James Ellroy

Sześć tysięcy gotówką


Скачать книгу

Spurgeon wjechał na międzystanową I-95. Wayne zajął lewy pas. Obaj jechali mniej więcej dziewięćdziesiątką.

      Spurgeon włączył kierunkowskaz, migacz zamigał. Spurgeon zjechał z autostrady. Zjechał do Henderson. Podążał głównymi ulicami. Wayne śledził go z pewnej odległości.

      Dojechali do świątyni mormonów. Wayne odnotował czas: 14.59.

      Spurgeon wszedł. Wayne zaparkował po przekątnej. Podczas takiego siedzenia czas się dłużył.

      Trzynaście minut. Czternaście/piętnaście.

      Spurgeon wyszedł. Wayne odnotował czas: 15.14.

      Ruszyli z powrotem. Wzdłuż I-95 na północ. Jechali w odległości dwóch samochodów od siebie. Wayne zostawał w tyle. Wayne popuszczał smycz. Wayne śledził z daleka.

      Wracali do Vegas. Zatrzymali się przy Liceum Jordana. Dziwne – Webb Junior chodził do LeConte’a.

      Spurgeon zaparkował. Wayne zaparkował dwa miejsca wcześniej. Kręciły się dzieciaki. Spurgeon zakrył twarz.

      16.13.

      Podchodzi dziewczyna. Dziewczyna się rozgląda. Dziewczyna wsiada do wozu tatuńcia.

      Spurgeon ruszył. Wayne ściągnął smycz. Teraz siedział mu prawie na ogonie. Dziewczyna schyliła głowę. Samochód skręcił gwałtownie i przez chwilę jechał zygzakiem. Dziewczyna podniosła głowę.

      Otarła usta. Poprawiła makijaż. Poprawiła fryzurę.

      Jechali I-95 na południe. Skręcili ku tamie Hoovera. Minęli jakieś wiejskie chaty. Ruch był tu niewielki. Wayne popuścił smycz.

      Spurgeon skręcił w lewo. Spurgeon wjechał na polną drogę. Wayne zaparkował przy kępie karłowatych sosen. Wayne wziął do ręki lornetkę.

      Patrzył. Zobaczył chatę drwali. Za chwilę ujrzał samochód. Dziewczyna wysiadła. Miała najwyżej szesnaście lat. Miała mocno polakierowane włosy i pryszcze.

      Spurgeon wysiadł. Dziewczyna się na niego rzuciła. Weszli do środka. Wayne odnotował czas: 17.09. Wayne odnotował uwiedzenie osoby nieletniej i nakłanianie do czynności lubieżnych – dwa niezbyt poważne wykroczenia.

      Wayne obserwował chatę. I spoglądał na zegarek. Przygotował aparat fotograficzny. Ustawił statyw. Zrobił zbliżenie.

      Pieprzyli się przez 51 minut. Wayne cyknął im zdjątko, jak wychodzili. Całowali się długo i namiętnie. Na fotce dobrze było widać języki.

      Wayne zaparkował przed korporacją Monarcha. Wayne zanotował czas: 18.43.

      Barak się walił. Dach się zapadał. Pustaki kruszały. Po parkingu walały się śmieci. Taksówki były stare – same trzytonowe packardy.

      Wayne obserwował okno. Eldon Peavy rozsyłał taksówki. Eldon Peavy obsługiwał centralkę. Eldon Peavy siedział sam.

      Przewijali się kierowcy. Wayne rozpoznał trzech przestępców – pedalskich alfonsów.

      Jeden gość popełnił zabójstwo pierwszego stopnia. Rzeczony gość zadźgał babochłopa na balu drag queen. Rzeczony gość udowodnił, że działał w samoobronie.

      Taksówki wyjeżdżały. Tłoki stukały. Tłumiki kaszlały. Rury wydechowe wypluwały chmury spalin. Logo Monarchy było zarypiaste:

      Mały człowieczek w wielkiej koronie. Czerwone kostki do gry zamiast zębów.

      Wayne ziewnął. Wayne się przeciągnął. Wayne podrapał się po jajach. Był akurat w północnym LV. Barbarzyńcy dawali dziś występ. Barb zwykle miała niebieską sukienkę.

      Kolejna z taksówek ruszyła. Wayne pojechał za nią. Jeżdżenie za innymi trochę go ożywiało. Nocne śledzenie to była bułka z masłem. Zwłaszcza śledzenie taksówek – ich światła na dachach widział z daleka.

      Wayne trzymał się blisko. Taksówka skręciła ku Owens. Minęli cmentarz Palute. Wjechali do zachodniego LV.

      Ruch był spory. Jakiś samochód wciął się pomiędzy Wayne’a a taksówkę. Wayne skręcił gwałtownie i zmienił pas. Było wietrznie. Było zimno. W powietrzu fruwały biegacze pustynne.

      Minęli skrzyżowanie Owens i H. Bary i sklepy z gorzałą pulsowały w rytm rock and rolla. Moczymordy w środku i ciemne interesy na zewnątrz.

      Proszę – taksówka hamuje przed Miłym Zakątkiem.

      Taksówka stanęła. Silnik zgasł. Kierowca wdusił klakson. Wayne cofnął. Wayne zobaczył wychodzących czterech Murzynów.

      Spostrzegli taksówkę. Podbiegli. Pokazali pieniądze. Kierowca wydał paczki. Murzyni zapłacili gotówką. Murzyni rozpakowali amfetaminowe dropsy.

      Podnieśli butelki. Popili tabletki. Odeszli tanecznym krokiem. Kołysząc się, weszli z powrotem do Zakątka.

      Taksówka odjechała. Wayne za nią. Taksówka dotarła do skrzyżowania Lake Mead i D.

      Proszę – taksówka hamuje przed Dziką Gęsią.

      Kolejka stała gotowa na chodniku – sześciu Murzynów – z wyglądu same ćpuny. Taksówka stanęła. Kierowca opchnął amfę. Murzyni tanecznym krokiem wrócili do Gęsi.

      Taksówka odjechała. Wayne za nią. Dotarła do Gerson Park Flats. Wsiadł jakiś facet. Taksówka ruszyła. Wayne siedział jej prawie na ogonie.

      Proszę – taksa hamuje – przed skrzyżowaniem Jackson i E. Kierowca zaparkował. Kierowca wysiadł. Kierowca śmignął do knajpy U Skipa.

      Kierowca miał róż na policzkach. Kierowca miał cień na powiekach. Kierowca wyglądał jak femme fatale. Kierowca został w knajpie. Wayne zmierzył czas: dokładnie 6,4 minuty.

      Kierowca wyszedł. Szedł, kołysząc workami. Kierowca dźwigał worki z monetami. Rzeczony kierowca taszczył je niezgrabnie. Rzeczony kierowca wrzucił je do bagażnika.

      Jasna sprawa: automaty do gry na zapleczu – nielegalne – obsługiwane przez Monarchę.

      Taksówka ruszyła. Taksówka zawróciła. Wayne siedział jej na ogonie. Proszę – taksówka hamuje – przed Evergreen Project.

      Pasażer wysiadł. Taksówka skręciła na północ. Reflektory zbombardowały zaparkowane samochody.

      Proszę – jeden zaparkowany cadillac/ jedna pochylona nisko blada twarz. O, kurwa – to Pete Bondurant – nisko skulony.

      Wayne widział ten obraz tylko przez moment – spojrzenie i odjazd – obłoczek dymu i adieu!

      Wayne jechał za taksówką. Obraz pozostał – Pete za kierownicą. Czarnogrodzki Pete – no i co? – co my tu mamy?

      Taksówka wracała do Monarchy. Wayne jechał za nią, ale niezbyt blisko. Wayne zaparkował w swoim stałym punkcie.

      Ziewnął. Przeciągnął się. Wysikał się do puszki. Czas się ślimaczył. Czas się wlókł. Czas stał w miejscu.

      Wayne obserwował okno budynku.

      Eldon Peavy żonglował wezwaniami. Eldon Peavy łykał piguły. Eldon Peavy był sam.

      Kierowcy zjeżdżali. Kierowcy się obijali. Kierowcy zabijali czas. Grali w karty. Grali w kości. Stroili się i fiokowali.

      Czas się ciągnął. Wayne ziewał. Wayne się przeciągał. Wayne dłubał w nosie.

      Podjechała limuzyna. Białe drzwi i błotniki/ dach ze sztucznej skóry. Wayne odnotował czas: 2.03.

      Peavy wyszedł. Wskoczył do limuzyny. Limuzyna ruszyła na południe. Wayne za nią. Wjechali na Strip. Zatrzymali się przed Dunes.

      Limuzyna warczała na luzie przed samymi drzwiami. Wayne warczał na luzie trzy auta dalej. Podeszło