to znaczy: w trwającym procesie globalizacji kapitalistycznej kategoria bezrobotnych zyskała nową jakość, wykraczającą poza klasyczne pojęcie „rezerwowej armii pracy”. Mówiąc o bezrobociu, powinniśmy wziąć pod uwagę „ogromną liczbę ludzi na całym świecie, którzy niejako «wypadli z historii», którzy zostali celowo wyłączeni z modernizacyjnych projektów kapitalizmu Pierwszego Świata i spisani na straty jako beznadziejne lub śmiertelne przypadki”33: tzw. „państwa upadłe” (Kongo, Somalia), ofiary głodu, katastrof ekologicznych i pseudoarchaicznej „nienawiści etnicznej”, adresaci filantropii i organizacji pozarządowych lub (często są to te same osoby) ofiary „wojny z terrorem”. Kategorię bezrobotnych należy zatem rozszerzyć, aby obejmowała szerokie spektrum ludności: od osób tymczasowo bezrobotnych przez osoby już dłużej niepracujące i osoby trwale bezrobotne aż po osoby żyjące w slumsach i innych rodzajach gett (wszyscy ci, których lekceważył często sam Marks jako „lumpenproletariat”), a także całe obszary, populacje lub państwa wyłączone z globalnego procesu kapitalistycznego, niczym puste przestrzenie na starożytnych mapach. Czy to poszerzenie kręgu „bezrobotnych” nie przenosi nas z powrotem od Marksa do Hegla? „Motłoch” powraca, wyłaniając się z samego sedna walk emancypacyjnych. Innymi słowy, takie przekwalifikowanie zmienia całą „mapę wyobrażeniową” naszej sytuacji: obojętne tło Historii staje się potencjalnym podmiotem walki emancypacyjnej.
Niemniej jednak powinniśmy dodać trzy zastrzeżenia do sposobu, w jaki Jameson rozwija tę ideę. Po pierwsze, należy poprawić zaproponowany przez niego kwadrat semiotyczny, który składa się z (1) pracowników, (2) rezerwowej armii (czasowo) bezrobotnych, (3) (trwale) bezrobotnych i (4) „kiedyś zatrudnionych”34, a teraz bez pracy. Czy w punkcie numer cztery nie należałoby raczej umieścić osób zatrudnionych nielegalnie: ludzi pracujących na czarnym rynku, w slumsach oraz skazanych na różne formy niewolnictwa? Po drugie, Jameson nie kładzie wystarczającego nacisku na to, jak „wykluczeni” są mimo wszystko często włączani w obręb globalnego rynku. Weźmy przykład dzisiejszego Konga: za fasadą „prymitywnych emocji etnicznych”, eksplodujących po raz kolejny w afrykańskim „jądrze ciemności”, możemy dostrzec kontury globalnego kapitalizmu. Po upadku Mobutu Kongo przestało istnieć jako zjednoczone państwo; w szczególności jego wschodnia część to wiele terytoriów rządzonych przez lokalnych watażków kontrolujących swoje skrawki ziemi za pomocą armii, do których należą często dzieci odurzone narkotykami. Każdy watażka ma powiązania biznesowe z zagraniczną firmą lub korporacją eksploatującą bogactwo regionu – głównie surowce mineralne. Taki układ pasuje obu stronom: korporacja otrzymuje przykładowo prawa do wydobycia bez konieczności płacenia podatków, podczas gdy watażka inkasuje zapłatę. Ironia polega na tym, że wiele z tych minerałów jest wykorzystywanych w zaawansowanych technologicznie produktach, takich jak laptopy i telefony komórkowe. Krótko mówiąc, zapomnij o zrzucaniu winy za afrykańskie konflikty na „dzikie zwyczaje” miejscowej ludności: po prostu usuń z równania zagraniczne firmy z branży zaawansowanych technologii i rozpadnie się cały gmach „wojny etnicznej napędzanej starymi emocjami”35. Po trzecie, kategorię „kiedyś zatrudnionych” należy uzupełnić o jej przeciwieństwo: wykształconych bezrobotnych. Dziś całe pokolenie studentów prawie nie ma szans na znalezienie odpowiedniego zatrudnienia, co czasami prowadzi do masowych protestów. Najgorszym sposobem na rozwiązanie tego problemu jest bezpośrednie podporządkowanie edukacji wymaganiom rynku – choćby dlatego, że sama dynamika rynku sprawia, iż edukacja zapewniana przez uniwersytety jest „przestarzała”. Ci bezrobotni studenci powinni odgrywać kluczową rolę organizacyjną w rodzących się ruchach emancypacyjnych (jak w Egipcie i podczas europejskich protestów od Grecji po Wielką Brytanię). Radykalna zmiana nigdy nie jest wywoływana przez samych biednych. Powstanie pokolenia bezrobotnej, wykształconej młodzieży (w połączeniu z szeroko dostępną nowoczesną technologią cyfrową) stwarza możliwości rewolucyjne.
Jameson dodaje do tej układanki kolejny ważny element (paradoksalny, ale uzasadniony): charakteryzuje to nowe bezrobocie strukturalne jako formę wyzysku. Nie tylko pracownicy wytwarzający wartość dodatkową zawłaszczaną przez kapitał są eksploatowani, lecz także ci, którym strukturalnie uniemożliwia się bycie częścią kapitalistycznego wiru wyzyskiwanej siły roboczej, wliczając w to całe regiony i narody. Jak wobec tego przedefiniujemy pojęcie wyzysku? Konieczna jest radykalna zmiana: zgodnie z dialektyczną logiką wyzysk obejmuje własną negację – wyzyskiwani są nie tylko ci, którzy produkują lub „tworzą”, ale także ci (a nawet przede wszystkim oni) skazani na nietworzenie. Czyż nie natrafiamy tu na strukturę znanego dowcipu z ostatniej dekady istnienia Związku Radzieckiego – o żydzie Rabinowiczu, który chce emigrować z kraju? Biurokrata w urzędzie emigracyjnym pyta go: „Dlaczego?”, na co Rabinowicz odpowiada: „Istnieją dwa powody, dla których chcę wyjechać. Po pierwsze, obawiam się, że jeśli komuniści stracą władzę w Związku Radzieckim, to nowy rząd zrzuci winę za zbrodnie komunistyczne na nas, żydów, i ponownie dojdzie do antyżydowskich pogromów… ”. „Ale – przerywa mu biurokrata – to czysty nonsens; nic nie może się zmienić w Związku Radzieckim, władza komunistów będzie trwać wiecznie!”. „Cóż – odpowiada spokojnie Rabinowicz – to mój drugi powód”. Możemy łatwo wyobrazić sobie urzędnika państwowego, który pyta pracownika: „Dlaczego sądzisz, że jesteś wykorzystywany?”, na co ten odpowiada: „Z dwóch powodów. Po pierwsze, kiedy pracuję, kapitalista przywłaszcza sobie moją wartość dodatkową”. „Ale przecież jesteś bezrobotny, nikt nie przywłaszcza twojej wartości dodatkowej, ponieważ żadnej nie tworzysz!” „To mój drugi powód”. Rzecz w tym, że całość produkcji kapitalistycznej nie tylko potrzebuje pracowników, lecz także tworzy „armię rezerwowych” składającą się z ludzi, którzy nie mogą znaleźć pracy: nie są oni po prostu poza obiegiem kapitału, są aktywnie wytwarzani jako niepracujący w ramach tego obiegu.
W Ninoczce Lubitscha znajduje się cudownie dialektyczny żart. Bohater odwiedza kawiarnię i zamawia kawę bez śmietanki, na co kelner odpowiada: „Przepraszam, ale zabrakło śmietanki. Czy mogę przynieść kawę bez mleka?”. W obu przypadkach klient otrzymuje samą kawę, ale samej-kawie towarzyszą róże negacje: kawa-bez-śmietanki lub kawa-bez-mleka. Napotykamy tu logikę różnicowania, w której sam brak funkcjonuje jako cecha pozytywna – paradoks, który ładnie oddaje stary jugosłowiański żart o Czarnogórcach (ludzie z Czarnogóry mieli w byłej Jugosławii łatkę leniwych): dlaczego Czarnogórzec, idąc spać, stawia obok łóżka dwie szklanki, jedną pełną i jedną pustą? Ponieważ jest zbyt leniwy, aby się zastanowić, czy będzie w nocy spragniony. Chodzi o to, że sama nieobecność musi być pozytywnie odnotowana: nie wystarczy mieć jedną pełną szklankę wody, ponieważ jeśli Czarnogórzec nie będzie spragniony, po prostu ją zignoruje – sam ten negatywny fakt musi być zaznaczony przez pustą szklankę, to znaczy brak-potrzeby-wody musi zmaterializować się w pustej szklance.
Po co marnować czas na takie dialektyczne żarty? Bo pozwalają nam zrozumieć, w jaki sposób ideologia w swojej najczystszej postaci funkcjonuje w naszych rzekomo postideologicznych czasach. Aby wykryć tak zwane wypaczenia ideologiczne, należy zwrócić uwagę nie tylko na to, co zostało powiedziane, ale i na złożoną grę między tym, co zostało powiedziane, a tym, co nie zostało powiedziane: na niewypowiedziane, które kryje się za wypowiedzianym. Czy otrzymujemy kawę bez śmietanki, czy kawę bez mleka? Istnieje polityczny odpowiednik tej kwestii: w znanym dowcipie z socjalistycznej Polski klient wchodzi do sklepu i pyta: „Pewnie nie macie masła, co?”, w odpowiedzi słyszy: „Przepraszam, ale jesteśmy sklepem, który nie ma papieru toaletowego; sklep, który nie ma masła, jest po drugiej stronie ulicy!”. Albo weźmy dzisiejszą Brazylię, w której podczas karnawału ludzie ze wszystkich środowisk tańczą razem na ulicy, zacierając chwilowo różnice rasowe i klasowe. Kiedy jednak bezrobotny pracownik oddaje się swobodnym tańcom, zapominając o swoich obawach dotyczących opieki nad rodziną, to nie jest w takiej samej sytuacji co bogaty bankier, który odpuszcza sobie i bawi się dobrze z ludźmi, zapominając, że odmówił pożyczki biednemu pracownikowi. Obaj są tacy sami na ulicy, ale pracownik tańczy bez mleka, podczas gdy