabym stracić resztki opanowania.
Matteo usiadł przy bracie i powiedział do niego coś, na co obaj się roześmiali. Nie chciałam nawet wiedzieć, jakie to opowiadali sobie sprośne żarciki. Pozostałe krzesła przy naszym stoliku zostały zarezerwowane dla moich rodziców, Fabiano, Lily, ojca oraz macochy Luki, a także dla Fiore Cavallara, jego żony i syna. Miałam świadomość, że powinnam czuć ogromny głód, bo rano zjadłam tylko kilka kawałków banana, ale wydawało się, iż mój żołądek zadowolił się moim strachem.
Kiedy wszyscy goście zajęli swoje miejsca, Matteo wstał i uderzył nożem o kieliszek od szampana, aby skupić na sobie uwagę. Skinął mi i Luce głową, po czym wzniósł toast:
– Panie i panowie, dawni i nowi przyjaciele, zebraliśmy się tu dziś, by świętować małżeństwo mojego brata oraz jego olśniewająco pięknej żony, Arii…
Gianna wzięła mnie za rękę pod stołem. Krępowałam się, gdy wszyscy skupili się na mnie, ale mimo to promiennie się uśmiechnęłam. Matteo rzucił kilka niestosownych żarcików, rozbawiając prawie każdego, i nawet Luca rozsiadł się wygodnie z zadowolonym uśmieszkiem, co, jak się wydawało, było jedynym rodzajem uśmiechu, na jaki przeważnie sobie pozwalał. Po Matteo przemówił mój ojciec, wychwalając wspaniałą współpracę między nowojorską a chicagowską stroną, jakby mówił o fuzji przedsiębiorstw a nie weselu. Oczywiście, nie obyło się też bez kilku zawoalowanych uwag na temat tego, że obowiązkiem żony jest posłuszeństwo i zadowalanie męża.
W tamtej chwili Gianna tak mocno uścisnęła moją rękę, że obawiałam się, czy mi jej nie złamie. W końcu jednak nadeszła kolej ojca Luki na zabranie głosu. Salvatore Vitiello nie robił takiego wrażenia jak jego syn, ale kiedy spojrzał na mnie, z trudem zdusiłam w sobie chęć, by się wzdrygnąć. Najlepsze w toastach było to, że do ich zakończenia nikt nie mógł krzyczeć „Bacio, Bacio”, a Luca nie skupiał na mnie uwagi. Wytchnienie jednak nie trwało długo.
Kelnerzy zastawiali stoły przystawkami: zaczynając od cielęcego carpaccio, schabu cielęcego w winie, mozzarelli, całej nogi szynki parmeńskiej, kończąc na tacy włoskich serów, sałatce z ośmiornicą, marynowanymi kalmarami, zielonymi warzywami i ciabatcie. Gianna złapała kawałek pieczywa i wgryzła się, po czym oznajmiła:
– Jako twoja druhna również chciałam wygłosić toast, ale ojciec tego zakazał. Chyba martwił się, że zawstydziłabym naszą rodzinę.
Luca z Matteo spojrzeli na nas, ale Gianna nawet nie starała się mówić ciszej, do tego ostentacyjnie ignorowała ojca, który piorunował ją wzrokiem.