Роберт Гэлбрейт

Niespokojna krew


Скачать книгу

na tego rodzaju wyjścia i choć nawał pracy w agencji rzeczywiście utrudniał wszelkiego rodzaju życie towarzyskie, Robin miała nieprzyjemne poczucie, że Strike doskonale wie o ukrytym motywie Ilsy. Spoglądając wstecz na własne krótkie życie małżeńskie, była pewna, że nigdy nie dopuściła się traktowania singli w taki sposób, w jaki teraz traktowała ją Ilsa: z radosnym brakiem poszanowania dla ich wrażliwości, przybierającym niekiedy postać mało finezyjnych prób zarządzania ich życiem uczuciowym.

      Jednym ze sposobów używanych przez Ilsę do naprowadzenia Robin na temat Strike’a było opowiadanie jej o Charlotte. W takich chwilach Robin miała poczucie winy, ponieważ rzadko ucinała ten temat, choć za każdym razem czuła się potem tak, jakby objadła się śmieciowym jedzeniem: było jej niedobrze i żałowała, że nie oparła się pokusie sięgnięcia po więcej.

      Wiedziała na przykład o niejednym ultimatum spod znaku „albo ja, albo armia”, o dwóch próbach samobójczych („Ta na wyspie Arran się nie liczy – stwierdziła uszczypliwie Ilsa. – To była zwykła manipulacja”) i o dziesięciodniowym przymusowym pobycie w klinice psychiatrycznej. Robin słuchała opowieści, którym Ilsa nadawała tytuły godne kiepskich thrillerów: „Noc noża do chleba”, „Incydent z czarną koronkową sukienką” i „Liścik poplamiony krwią”. Wiedziała, że według Ilsy Charlotte nie jest szalona, lecz zła, i że najgorsze kłótnie, jakie kiedykolwiek wybuchały między Ilsą a jej mężem Nickiem, dotyczyły Charlotte, „co zresztą cholernie by ją ucieszyło” – dodawała Ilsa.

      Teraz Charlotte dzwoniła do agencji, prosiła Strike’a, żeby oddzwonił, a Robin, siedząc przed Pizza Express, głodna i wyczerpana, po raz kolejny rozdrapywała sprawę tego telefonu jak język drażniący aftę. Skoro Charlotte dzwoniła do agencji, najwyraźniej nie wiedziała, że Strike jest w Kornwalii u śmiertelnie chorej ciotki, a to wskazywało, że nie są ze sobą w stałym kontakcie. Z drugiej strony, lekko rozbawiony ton Charlotte zdawał się sugerować, że łączy ich jakieś przymierze.

      Zawibrowała komórka Robin leżąca na miejscu pasażera obok torebki z migdałami. Uradowana, że może skupić uwagę na czymś innym, sięgnęła po telefon i zobaczyła esemesa od Strike’a.

      Nie śpisz?

      Odpisała:

      Nie.

      Tak jak się spodziewała, komórka natychmiast zadzwoniła.

      – A powinnaś – powiedział bez wstępów Strike. – Na pewno jesteś wykończona. Ile obserwowałaś Kępiastego? Trzy tygodnie?

      – Dalej go obserwuję.

      – Co? – Strike wydawał się niezadowolony. – Jesteś w Glasgow? Gdzie się podział Barclay?

      – W Glasgow. Był w gotowości, ale Kępiasty nie wsiadł do samolotu. Zamiast tego pojechał do Torquay. Właśnie je pizzę. Jestem obok restauracji.

      – Po cholerę pojechał do Torquay, skoro jego kochanka jest w Szkocji?

      – Odwiedza swoją pierwszą rodzinę – powiedziała Robin, żałując, że nie będzie mogła zobaczyć miny Strike’a, gdy przekaże mu następną wiadomość. – Jest bigamistą.

      Strike zareagował na jej słowa zupełnym milczeniem.

      – O szóstej byłam przed jego domem w Windsorze – powiedziała Robin. – Myślałam, że pojadę za nim do Stansted, zobaczę, jak wsiada do samolotu i dam znać Barclayowi, że jest już w drodze, ale on nie pojechał na lotnisko. Opuścił dom w pośpiechu, jakby wystraszony, pojechał do wynajętego garażu, włożył do środka walizkę, po czym wyszedł z zupełnie innym bagażem i bez tupecika. Potem przyjechał aż tutaj. Niedługo nasza klientka w Windsorze odkryje, że w świetle prawa nie jest mężatką – podsumowała Robin. – Kępiasty od dwudziestu lat ma żonę w Torquay. Rozmawiałam z sąsiadami. Udałam, że przeprowadzam sondaż. Jedna z kobiet mieszkająca przy tej samej ulicy była na jego ślubie. Powiedziała, że Kępiasty często podróżuje w interesach i że to uroczy człowiek. Oddany synom. Ma ich dwóch – ciągnęła Robin, ponieważ milczenie oszołomionego Strike’a trwało w dalszym ciągu – studiują, żaden nie ma jeszcze dwudziestu lat i są do niego podobni jak dwie krople wody. Jeden spadł wczoraj z motoru, dowiedziałam się o tym właśnie od tej sąsiadki, ma rękę w gipsie i wygląda na dość mocno poturbowanego. Widocznie Kępiasty dostał wiadomość o wypadku i zamiast polecieć do Szkocji, czym prędzej przyjechał do Torquay. Występuje tu pod nazwiskiem Edward Campion, nie John. Okazuje się, że John to jego drugie imię. Przeszukałam informacje dostępne w internecie. Razem z pierwszą żoną i synami mieszka w całkiem ładnej willi z widokiem na morze i wielkim ogrodem.

      – Jasna cholera – powiedział Strike. – Więc nasza ciężarna znajoma w Glasgow…?

      – Dla pani Campion w Windsorze to najmniejszy powód do zmartwienia – powiedziała Robin. – Facet prowadzi potrójne życie. Dwie żony i kochanka.

      – A wygląda jak łysiejący koczkodan. Dla każdego z nas jest nadzieja. Mówiłaś, że je teraz kolację?

      – Pizzę z żoną i dziećmi. Zaparkowałam na ulicy. Wcześniej nie udało mi się zrobić mu zdjęć z synami, a chcę je pstryknąć, bo ich twarze mówią wszystko. To mini-Kępiaści, dokładnie jak ta dwójka w Windsorze. Jak myślisz, udaje, że gdzie był?

      – Na polu naftowym? – zgadywał Strike. – Za granicą? Na Bliskim Wschodzie? Może dlatego tak pieczołowicie podtrzymuje opaleniznę.

      Robin westchnęła.

      – Nasza klientka będzie zdruzgotana.

      – Podobnie jak kochanka w Szkocji – powiedział Strike. – Dziecko przyjdzie na świat lada chwila.

      – Gość ma zadziwiająco niezmienne upodobania – stwierdziła Robin. – Gdybyś ustawił te kobiety jedną obok drugiej: żonę z Torquay, żonę z Windsoru i kochankę z Glasgow, wyglądałyby jak ta sama kobieta widziana w dwudziestoletnich odstępach czasu.

      – Gdzie zamierzasz spać?

      – W Travelodge albo w jakimś pensjonacie – powiedziała Robin, ziewając – o ile uda mi się gdzieś znaleźć wolny pokój w szczycie sezonu urlopowego. Pojechałabym prosto do Londynu, ale jestem wyczerpana. Nie śpię od czwartej, a wczoraj prowadziłam obserwację przez dziesięć godzin.

      – Żadnej jazdy samochodem i żadnego spania w aucie – powiedział Strike. – Wynajmij pokój.

      – Jak się czuje Joan? – spytała Robin. – Poradzimy sobie w agencji, jeśli chcesz zostać w Kornwalii trochę dłużej.

      – Dopóki tu jesteśmy, Joan nie usiedzi na miejscu. Ted przyznaje, że potrzeba jej odrobiny spokoju. Za dwa tygodnie znowu ją odwiedzę.

      – Więc dzwonisz, żeby spytać, jak nam idzie z Kępiastym?

      – W zasadzie to dzwonię w sprawie czegoś, co mi się właśnie przydarzyło. Niedawno wyszedłem z pubu…

      W kilku zdaniach opisał spotkanie z Anną Phipps.

      – Właśnie ją wygooglowałem – powiedział. – Margot Bamborough, dwudziestodziewięcioletnia lekarka, mężatka, roczna córka. Po pracy wyszła z przychodni na Clerkenwell, powiedziała, że przed powrotem do domu zamierza wyskoczyć na szybkiego drinka z przyjaciółką. Miała do pubu zaledwie pięć minut piechotą. Przyjaciółka czekała, ale Margot się nie zjawiła i nigdy więcej jej nie widziano.

      Przez chwilę obydwoje milczeli.

      – I jej córka myśli, że ustalisz, co się wydarzyło prawie czterdzieści lat temu? – spytała Robin, nie odrywając wzroku od witryny pizzerii.

      – Wygląda na to, że przywiązuje wielką wagę do zbiegów okoliczności: zauważyła mnie w knajpie zaraz po tym, jak usłyszała od medium, że dostanie „znak”.

      – Hm