przestrzeni kulturowej koreańskie doświadczenie wyróżnia się wysokim stopniem indywidualizacji, a jednocześnie kieruje się w stronę ostatecznego okablowania zbiorowego umysłu.
Te samotne monady przechadzają się po przestrzeni miejskiej, wchodząc w czułą i nieustającą interakcję z obrazami, tweetami i grami wyświetlanymi na ich małych ekranach, doskonale odizolowane i doskonale zanurzone w gładkim interfejsie tego strumienia wrażeń. […]
Korea Południowa ma najwyższy wskaźnik samobójstw na świecie […] Samobójstwo jest tam najczęstszą przyczyną śmierci ludzi poniżej czterdziestki. […] Ciekawe, że liczba samobójstw podwoiła się w ciągu ostatniej dekady. […] Na przestrzeni dwóch pokoleń warunki życia uległy niewątpliwej poprawie, jeśli chodzi o dochody, pożywienie, wolność i możliwość podróży zagranicznych. Ceną za tę poprawę było spustoszenie codzienności, gwałtowne przyspieszenie jej rytmu, ogromna indywidualizacja biografii, prekaryzacja pracy, która oznacza także niepohamowaną konkurencję. […]
Zaawansowany technicznie kapitalizm oznacza nieustający wzrost produktywności i intensyfikację pracy, a równocześnie umożliwia imponującą poprawę standardów życia, pożywienia i konsumpcji. […] Współczesna alienacja jest jednak innym rodzajem piekła. Intensyfikacja pracy, spustoszenie krajobrazu i wirtualizacja życia emocjonalnego składają się na taki poziom samotności i rozpaczy, że trudno świadomie mu zaprzeczać. […] Izolacja, rywalizacja, poczucie bezsensu, przymus i porażka: każdego roku dwadzieścia osiem osób na sto tysięcy podejmuje udane próby ucieczki z tej sytuacji, a wiele więcej stara się to zrobić.
Samobójstwa mogą być postrzegane jako ostateczna antropologiczna oznaka mutacji związanej z transformacją cyfrową i prywatyzacją, nie dziwi więc, że Korea Południowa jest światowym liderem, jeśli chodzi o liczbę samobójstw15.
Obraz Korei Południowej nakreślony przez Berardiego zdaje się zmierzać śladami niedoścignionego wzoru ostatnich dekad: słynnego portretu Los Angeles autorstwa Jeana Baudrillarda (w jego Ameryce), który ukazał to miasto jako hiperrealne piekło. Łatwo byłoby zlekceważyć ten rodzaj tekstów jako pretensjonalny wytwór europejskich postmodernistów, którzy używają zagranicznych krajobrazów i miasta, żeby rzutować na nie swoje wyolbrzymione dystopie. Mimo całej przesady zawartej w tych opisach jest w nich ziarno prawdy; czy też, mówiąc precyzyjniej i parafrazując słynne powiedzenie Theodora Adorna na temat psychoanalizy: w obrazie Los Angeles odmalowanym przez Baudrillarda nic nie jest prawdziwe oprócz zawartej w nim przesady. To samo dotyczy wrażeń Berardiego na temat Seulu: wyłania się z nich wizja miejsca pozbawionego historii – bezświata. Badiou pisał, że żyjemy w przestrzeni społecznej, którą coraz silniej odczuwamy jako bezświatową. Nawet niemiecki antysemityzm, mimo całego jego okrucieństwa, otwierał świat: dawał opis sytuacji krytycznej przez wskazanie na wroga, którym była „żydowska konspiracja”: wytyczył cel i środki do jego osiągnięcia. Nazizm ujawniał rzeczywistość w tym sensie, że pozwalał swoim wyznawcom na stworzenie „mapy wyobrażeniowej”, przestrzeni, w której można było działać z poczuciem sensu. Prawdopodobnie dotykamy głównego niebezpieczeństwa związanego z kapitalizmem: choć ma on zasięg globalny i obejmuje cały świat, to podtrzymuje dosłownie bezświatową konstelację ideologiczną, pozbawia zdecydowaną większość ludzi mapy wyobrażeniowej, która dawałaby im poczucie sensu. Kapitalizm to pierwszy porządek społeczno-gospodarczy, który pozbawia sens totalności: nie jest globalny na poziomie sensu. Ostatecznie nie ma czegoś takiego jak „światopogląd kapitalistyczny” ani „cywilizacja kapitalistyczna”: podstawową lekcją globalizacji jest właśnie to, że kapitalizm może się dostosować do każdej cywilizacji, od chrześcijańskiej po hinduską czy buddyjską, od zachodniej po wschodnią. Światowy wymiar kapitalizmu można zdefiniować tylko na poziomie prawdy pozbawionej sensu, jako Realne globalnego mechanizmu rynkowego.
Modernizacja Europy została rozciągnięta na wiele stuleci, mieliśmy więc czas się do niej przystosować i złagodzić jej burzycielskie konsekwencje, dzięki Kulturarbeit – tworzeniu nowych narracji społecznych i mitów. Inne społeczności – szczególnie muzułmańskie – zostały wystawione na modernizacyjne wpływy w sposób gwałtowny, bez siatki ochronnej albo tymczasowych opóźnień, dlatego ich uniwersum symboliczne zostało poddane silniejszym wstrząsom: straciły (symboliczny) grunt i nie miały czasu odnaleźć nowej (symbolicznej) równowagi. Nic dziwnego zatem, że dla części z nich jedynym sposobem na ocalenie przed całkowitym rozpadem było paniczne wzniesienie tarczy „fundamentalizmu”: psychotyczno-oszalało-hermetyczne utwierdzenie się w religii jako bezpośrednim wglądzie w boskie Realne, ze wszystkimi strasznymi konsekwencjami, które taki gest pociąga za sobą, na przykład z powrotem boskiego superego wymagającego ofiar. Powrót silnego superego to kolejna cecha, którą współdzielą ze sobą postmodernistyczny permisywizm i nowy fundamentalizm. Odróżnia je rodzaj pożądanej przyjemności: dla nas jest nią permisywność, dla Boga fundamentalizm16.
Prawdopodobnie ostatecznym symbolem wyniszczonej, posthistorycznej Korei jest wydarzenie muzyki popularnej lata 2012 roku: Gangnam Style w wykonaniu Psy’a. Warto odnotować jako ciekawostkę, że wideoklip Gangnam Style prześcignął na YouTubie Beauty and a Beat Justina Biebera i stał się najczęściej oglądanym filmikiem wszech czasów. Magiczną liczbę miliarda wyświetleń osiągnął 21 grudnia 2012 roku, a ponieważ był to dzień, w którym ludzie biorący na serio kalendarz Majów oczekiwali końca świata, można powiedzieć, że przepowiednia się spełniła: osiągnięcie przez Gangnam Style miliarda odsłon jest oznaką końca cywilizacji. To utwór nie tylko szalenie popularny, ale i wprowadzający w zbiorowy trans: dziesiątki tysięcy osób krzyczą i tańczą, naśladując jazdę na koniu, wszyscy w tym samym rytmie, z intensywnością niewidzianą od czasu początków kariery Beatlesów, czcząc Psy’a jako nowego Mesjasza. To najgorszy rodzaj psydance, płaski i mechanicznie prosty, generowany przede wszystkim komputerowo (Psy, nazwa wykonawcy, jest skrótem od psytrance); ciekawe jest to, jak ten utwór łączy trans z autoironią. Słowa piosenki (i inscenizacja wideoklipu) wyśmiewają bezsens i pustkę stylu Gangnam, niektórzy twierdzą nawet, że w nieco wywrotowy sposób – ale mimo wszystko jesteśmy urzeczeni, wciągnięci przez głupi rytm marszowy, poddajemy się czystemu naśladownictwu; a tłumy osób gromadzą się na całym świecie, aby kopiować fragmenty utworu. To nie tak, że styl Gangnam pozostaje ideologią pomimo swojego ironicznego dystansu, należałoby raczej powiedzieć, że jest ideologią właśnie z jego powodu. Ironia odgrywa w tym przypadku taką samą rolę jak styl dokumentalny w Przełamując fale Larsa von Triera, gdzie łagodna pseudodokumentalna forma uwyraźnia przesadną treść – w taki sam sposób autoironia Gangnam Style uwyraźnia głupie jouissance muzyki rave. Wiele osób uważa piosenkę za tak obrzydliwą, że aż atrakcyjną, to znaczy „kochają ją nienawidzić” lub raczej: znajdują przyjemność w traktowaniu piosenki jako wstrętnej, więc nieustannie ją puszczają, aby przedłużyć swoje zniesmaczenie. Ta kompulsywna natura obscenicznego jouissance w całej swej głupocie jest tym, od czego powinna nas uwalniać prawdziwa sztuka. Może warto pójść krok dalej i zarysować paralelę między wykonaniem Gangnam Style na wielkim stadionie w Seulu a wydarzeniem, które odbyło się niedaleko, po drugiej stronie granicy, w Pjongjangu, gdzie świętowano chwałę ukochanych przywódców? Czy w obu przypadkach nie mamy do czynienia z neosakralnym rytuałem obscenicznego jouissance?
Mogłoby się wydawać, że w Korei, tak jak wszędzie indziej, przetrwało wiele form tradycyjnej mądrości, której celem jest łagodzenie szoku modernizacji. Łatwo jednak pokazać, że zwyczajowe funkcje tych pozostałości dawnej ideologii są przekraczane i zostają przekształcone w narzędzia ideologiczne służące do ułatwiania szybkiej modernizacji. Weźmy na przykład tak zwany orientalny spirytualizm (buddyzm) z jego „łagodnym”, zrównoważonym, holistycznym i ekologicznym podejściem (wszystkie te historie o tym, że tybetańscy buddyści, kopiąc w ziemi, by postawić fundamenty domu, uważają, żeby nie zabić żadnych robaków). Nie chodzi jedynie o to, że zachodni buddyzm, czyli popkulturowy fenomen promujący wewnętrzny dystans i obojętność wobec