znowu i milczeli długo wśród nocnej ciszy.
Wreszcie Ludovico pocałował żonę w czoło z tkliwością ojcowską i zrobił nad nią znak krzyża.
– Śpij, drogie dziecię, śpij pod opieką Boga – szepnął.
Owej nocy śniły się księżnej brzoskwinie na złotym półmisku. Podniosła do ust jedną, wtem głos niewidzialny szepnął:
– To trucizna, trucizna, trucizna.
Nie mogła się wstrzymać od zjedzenia soczystego owocu. Zdało jej się, że umiera, lecz było jej coraz lżej i weselej na sercu.
I książę miał dziwne widzenie: przechadzając się po łące, ujrzał trzy kobiety. Wszystkie trzy były ubrane na biało i trzymały się za ręce. Poznał w jednej – Beatrycze, w drugiej – Cecylię, w trzeciej – Lukrecję i pomyślał:
„Dzięki Bogu, że te trzy ukochane kobiety doszły do porozumienia! Szkoda, że nie zawsze tak było!”.
VII
Pałacowy zegar wybił dwunastą. Wszyscy spali, tylko na dachu siedziała karliczka i opłakiwała swoje urojone dziecię.
– O! Ja nieszczęśliwa! Ukradli mi mojego synka – zawodziła. – Dlaczego, mój Boże, dlaczego? Nikomu nie zawadzał, a był moją jedyną pociechą!
Noc była tak jasna, powietrze tak przejrzyste, że można było dojrzeć śnieżne szczyty Monte Bose, podobne do olbrzymich kryształów.
I długo jeszcze nad uśpionym pałacem unosiła się skarga, jak złowróżbne zawodzenie puszczyka.
Nagle karliczka westchnęła, spojrzała na niebo i umilkła.
Poczęła uśmiechać się do gwiazd. Zapomniała o swej zgryzocie.
KSIĘGA IV
Korowód czarownic
(1494)
I
Na jednym z odludnych przedmieść Mediolanu, w pobliżu Porte di Vercail, wznosił się malutki, odosobniony domek z dużym czarnym kominem. Dym wychodził z niego we dnie i w nocy. Obok, nad mostkiem, przy gmachu komory celnej, płynął kanał.
Domek był własnością starej akuszerki, monny Sidonii. Odnajmowała górne pięterko alchemikowi Galeotto Sacrobosco. Mieszkała na dole z Cassandrą, córką jego brata kupca Luigiego, słynnego podróżnika. Opłynął on Grecję, wyspy Achipelagu, Syrię, Azję Mniejszą, Egipt, w poszukiwaniu starożytnych zabytków. Mistrz Luigi brał wszystko, co mu wpadało w ręce: statuę grecką i odłam bursztynu z uwięzioną w nim muchą, rzekomy napis z grobowca Homera, tragedię Eurypidesa i Demostenesową szczękę.
Jedni uważali go za szaleńca, inni za szarlatana i samochwalcę, byli i tacy, którzy go mieli za wielkiego człowieka.
W jednej z jego wycieczek morze pochłonęło zbiór starożytnych manuskryptów, zmartwił się tym tak bardzo, że posiwiał i upadł na zdrowiu. Obawiano się nawet o jego życie, ale wrócił niebawem do swoich ulubionych zajęć.
Gdy go pytano, dlaczego wydaje tyle pieniędzy i naraża się na niebezpieczeństwo, Luigi odpowiadał zawsze jednymi i tymi samymi słowy:
– Pragnę wskrzesić umarłych.
Pewnego dnia, na Peloponezie, w ruinach Lacedemony, w pobliżu Mistra, spotkał dziewczynę cudnej piękności, podobną do posągu starożytnej bogini Artemis.
Była córką ubogiego diakona, pijaka. Luigi poślubił ją i przywiózł do Włoch wraz z nową kopią Iliady, szczątkami marmurowej Hekaty i odłamkami glinianej amfory. Córkę, która się zrodziła z tego związku, nazwał Cassandrą, na cześć bogini Aischylosa.
Żona umarła niebawem. Wyruszając w jedną ze swych podróży, zostawił dziecię pod opieką starego przyjaciela, greckiego erudyty z Konstantynopola, filozofa Cholkondylosa, powołanego do Mediolanu przez książąt Sforza.
Ów starzec siedemdziesięcioletni, przebiegły i wykrętny, udawał, że jest gorliwym obrońcą Kościoła chrześcijańskiego, podczas gdy, jak wielu współczesnych uczonych, był wyznawcą zasad neoplatonika Plotyna10, zmarłego przed laty czterdziestu na Peloponezie, w tym samym mieście Mistra, zbudowanym na gruzach Lacedemony, z którego pochodziła matka Cassandry.
Neoplatonicy wierzyli, że dusza wielkiego Platona wcieliła się w Plotyna.
Erudyci chrześcijańscy dowodzili, że filozof ów pragnie wskrzesić herezję Antychrysta, wytworzoną przez cezara Juliana Apostatę, oraz kult dawnych bogów Olimpu i że nie należy walczyć z nim argumentami, lecz narzędziami tortury Świętej Inkwizycji i płomieniami stosów. Przytaczano sławne słowa Plotyna; miał powiedzieć, że po jego śmierci ludzie nawrócą się na nową wiarę, podobną do wierzeń pogańskich.
Mała Cassandra została wychowana w zasadach surowej, choć fałszywej pobożności; lecz dziecię, nie rozumiejąc głoszonych zasad, chwytało tylko ich stronę fantastyczną i tworzyło cudowne legendy o zmartwychwstaniu bogów Olimpu.
Dziewczynka nosiła na piersiach talizman przeciw febrze. Był to dar jej ojca, sygnet przedstawiający boga Dionizosa. Nieraz, gdy była sama, wyciągała cenny kamień z zanadrza i patrzyła przezeń na słońce. W fioletowym świetle ametystu ukazywał jej się nagi Bachus z tyrsem w jednej ręce i winnym gronem w drugiej; podskakująca pantera lizała to grono. Serce dziewczęcia przepełniało się miłością dla pięknego bożka.
Luigi, utraciwszy całe swe mienie na starożytne zabytki, umarł w nędzy, wśród ruin świątyni fenickiej.
W owym czasie alchemik Galeotto Sacrobosco powrócił do Mediolanu po kilkuletnich wędrówkach, w których poszukiwał kamienia filozoficznego. Zamieszkał w małym domku przy Porte di Verceil i wziął bratanicę do siebie.
Imć Galeotto strawił całe życie na poszukiwaniu tajników filozoficznego kamienia.
Po ukończeniu fakultetu medycyny w Bolonii wstąpił jako uczeń do słynnego adepta alchemii, hrabiego Bernardo Trevisano. Potem, przez lat piętnaście, szukał żywego srebra w rozmaitych substancjach i metalach: w soli kuchennej i w amoniaku, w bizmucie, arszeniku, w ludzkiej krwi, w żółci, we włosach, w zwierzętach i roślinach. Ojciec, umierając, pozostawił mu sześć tysięcy dukatów; cały ten kapitalik stopniał w retortach. Po strwonieniu własnych pieniędzy zaczął wydawać cudze. Wierzyciele wpakowali go do więzienia. Umknął i przez osiem lat następnych robił doświadczenia z jajami, a zużył ich nie mniej jak dwadzieścia tysięcy. Potem, wraz z protonotariuszem papieskim maestrem Enrico, zajmował się badaniem własności witrioleju; zachorował skutkiem trujących wyziewów, leżał przez czternaście miesięcy, opuszczony przez wszystkich i był już na progu śmierci.
Wśród nędzy i wszelakich upokorzeń, jako wędrowny mistrz czarnej magii, przeszedł pieszo Francję, Austrię, Hiszpanię, Afrykę Północną, Palestynę, Grecję i Persję. Na dworze węgierskim poddano go torturom. Wreszcie powrócił do Włoch, złamany na ciele, lecz nie na duchu i od Ludovico Sforzy otrzymał tytuł nadwornego alchemika.
Giovanni Beltraffio nie zapomniał rozmowy podsłuchanej między mechanikiem Zoroastro a monną Cassandrą. Ujrzał ją znowu u Cholkondylosa, który, z rekomendacji Meruli, dawał mu papiery do przepisywania. Giovanni słyszał, że dziewczyna jest czarownicą, lecz pociągała go swą urodą.
Co wieczór, po ukończeniu zajęć w pracowni Leonarda, szedł do małego domku przy Porte di Verceil, aby zobaczyć Cassandrę. Siadali u stóp wzgórza wznoszącego się nad kanałem przy zawalonych murach klasztoru św. Radegundy i rozmawiali długo.
II
Wieczór