podejrzanego w chronologii zdarzeń.
DE: No tak, to…
RFK: Nie przywrócimy życia mojemu bratu, ale coś ci powiem. Gdy nadejdzie – (odgłos kroków zagłusza rozmowę) – to wystartuję, a wtedy niech wygra lepszy.
(Trzaśnięcie drzwi i kroki. Nagranie się kończy).
25
(Los Angeles, 9 stycznia 1964)
Kupił Jane portfel. Kazał na nim umieścić inicjały.
Miękka koźlęca skóra. Wytłoczone małe litery „j.f.”.
Jane pomachała okładkami.
– Miałeś rację. Pokazałam im prawo jazdy z Alabamy i zaraz wydali mi nowe, tutejsze.
Littell się uśmiechnął. Jane uśmiechnęła się i przybrała pozę. Oparła się o okno. Wypchnęła naprzód jedno biodro. Przesłoniła widok.
Littell przysunął do niej krzesło.
– Zdobędziemy ci jeszcze legitymację ubezpieczeniową i będziesz miała już wszystkie potrzebne dokumenty.
Jane się uśmiechnęła.
– A co z dyplomem magistra? Licencjat już mi załatwiłeś.
Littell założył nogę na nogę.
– Mogłabyś pójść na tutejszy uniwersytet i sobie na niego zapracować.
– A co powiesz na to? Będę studiować w trzech miejscach naraz: w LA, w Waszyngtonie i w Vegas, żeby móc być z moim zapracowanym na wielu etatach kochankiem…
Littell się uśmiechnął.
– Czy to miała być drwina?
– Po prostu obserwacja.
– Stajesz się niespokojna. Masz zbyt duże kwalifikacje na to, by trwać w bezczynności.
Jane wykonała piruet. Jane przysiadła nisko, po czym stanęła na palcach. Była dobra. Była zwinna. Musiała się tego gdzieś nauczyć.
Littell powiedział:
– Niektórzy ludzie z kryjówki znikli. To raczej dobra wiadomość niż zła.
Jane wzruszyła ramionami. Jane skrzyżowała nogi i przykucnęła. Jej spódnica zamiotła podłogę.
– Gdzie się tego nauczyłaś?
Jane rzekła:
– W Tulane. Chodziłam na zajęcia z tańca, ale nie znajdziesz tego w moim indeksie.
Littell usiadł na podłodze. Jane zbliżyła się do niego krokiem baletnicy.
– Chcę znaleźć pracę. Byłam dobrą księgową, jeszcze zanim upiększyłeś mi dokumenty.
Littell pogłaskał ją po stopie. Jane poruszyła palcami.
– Mógłbyś znaleźć mi coś w Hughes Aircraft.
Littell pokręcił głową.
– Pan Hughes jest bardzo niezrównoważony. Pracuję przeciwko niemu na niektórych płaszczyznach i wolę trzymać cię z daleka od tej części mego życia.
Jane złapała papierosy.
– A nie masz jakiegoś innego pomysłu?
– Mógłbym ci załatwić robotę dla Teamsters.
Jane pokręciła głową.
– Nie. To nie dla mnie.
– Dlaczego?
Zapaliła papierosa. Jej ręka drżała.
– Po prostu to nie dla mnie. Nie martw się już tym, coś sobie sama znajdę.
Littell powiódł palcem po szwie na jej pończosze.
– Poradzisz sobie. Prześcigniesz i przyćmisz wszystkich, z którymi przyjdzie ci pracować.
Jane się uśmiechnęła. Littell zabrał jej papierosa. Pocałował ją. Dotknął jej włosów. Spostrzegł kolejny siwy.
Jane rozluźniła mu krawat.
– Opowiedz mi o ostatniej kobiecie, z jaką byłeś.
Littell przeczyścił okulary.
– Nazywała się Helen Agee. Była przyjaciółką mojej córki. Wpadłem w tarapaty z FBI i Helen była tego pierwszą ofiarą.
– Zostawiła cię?
– Tak, uciekła.
– Co to były za tarapaty?
– Nie doceniłem pana Hoovera.
– Nic więcej mi nie powiesz?
– Nie.
– I co się stało z Helen?
– Jest radcą prawnym. Podobnie jak moja córka, przynajmniej z tego, co ostatnio o niej słyszałem.
Jane go pocałowała.
– Musimy zachowywać się tak, jak postanowiliśmy sobie w Dallas.
Littell powiedział:
– Tak.
Jane zasnęła. Littell udawał, że śpi. Potem powoli wstał.
Poszedł do swojego gabinetu. Nastawił magnetofon. Nalał sobie kawy.
Przycisnął Douga Eversalla. Zadzwonił do niego wczoraj. Zagroził mu. Pokonał własny opór.
Powiedział: „Nie dzwoń do Carlosa. Nie mów mu, co powiedział Bobby. Nie kabluj na Bobby’ego”.
Ostrzegł go. Powiedział: „Pracuję dla wielu osób. Nie zrób mnie na szaro, bo mogę się zemścić. Jadąc po pijaku, zabiłeś dzieci. Wydam cię. Nie pozwolę, żeby Carlos skrzywdził Bobby’ego”.
Bobby podejrzewał Chłopców. To oznaczało, że Bobby WIE. Bobby nie powiedział tego wprost. Bobby nie musiał. Bobby nie chciał cierpieć.
Mea culpa. Przyczyna i skutek. Moja krucjata przeciw mafii zabiła mojego brata.
Littell przewinął taśmę – kopia nr 2.
Spreparował duplikat. Specjalnie dla pana Hoovera. Pozostawił pogaduszki o niczym. Włączył zakłócenia. Skasował mowę Bobby’ego o mafii.
Littell włączył „Play”. Bobby mówił. Słychać było smutek. Smutek, przez który przebijała dobroć.
Dobry Bobby – pogawędka z przyjacielem-kuternogą.
Bobby mówił. Bobby zamilkł. Bobby rzucił nazwisko: „Littell”.
Littell słuchał. Littell odliczał pauzy. Bobby się zawahał. Bobby WIEDZIAŁ. Bobby nigdy tego nie powiedział.
Littell słuchał. Littell przeżywał pauzy. Powrócił dawny strach. Strach zdawał się szeptać:
Wierzysz w niego znowu.
: 10.01.1964. Dosłowny zapis rozmowy telefonicznej nagranej przez FBI. Oznaczono: „Nagrane na polecenie Dyrektora”/ „Tajne 1-A: zastrzeżone dla Dyrektora”. Rozmawiają: dyrektor Hoover, Ward J. Littell.
JEH: Dzień dobry, panie Littell.
WJL: Dzień dobry, sir.
JEH: Pomówmy o nagraniu. Jakość dźwięku była bardzo słaba.
WJL: Tak jest, sir.
JEH: Treść zaś mało pouczająca. Jeśli będę miał ochotę porozmawiać z Czarnym Księciem o airedale terrierach, w każdej chwili mogę wykręcić jego bezpośredni numer.
WJL: Podstawiony przeze mnie człowiek