Cora Reilly

Złączeni honorem


Скачать книгу

będzie stanowiło prawo. Spraw, abym był dumny, zadbaj o honor rodziny.

      Kiwnęłam głową, bo w gardle czułam taki ucisk, że nie byłam w stanie nic powiedzieć. Rozbrzmiała muzyka: grał kwartet smyczkowy i pianista. Ojciec zakrył moją twarz welonem, dzięki czemu zyskałam dodatkową ochronę, nawet jeśli tak niepozorną. Może z daleka nie będzie widać emocji malujących się na mojej twarzy.

      Poprowadził mnie ku wejściu i cicho wydał polecenie. Rozsunięto materiał, ukazując długie przejście między rzędami zajętych przez setki gości krzeseł. Mój wzrok spoczął na końcu tej nawy, gdzie czekał wysoki i imponujący Luca. Ubrany był w czarny jak węgiel garnitur z kamizelką, białą koszulę i szary krawat. Jego drużbowie również mieli na sobie kamizelki oraz spodnie od garnituru w jaśniejszym odcieniu szarości, brakowało im za to marynarek, a zamiast krawatów przywdziali muszki. Fabiano był jednym z nich, choć miał dopiero osiem lat i wyróżniał się na tle dorosłych mężczyzn.

      Ojciec mnie pociągnął, ale nogi niosły mnie chyba z własnej woli, ponieważ cała trzęsłam się z nerwów. Próbowałam nie patrzeć na Lucę, zamiast tego zerkałam kątem oka na Giannę i Lilianę. Były dwiema pierwszymi druhnami, a ich widok napełnił mnie siłą, której potrzebowałam, aby trzymać wysoko głowę i nie rzucić się do ucieczki.

      Ścieżkę do ołtarza zdobiły płatki białych róż, które idąc, zgniatałam obcasami. Było to dość symboliczne, choć miałam pewność, że nie taki przyświecał temu zamysł.

      Dotarcie przed ołtarz z jednej strony ciągnęło się niemal w nieskończoność, a z drugiej trwało zbyt krótko. Luca wyciągnął do mnie dłoń. Ojciec zacisnął palce na brzegach welonu, po czym uniósł go. Przekazał moją rękę Luce, w oczach którego płonęły nieznane mi emocje. Może czuł, jak się trzęsłam? Nie mogłam spojrzeć mu w twarz.

      Ksiądz w białej sutannie powitał najpierw nas, a następnie gości, po czym przeszedł do modlitwy rozpoczynającej ceremonię. Starałam się nie zemdleć i tylko uścisk dłoni Luki sprawiał, że potrafiłam skupić się na obecnej chwili. Musiałam być silna. Kiedy ksiądz w końcu przeszedł do ostatnich wersów Ewangelii, ledwie stałam na nogach. Ogłosił, że za chwilę pobłogosławi małżeństwo, więc wszyscy goście powstali.

      – Ario i Luco – zwrócił się do nas kapłan. – Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? Czy przez resztę życia kochać się wzajemnie i oddawać sobie szacunek jako mąż i żona?

      Kłamstwo było grzechem, ale to samo dotyczyło zabijania. Aura tego miejsca była przesiąknięta grzechem.

      – Tak – powiedział głębokim głosem Luca, a po chwili i ja powtórzyłam z przekonaniem to słowo.

      – Skoro zamierzacie zawrzeć sakramentalny związek małżeński, podajcie sobie prawe dłonie i wobec Boga i Kościoła powtarzajcie za mną słowa przysięgi małżeńskiej.

      Luca objął moją dłoń, dotykając ciepłą skórą mojej zimnej. Stanęliśmy do siebie twarzami i nie miałam wyboru – musiałam spojrzeć mu w oczy. Odezwał się jako pierwszy:

      – Ja, Luca Vitiello, biorę sobie ciebie, Ario Scuderi, za żonę. Ślubuję ci uczciwość małżeńską w zdrowiu i w chorobie. Ślubuję, że będę cię kochał i szanował aż do śmierci.

      Jakże słodko zabrzmiały kłamstwa spływające z jego ust.

      Powtórzyłam wymagane słowa, po czym ksiądz pobłogosławił nasze obrączki.

      Luca wziął moją obrączkę, spoczywającą do tej pory na czerwonym materiale. Kiedy uniosłam dłoń, palce mi się trzęsły, a serce biło jak szalone. Luca objął moją dłoń pewną ręką i powiedział:

      – Ario, przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

      Gdy wypowiedział ostatnie słowa przysięgi, wsunął na mój palec obrączkę, wykonaną z białego złota i dwudziestu brylancików. To powinno stanowić symbol miłości i oddania, ale w naszym przypadku oznaczało, że stałam się własnością mężczyzny, którego poślubiłam. Do końca życia miało mi przypominać o złotej klatce, w której zostałam uwięziona. Słowa przysięgi: „Dopóki śmierć nas nie rozłączy”, nabierały więc zupełnie innego znaczenia niż dla większości ludzi wstępujących w związek małżeński. W naszym świecie nie istniało coś takiego jak rozwód, miałam należeć do Luki aż do swojej żałosnej śmierci. Ostatnie słowa ślubowania, które składali mężczyźni, wstępując w szeregi mafii brzmiały: „Wstępuję za życia, odejdę w chwili śmierci” – mogły więc równie dobrze stanowić zakończenie mojej przysięgi małżeńskiej.

      Nadeszła moja kolej na nałożenie obrączki. Przez chwilę nie byłam pewna, czy dam radę to zrobić. Wstrząsały mną tak silne dreszcze, że Luca musiał przytrzymać moją dłoń i mi pomóc. Miałam nadzieję, że nikt tego nie zauważył, lecz jak zwykle bystry wzrok Matteo spoczął na moich palcach. Byli z Lucą blisko, więc zapewne przez długi czas będą wspominać tę chwilę ze śmiechem.

      Powinnam uciec, kiedy miałam okazję. Teraz, gdy wpatrywały się we mnie setki osób z nowojorskiego i chicagowskiego oddziału mafii, nie miałam już tej możliwości. W naszym świecie małżonków mogła rozdzielić tylko śmierć. Nawet jeśli udałoby mi się zwiać spod czujnego oka Luki i jego ludzi, naruszenie umowy doprowadziłoby do wybuchu wojny, a mój ojciec nie zdołałby powstrzymać rodziny mafijnej mojego męża od dokonania zemsty za zbezczeszczenie reputacji.

      Moje uczucia, jak zawsze, nie były brane pod uwagę. Dorastałam w świecie, w którym nikt, zwłaszcza kobiety, nie decydował o sobie.

      Nie było nam dane wyjść za mąż z miłości czy choćby z własnej woli. Chodziło jedynie o obowiązek i honor, a także o spełnianie oczekiwań.

      Nasze małżeństwo miało charakter unii przypieczętowującej pokój.

      Nie byłam idiotką, dlatego zdawałam sobie sprawę, o co tak naprawdę chodziło: o pieniądze i władzę, a jedno i drugie kurczyło się, odkąd rosyjska Brać i tajwańska Triada, a także inne grupy przestępcze próbowały rozszerzyć swoje wpływy również na naszych terytoriach. W całych Stanach Zjednoczonych włoskie familie musiały puścić w zapomnienie dawne waśnie i stworzyć wspólny front przeciw naszym wrogom. Powinnam czuć się uhonorowana, ponieważ wybrano mnie na przyszłą żonę najstarszego syna nowojorskiej frakcji. Ojciec i każdy męski krewny wbijali mi te słowa do głowy od dnia, w którym zaręczono mnie z Lucą. Wiedziałam, że było to wyróżnienie, miałam też czas, aby przygotować się na tę chwilę, ale mimo to bez przerwy przeszywał mnie strach.

      – Możesz pocałować pannę młodą – powiedział ksiądz.

      Uniosłam głowę. Zgromadzeni ludzie lustrowali mnie wzrokiem, wyczekując chwili, w której okazałabym słabość. Ojciec wściekłby się, gdybym obnażyła swoje przerażenie, a rodzina Luki wykorzystałaby to przeciw nam. Dorastałam w świecie, w którym jedyną tarczą kobiety była umiejętność panowania nad wyrazem twarzy, więc bez problemu przybrałam spokojną minę. Nikt nigdy nie miał się dowiedzieć, jak bardzo pragnęłam uciec. Nikt, prócz Luki. Pomimo starań nie udawało mi się zamaskować przed nim emocji. Ciągle się trzęsłam, a gdy napotkałam spojrzenie jego zimnych szarych oczu, wyczytałam z nich, że potrafił przejrzeć mnie na wylot. Zapewne tak często wywoływał w ludziach strach, że rozpoznawanie przerażenia stało się jego naturalną umiejętnością.

      Pochylił głowę, zbliżając twarz do mojej. Na jego obliczu nie widniał choćby ślad obawy, strachu czy wątpliwości. Usta drżały mi przy jego wargach, gdy skupił na mnie wzrok, przekazujący jednoznaczną wiadomość: Jesteś moja.

      Niezupełnie. Stanę się jego kobietą dopiero w nocy. Wstrząsnął mną dreszcz, a Luca na krótko zmrużył oczy,