James Ellroy

Sześć tysięcy gotówką


Скачать книгу

radiowóz. Gliniarze przyuważyli grę. Czarnuchy ich olały. Radiowóz odjechał. Gliniarze ziewnęli – pieprzyć tych durnych asfaltów.

      Leroyowi nie poszło. Cur-tiii miał radochę. Ci, co przynieśli kości, żłopali wino.

      Jeszcze jeden smoluch przeciął ulicę J. Pete rozpoznał go raz-dwa – Wendell Durfee.

      Te jego ciuchy alfonsa. Ta siatka na włosach. Ta spluwa wybrzuszająca portki przy jajach.

      Durfee przyłączył się do gry. Gadanina przybrała na sile. Durfee rzucił kości. Durfee odtańczył radosne wah-watusi. Durfee łyknął wina.

      Radiowóz powrócił. I stanął. Gliniarze się zaciekawili. Radiowóz się przyczaił. Radiowóz zawarczał na jałowym biegu. Zaskrzeczało radio.

      Asfalty zamarły. Asfalty pobezczelniały. Zaciekawienie gliniarzy wzrosło. Asfalty porozumiały się telepatycznie – nasi ciemiężyciele – asfalty podniosły się i rzuciły do biegu.

      Rozdzielili się. Nawiali. Rozpierzchli się jak robactwo. Pognali wzdłuż J i K.

      Gliniarze zamarli. Goście z koca nawiali. Zostawili flaszki. Pognali na wschód. Nawiali.

      Gliniarze ożyli. Gliniarze przygazowali. Gliniarze ruszyli, drąc gumy, w pościg. Durfee pobiegł na zachód. Długie nogi i niska waga. Tłuści Leroy i Cur-tiii za nim.

      Pete nadepnął na gaz. Nadepnął za mocno. Noga zjechała mu z pedału. Silnik zakaszlał i zgasł.

      Pete wysiadł. Pete pobiegł. Durfee galopował. Durfee umykał swoim tłustym kolesiom. Grubasy powłóczyły nogami i dyszały.

      Pędzili jakimś zaułkiem – hałdy śmieci na żwirowym podłożu – nędzne baraki po obu stronach. Durfee się poślizgnął. Durfee się zachwiał. Durfee rozdarł spodnie. Wypadła mu spluwa.

      Pete się poślizgnął. Pete się zachwiał. Pete’owi pękł pas. Wypadła mu spluwa.

      Schylił się. Zwolnił. Złapał spluwę Durfee’ego. Stracił grunt pod nogami. Poślizgnął się na żwirze.

      Syrena zaryczała za jego plecami – głośno, całą parą.

      Durfee przeskoczył przez płot. Grubasy się przeczołgały. Radiowóz skręcił gwałtownie. Zarzucił tyłem. Ustawił się bokiem. Zablokował Pete’owi drogę.

      Pete upuścił spluwę. Podniósł ręce. Uśmiechnął się służalczo. Gliniarze wysiedli. Wyciągnęli pałki. Wycelowali z broni.

      Zapuszkowali go – paragraf 407 kodeksu karnego – areszt szeryfa okręgu Clark.

      Wrzucili go do pokoju przesłuchań. Przykuli go do krzesła. Pracowało nad nim dwóch dupków – książki telefoniczne i gówniana gadka.

      Namierzyliśmy tę spluwę. Jest trefna. Dokonujesz napadów. Ja znalazłem tę spluwę – pieprzyć was.

      Gówno prawda. Dlaczego tu jesteś? Powiedz, czego szukasz.

      Miałem ochotę na pieczone prosię. Miałem ochotę na wieprzowe żeberka. Miałem ochotę na ciemne cipki. Gówno prawda. Powiedz, czego…

      Działam na rzecz ruchu praw obywatelskich. Zwycięży…

      Zamachnęli się książkami – grubymi – takimi z LA. Dokonujesz napadów. Obrabiasz graczy w kości. Chciałeś obrobić tamtych smoluchów.

      Mylicie się – miałem ochotę na bigos.

      Przywalili mu w żebra. Przywalili w kolana. Postarali się. Spięli ciaśniej kajdanki. Zostawili tak, żeby zmiękł.

      Nadgarstki mu zdrętwiały. Zdrętwiały mu ramiona. Chciało mu się lać.

      Zastanawiał się, co może zrobić:

      Nie dzwonić do Littella. Nie dzwonić do Chłopców. Nie zrobić z siebie kompletnego debila. Nie dzwonić do Barb – żeby jej nie przestraszyć.

      Plecy mu zdrętwiały. Klatka piersiowa mu zdrętwiała. Zlał się w spodnie. Zaparł się piętami w podłogę. Wykrzesał trochę siły. Zerwał łańcuszek od kajdanek. Poruszył rękoma i przywrócił krążenie.

      Dupki wróciły. Zobaczyły zerwany łańcuszek. Jeden dupek gwizdnął i zaklaskał.

      A Pete powiedział:

      – Zadzwońcie do Wayne’a Tedrowa. Pracuje w WPLV.

      Wayne Junior się zjawił. Dupki zostawiły ich samych. Wayne zdjął mu kajdanki.

      – Powiedzieli, że chciałeś obrobić grających w kości.

      Pete rozmasował nadgarstki.

      – Wierzysz w to?

      Wayne Junior zmarszczył brwi – urażona primadonna. Wayne Junior nadął się jak zadek przed pierdnięciem.

      Pete wstał. Krążenie powracało. Odetkały mu się uszy.

      – Obowiązuje tutaj prawo pozwalające zatrzymać aresztanta na siedemdziesiąt dwie godziny?

      – Tak, a potem zwolnienie albo oskarżenie.

      – No to z tego prawa skorzystam. Bywałem już w takich sytuacjach.

      – Czego chcesz? Przysługi? Chcesz, żebym przestał przychodzić na występy twojej żony?

      Pete pomachał rękami. Zdrętwienie częściowo ustąpiło.

      – Jest tutaj Durfee. Włóczy się z dwoma kolesiami o ksywkach Leroy i Curtis. Widziałem ich w pobliżu tamtych ruder przy skrzyżowaniu Truman i J.

      Wayne Junior poczerwieniał – aż po nasadę włosów – krew krążyła mu za szybko.

      Pete powiedział:

      – Zabij go. Myślę, że przyjechał tu, bo ma taki plan wobec ciebie.

      28

      (Waszyngton, 14 stycznia 1964)

      Pikiety przed Białym Domem:

      Prawa obywatelskie i zbrojenia nuklearne. Młodzi lewicowcy.

      Maszerowali. Skandowali. Ich okrzyki się zlewały. Było zimno. Mieli na sobie płaszcze. Mieli futrzane kozackie czapy.

      Bayard Rustin się spóźniał. Littell czekał. Littell siedział w Lafayette Park.

      Pikiety rezerwowe gawędziły. Wszędzie było słychać tę samą paplaninę. LBJ i Castro. Groźba wojny w Wietnamie.

      Obie grupy wspólnie popijały kawę. Lewicujące panienki przyniosły przekąski. Littell się rozglądał – Bayarda Rustina wciąż brak.

      Znał twarz Rustina. Pan Hoover dostarczył zdjęcia. Spotkał się z wtyczką z Konferencji Przywódców Chrześcijańskich Południa. Rozmawiali zeszłego wieczoru.

      Lyle Holly – eks-gliniarz z Chicagowskiego Wydziału Policji.

      Lyle pracował w Czerwonej Drużynie. Lyle badał lewicę. Lyle gadał jak lewica, a myślał jak prawica. Mieli podobne kwalifikacje i referencje. Cierpieli na takie samo rozdwojenie. Lyle sypał rasistowskimi dowcipami. Lyle mówił, że kocha doktora Kinga.

      Littell znał brata Lyle’a. Pracowali razem w FBI w St. Louis – 1948–50.

      Dwight H. był mocno na prawo. Dwight po cichu pracował dla Klanu. Dwight pasował tam idealnie. Bracia Holly pochodzili z Indiany. Bracia Holly mieli związki z Klanem. Tatko Holly był Wielkim Smokiem.

      Klan należał do przeszłości. Bracia uzyskali dyplomy prawnicze i zostali policjantami.

      FBI Dwighta też należało do przeszłości. Choć nadal pracował dla federalnych. Wstąpił do Biura do spraw Narkotyków. Dwight to był niespokojny duch. Wciąż zmieniał