jakiego jesteś znaku?
Odpowiedziałem:
– A jak myślisz?
– No więc?
– Spod najlepszego!
– Czyli… Koziorożca? – ona na to.
– Właśnie! – wykrzyknąłem. – Skąd wiedziałaś?
– O rany, niesamowite, to mój pokrewny znak, i tak dobrze mi się z tobą gada, no naprawdę! – Była bardzo podekscytowana i uradowana. Zacząłem więc czytać horoskopy, studiować charakterystyki poszczególnych znaków zodiaku i ich wzajemnych relacji.
Bywając w Gold’s, łatwo nawiązywało się przyjaźnie. To miejsce było tyglem, w którym mieszały się różne narodowości: Australijczycy, Afrykańczycy, Europejczycy. Trenowałem przed południem i mówiłem do dwóch facetów: „Hej, nie poszlibyście na lunch?”.
Szliśmy razem, a oni opowiadali mi o swoim życiu, ja opowiadałem im o swoim, i stawaliśmy się kumplami. Wieczorami wracałem, żeby znowu potrenować, spotykałem innych gości, szedłem z nimi na kolację i zawieraliśmy znajomość.
Zdumiewało mnie, jak chętnie Amerykanie zapraszali mnie do siebie i jak bardzo lubili świętować. Przed przyjazdem do Ameryki nie obchodziłem urodzin, nigdy nawet nie widziałem tortu ze świeczkami. Pewna dziewczyna zaprosiła mnie na swoje przyjęcie urodzinowe, a kiedy następnego lata były moje urodziny, koledzy z siłowni zafundowali mi tort i świeczki. Jeden z nich rzucał: „Muszę wracać do domu, bo dziś moja siostra pierwszy raz idzie do szkoły, więc będzie impreza”. Albo: „Dzisiaj jest rocznica ślubu moich rodziców”. Nie pamiętam, żeby moi rodzice choćby wspomnieli o rocznicy swojego ślubu.
Na pierwsze Święto Dziękczynienia nie miałem żadnych planów, bo wtedy jeszcze nie rozumiałem, co znaczy ono dla Amerykanów. Ale zaprosił mnie do siebie Bill Drake. Poznałem jego mamę, która podała nadzwyczajny obiad, i tatę, zawodowego komika i bardzo zabawnego faceta. Mamy w Austrii takie powiedzenie: „Jesteś taki słodki, że mógłbym cię zjeść!”. Kiedy próbowałem w ten sam sposób skomplementować panią Drake, z powodu kłopotów z tłumaczeniem wyszło mi coś dwuznacznego i cała rodzina wybuchnęła śmiechem.
Zdziwiłem się jeszcze bardziej, gdy dziewczyna, z którą wtedy chodziłem, zaprosiła mnie do swoich rodziców na Boże Narodzenie. Powiedziałem sobie: „Boże, nie chcę zepsuć tym ludziom świąt”. Jednak oni nie tylko potraktowali mnie jak syna, ale jeszcze każdy z członków rodziny miał dla mnie prezent.
Taka gościnność była dla mnie czymś nowym i bardzo miłym, lecz nie wiedziałem, jak się odwdzięczyć, i to mnie gnębiło. Na przykład nigdy wcześniej nie słyszałem o zwyczaju wysyłania listu z podziękowaniem, a Amerykanie wysyłali je sobie bez przerwy. Jakie to dziwne, dlaczego po prostu nie podziękować przez telefon albo osobiście? – zastanawiałem się. Tak robiło się w Europie. A tu Joe Weider zaprasza mnie i moją dziewczynę na kolację, a później, po wyjściu, ona mówi:
– Podaj mi jego adres, bo muszę mu wysłać list z podziękowaniem.
Ja na to:
– Ojej, daj spokój, przecież podziękowaliśmy mu przed wyjściem.
– O nie, nie, nie, wpojono mi dobre maniery.
Uświadomiłem sobie, że lepiej będzie, jeśli się dostosuję i zacznę sobie przyswajać amerykańskie zwyczaje. Zresztą może były to także zwyczaje europejskie, tylko ja się z nimi nie zetknąłem. Na wypadek gdybym coś przeoczył, zapytałem kolegów z Europy. Ale nie; w Ameryce naprawdę było inaczej.
Na początek postanowiłem umawiać się wyłącznie z Amerykankami, nie chciałem chodzić z dziewczynami, które znały niemiecki. I czym prędzej zapisałem się na lekcje angielskiego w Santa Monica Community College. Chciałem nauczyć się tego języka przynajmniej na tyle, żeby czytać gazety, korzystać z podręczników i móc zapisać się na inne zajęcia. Zależało mi na przyspieszeniu nauki, żeby myśleć, czytać i pisać jak Amerykanin. Nie zamierzałem czekać, aż stanie się to samo, w sposób naturalny.
W któryś weekend dwie dziewczyny zabrały mnie do San Francisco.
Nocowaliśmy w Golden Gate Park. Pomyślałem: To niewiarygodne, jak wolni są ludzie w Ameryce. No proszę! Śpimy całą noc w parku i wszyscy zachowują się wobec nas przyjaźnie. Znacznie później uświadomiłem sobie, że przyjechałem do Kalifornii w zwariowanym okresie. Był schyłek lat sześćdziesiątych, kwitł ruch hippisowski, panowała wolna miłość, dokonywały się te wszystkie niesamowite zmiany. Wojna w Wietnamie osiągnęła punkt kulminacyjny. Prezydentem został Richard Nixon. Amerykanie mieli w tym czasie poczucie, że świat się kończy. Nie wiedziałem, że nie zawsze tak było. Widocznie tak już jest w Ameryce, myślałem.
Nie miałem okazji słyszeć zbyt wielu rozmów o Wietnamie, ale podobało mi się to, że Ameryka walczy z komunizmem, więc gdyby ktoś zapytał mnie o zdanie, odpowiedziałbym, że jestem za wojną. Powiedziałbym: „Pieprzeni komuniści, nienawidzę ich”. Dorastałem niedaleko granicy z Węgrami i przez całe życie słyszałem o zagrożeniu, jakim jest komunizm. Czy komuniści wkroczą do Austrii, tak jak w pięćdziesiątym szóstym wkroczyli na Węgry? Zostaniemy wciągnięci w wojnę atomową? Niebezpieczeństwo było tuż-tuż. A poza tym widzieliśmy, co komunizm robił z Czechami, Polakami, Węgrami, Bułgarami, Jugosłowianami, Niemcami z Niemiec Wschodnich – wszędzie wokół nas rządzili komuniści. Pamiętam, jak pojechałem do RFN na imprezę kulturystyczną. Wyjrzałem za mur berliński, na drugą stronę granicy, i stwierdziłem, że po każdej stronie była jakby inna pogoda. Wydawało mi się, że jestem w słońcu, a gdy spojrzałem na Berlin Wschodni, miałem wrażenie, że tam pada deszcz. To było przerażające. Dlatego uważałem za słuszne, że Ameryka zwalcza komunizm.
Nigdy nie wydawało mi się dziwne, że dziewczyny, z którymi chodziłem w Austrii, nie używały szminki, nie malowały paznokci. Myślałem, że owłosione nogi i pachy to coś normalnego, ponieważ w Europie kobiety się nie depilowały. Dlatego pewnego ranka przeżyłem szok. Byłem pod prysznicem z dziewczyną – poprzedniego wieczoru na moim małym czarno-białym telewizorze oglądaliśmy pierwsze kroki astronautów z „Apollo” na Księżycu – gdy ona zapytała:
– Masz brzytwę?
– Po co ci brzytwa?
– Nienawidzę tej szczeciny na nogach.
Nie wiedziałem, co znaczy „szczecina”, więc mi wyjaśniła.
– Co takiego? Więc ty się golisz? – zdziwiłem się.
– Uhm, golę nogi. Ohyda. – Słowo „ohyda” też słyszałem po raz pierwszy.
Ale dałem jej moją brzytwę i patrzyłem, jak namydla nogi: łydki, golenie, kolana, a potem goli je tak, jakby robiła to przez całe życie. Jeszcze tego samego dnia powiedziałem do chłopaków w siłowni:
– Dziś rano babka ogoliła się u mnie pod prysznicem. Widzieliście kiedyś coś takiego?
Popatrzyli na siebie z powagą, kiwnęli głowami i odpowiedzieli:
– Uhm.
A potem wszyscy ryknęli śmiechem. Próbowałem im wytłumaczyć:
– Oj, bo u nas w Europie wszystkie dziewczyny wyglądają jak Bawarki, no wiecie, są owłosione tam, gdzie trzeba.
To rozśmieszyło ich jeszcze bardziej.
W końcu rozeznałem się w tym wszystkim. Niektóre dziewczyny się nie goliły, protestowały w ten sposób przeciw istniejącemu porządkowi. Uważały, że rynek kosmetyczny wiąże się z wykorzystywaniem seksualnym i nakazami obyczajowymi, więc go odrzucały, stawiając na naturalność. Był