żebyś mnie oskarżyła o dyskryminowanie starszych.
– …to ty zaproponowałeś jej pracę – dokończyła stanowczo Robin.
– Nie wiem, co mi strzeliło do łba – mruknął Strike, strząsając popiół za szybę.
Patricia Chauncey miała pięćdziesiąt sześć lat, a wyglądała na sześćdziesiąt pięć. Chuda kobieta z mocno pomarszczoną małpią twarzą i nieprawdopodobnie czarnymi włosami nieustannie paliła w agencji elektronicznego papierosa, lecz gdy tylko jej stopy dotknęły chodnika po wyjściu z pracy, zaciągała się głęboko superkingiem. Miała tak głęboki i chropawy głos, że przez telefon często mylono ją ze Strikiem. Siedziała przy biurku, które kiedyś było biurkiem Robin, i odkąd Robin zajęła się pracą detektywistyczną w pełnym wymiarze, Pat przejęła lwią część obowiązków związanych z odbieraniem telefonów i czynnościami administracyjnymi.
Strike i Pat od początku byli do siebie wojowniczo nastawieni, co zdumiewało Robin, która lubiła ich obydwoje. Przywykła do humorzastości Strike’a i zwykle skłonna była traktować go pobłażliwie, zwłaszcza gdy przypuszczała, że cierpi z bólu, lecz Pat bez skrupułów warczała: „Nie łaska powiedzieć dziękuję?”, jeśli Strike okazywał niewystarczającą wdzięczność, gdy przekazywała mu wiadomości telefoniczne. Najwyraźniej nie czuła ani krzty nabożnej czci, jaką część ich pracownic tymczasowych otaczała słynnego już detektywa (Strike zresztą natychmiast wylał jedną z nich, gdy zauważył, że siedząc za biurkiem, filmuje go ukradkiem komórką). Zachowanie obecnej sekretarki wskazywało wręcz, że każdy dzień upływa jej na wyczekiwaniu czegoś świadczącego na niekorzyść Strike’a. Okazała pewne zadowolenie na wieść, że wgniecenie w jednej z szaf na dokumenty powstało, gdy Strike uderzył w nią pięścią. Z drugiej strony, dokumenty były przygotowane na czas, w rachunkach panował porządek, wszystkie pokwitowania leżały starannie oznakowane, telefony były sprawnie odbierane, wiadomości przekazywane rzetelnie, nigdy nie kończyły im się torebki z herbatą ani mleko i Pat zawsze zjawiała się na czas, bez względu na pogodę i niezależnie od opóźnień metra.
Poza tym Pat lubiła Morrisa, do którego kierowała większość swoich rzadkich uśmiechów. Morris zawsze dbał o to, by złożyć Pat pełny hołd w postaci swojego niebieskookiego uroku, nim skupił całą uwagę na Robin. Pat wypatrywała już oznak romansu, który mógł połączyć dwoje młodszych współpracowników.
– Jest uroczy – powiedziała do Robin zaledwie przed tygodniem, po tym, jak Morris zgłosił przez telefon swoje położenie, by chwilowo nieosiągalny Barclay mógł się dowiedzieć, gdzie przejąć obserwację związaną z ich najważniejszą sprawą. – Musisz mu to przyznać.
– Niczego nie muszę mu przyznawać – odparła lekko zdenerwowana Robin.
Wystarczyło, że gdy miała wolne, Ilsa w kółko reklamowała jej Strike’a. Nie zamierzała wysłuchiwać, jak Pat wychwala Morrisa w czasie pracy.
– Bardzo słusznie – odparła niezrażona Pat. – Zmuś go, żeby na to zasłużył.
– W każdym razie – powiedział Strike, kończąc papierosa i rozgniatając niedopałek w puszce, którą Robin trzymała w tym celu w schowku na rękawiczki – rozpracowałaś Kępiastego. Cholernie dobra robota.
– Dzięki – odrzekła Robin. – Tylko że sprawą zainteresuje się prasa. Bigamia zawsze wywołuje sensację.
– No – przyznał Strike. – Wprawdzie on będzie miał gorzej niż my, ale i tak warto się postarać, żeby nie wiązano z nim naszych nazwisk. Zamienię słowo z panią Campion z Windsoru. Zostają nam zatem – Strike zaczął odliczać przezwiska klientów na swoich grubych palcach – Drugi Raz, Pląsacz, Pocztówka i Szemraniec.
Wymyślanie ksywek obiektom i klientom stało się w agencji tradycją, mającą przede wszystkim zapobiegać nieumyślnemu wymienianiu ich nazwisk w miejscach publicznych albo w mejlach. Drugi Raz był już kiedyś klientem agencji i niedawno zjawił się u nich ponownie po tym, jak wypróbował innych prywatnych detektywów i nie sprostali jego wymaganiom. Strike i Robin obserwowali wcześniej jego dwie dziewczyny. Mogło się wydawać, że gość ma wielkiego pecha w miłości, a jego partnerki, wabione tłustą sumką na jego koncie, są niezdolne do wierności. Z czasem Strike i Robin doszli jednak do wniosku, że facet czerpał niewyjaśnioną emocjonalną albo i seksualną satysfakcję z tego, że go zdradzały, oraz że płacił detektywom za gromadzenie dowodów, które nie tylko go nie smuciły, lecz wręcz sprawiały mu przyjemność. Po uzyskaniu dowodów świadczących o perfidii jego aktualnej dziewczyny robił jej awanturę, odprawiał ją i znajdował kolejną, a wtedy cały schemat się powtarzał. Tym razem spotykał się z olśniewającą modelką, która jak dotąd, ku kiepsko skrywanemu rozczarowaniu Drugiego Raza, sprawiała wrażenie wiernej.
Pląsacz, którego mało pomysłowe przezwisko wymyślił Morris, był dwudziestoczteroletnim tancerzem, aktualnie romansującym z trzydziestodziewięcioletnią podwójną rozwódką, znaną głównie z nadużywania narkotyków i z olbrzymiego funduszu powierniczego. Ojciec bywalczyni salonów zatrudnił agencję, by dowiedziała się jak najwięcej o przeszłości i sprawowaniu Pląsacza, ponieważ uzyskane w ten sposób informacje miały mu pomóc zniechęcić córkę do tego człowieka.
Pocztówka był jak dotąd zupełną tajemnicą. Czterdziestokilkuletni i zdaniem Robin dość nieatrakcyjny pogodynek z telewizji zgłosił się do agencji, gdy policja oświadczyła mu, że nic nie poradzi w sprawie pocztówek, które zaczęły przychodzić do jego miejsca pracy oraz, co było bardzo niepokojące, bladym świtem docierały do jego domu. Pocztówki nie zawierały pogróżek, w sumie to często były na nich jedynie banalne uwagi na temat wybranego przez pogodynka krawata, świadczyły jednak o tym, że nadawca ma znacznie szerszą wiedzę na temat poczynań pogodynka i jego życia prywatnego, niż powinna posiadać obca osoba. Ponadto pocztówki stanowiły osobliwy wybór w czasach, gdy znacznie łatwiej było kogoś prześladować przez internet. Andy Hutchins, współpracownik agencji, przez bite dwa tygodnie przesiadywał nocami w samochodzie zaparkowanym przed domem pogodynka, bezskutecznie dybiąc na Pocztówkę.
Ostatnia i najbardziej lukratywna była interesująca sprawa Szemrańca, młodego bankiera inwestycyjnego, którego błyskawiczna kariera wywołała zrozumiałą gorycz wśród pomijanych kolegów z pracy. Gorycz ta osiągnęła apogeum, zmieniając się w pełnoobjawową podejrzliwość, gdy mężczyzna awansował na zastępcę prezesa, pokonując troje kontrkandydatów o niezaprzeczalnie wyższych kwalifikacjach. To, jakiego dokładnie haka miał na prezesa (znanego w agencji jako Szef Szemrańca albo po prostu SS), stało się obiektem zainteresowania nie tylko podwładnych Szemrańca, lecz także dwojga podejrzliwych członków zarządu, którzy spotkali się ze Strikiem w ciemnym barze w City, by wyłożyć swoje obawy. Aktualna strategia Strike’a polegała na gromadzeniu informacji o Szemrańcu za pośrednictwem jego asystentki. W tym celu polecił Morrisowi, by zagadnął kobietę po pracy, nie wyjawiając ani swojego prawdziwego nazwiska, ani profesji, i spróbował wybadać, jak głęboko sięga jej lojalność w stosunku do szefa.
– Musisz być w Londynie o konkretnej porze? – spytał Strike po krótkiej chwili milczenia.
– Nie – powiedziała Robin. – A co?
– Miałabyś coś przeciwko temu, żebyśmy się zatrzymali i wrzucili coś na ruszt? – spytał. – Nie jadłem śniadania.
Pamiętała wprawdzie, że gdy przyszła do Palacio Lounge, Cormoran miał przed sobą talerz pełny okruszków po croissancie, ale i tak się zgodziła. Strike chyba czytał w jej myślach.
– Croissant się nie liczy. To głównie powietrze.
Roześmiała się.
Nim dotarli do Subwaya na stacji benzynowej Cornwall Services, w samochodzie panowała już niemal beztroska atmosfera, nawet mimo zmęczenia. Robin, pamiętając o swoim postanowieniu, żeby zdrowiej się odżywiać, zaczęła