James Ellroy

Sześć tysięcy gotówką


Скачать книгу

pieprzenie.

      Littell rzekł:

      – Pan Hughes nienawidzi Murzynów. Chce, żeby trzymali się z dala od jego hoteli, niezależnie od kosztów. Wyjaśniłem mu dżentelmeńską umowę, jaka w tym względzie obowiązuje, ale on chce posunąć się dalej.

      Santo wzruszył ramionami.

      – Każdy nienawidzi czarnuchów.

      Sam wzruszył ramionami.

      – Zwłaszcza tych od praw obywatelskich.

      Moe wzruszył ramionami.

      – Szwarce jak szwarce. Nie chciałbym widzieć Martina Luthera Kinga na swoim progu tak samo jak Hughes, ale prędzej czy później oni wywalczą te swoje prawa.

      Johnny rzekł:

      – To robota czerwonych. To oni ich agitują i podburzają. A z podburzoną osobą nie da się rozsądnie rozmawiać.

      Santo rozpakował cygaro.

      – Ale wiedzą, że nie są tu mile widziani. Czarny motłoch trzymamy z daleka, a wpuszczamy tylko kilka grubszych ryb. Gdyby król Faruk z Konga zechciał zostawić w Sands ze dwieście kawałków, nie miałbym nic przeciwko temu.

      Johnny wziął brzoskwinię.

      – Król Faruk jest Meksykaninem.

      Santo rzekł:

      – Niech będzie. A jak przepieprzy wszystkie pieniądze, damy mu robotę w kuchni.

      Sam rzekł:

      – Ja grywam w golfa z Billym Eckstinem. To kapitalny gość.

      Johnny rzekł:

      – Bo ma w sobie białą krew.

      Moe rzekł:

      – A ja regularnie grywam w golfa z Sammym Davisem.

      Carlos ziewnął. Carlos zakaszlał. Carlos kiwnął w stronę Littella.

      Littell zakaszlał.

      – Pan Hughes uważa, że miejscowych Murzynów należałoby „wyciszyć”. Pomysł jest niedorzeczny, ale być może uda nam się zadziałać tak, że sami odniesiemy z jego realizacji pewne korzyści.

      Moe przewrócił oczami.

      – Ward, jesteś geniuszem. Nikt tego nie kwestionuje. Ale za bardzo lubisz owijać w bawełnę.

      Littell skrzyżował nogi.

      – Carlos wstępnie zgodził się, że powinniśmy odstąpić od bezwzględnego zakazu sprzedaży narkotyków i pozwolić Pete’owi Bondurantowi handlować wśród Murzynów. Wszyscy znacie jego przeszłość. Pete rozprowadzał towar dla organizacji Santa w Miami od 1960 do 1962 roku.

      Santo pokręcił głową.

      – Wtedy finansowaliśmy uchodźców. To była akcja wymierzona wyłącznie przeciwko Castro.

      Johnny pokręcił głową.

      – Akcja jednorazowa.

      Carlos rzekł:

      – Podoba mi się ten pomysł. To żyła złota, a Pete jest diablo przedsiębiorczy.

      Littell rzekł:

      – Dajmy mu zajęcie. Możemy stworzyć sobie nowe źródło gotówki, a jednocześnie udobruchać pana Hughesa. On nie musi znać szczegółów. Nazwę to „Akcją Cisza”. Spodoba mu się to określenie i będzie zadowolony. Pod pewnymi względami jest jak dziecko.

      Carlos rzekł:

      – To naprawdę żyła złota. Węszę tu wielkie zyski.

      Sam pokręcił głową.

      – A ja węszę dziesięć tysięcy ćpunów zmieniających Vegas w szambo.

      Moe pokręcił głową.

      – Ja tu mieszkam. Nie chcę być świadkiem wielkiego pieprzonego napływu naćpanych włamywaczy, naćpanych złodziei i naćpanych gwałcicieli.

      Santo pokręcił głową.

      – Vegas to Królowa Miast Zachodu. Nie bruka się miejsca takiego jak to na własne życzenie.

      Johnny pokręcił głową.

      – Wyobraź sobie bandę nawalonych czarnuchów szukających następnej działki. Oglądasz sobie Show Lawrence’a Welka, a tu jakiś wielgachny asfalt kopniakiem wywala drzwi i kradnie ci telewizor.

      Sam pokręcił głową.

      – A przy okazji gwałci ci żonę.

      Santo pokręcił głową.

      – O turystyce można by wtedy zapomnieć.

      Moe wyrwał Santowi cygaro.

      – Carlos, jesteś w tym punkcie przegłosowany. Nie sra się na własny dywan.

      Carlos wzruszył ramionami. Carlos wyciągnął przed siebie ręce, dłońmi do góry.

      Moe się uśmiechnął.

      – Ward, napykałeś dziś sobie mnóstwo punktów. Więcej niż ma na koncie którykolwiek z nas. A ten twój długofalowy plan to po prostu strzał w dziesiątkę.

      Sam się uśmiechnął.

      – Albo i w setkę.

      Santo się uśmiechnął.

      – To po prostu taki strzał, że się w pierdolonej skali nie mieści.

      Johnny się uśmiechnął.

      – To po prostu Kuba nr 2. Bez brodatego czerwonego pedała, który mógłby nam wszystko spieprzyć.

      Littell się uśmiechnął. Littell się wzdrygnął. Littell omal nie ugryzł się w język.

      – Chciałbym się upewnić, czy otrzymamy jednomyślną zgodę od Komisji Kontroli Gier oraz Komisji Kontroli Sprzedaży Wyrobów Alkoholowych. Pete próbował dobrać się do akt sekcji wywiadowczej WPLV, ale nic z tego nie wyszło.

      Santo odebrał swoje cygaro.

      – Nigdy nie byliśmy w stanie przekupić Komisji. Oni tam przydzielają te pierdolone licencje wedle własnego kaprysu.

      Moe rzekł:

      – To robota tutejszych pierwotnych osiedleńców. No wiecie, uprzedzenie. Mamy to miasto na własność, ale oni wrzucają nas do jednego wora z czarnuchami.

      Johnny rzekł:

      – Trzeba zacząć od akt. Musimy znaleźć jakieś słabe ogniwa i je wykorzystać.

      Sam rzekł:

      – Gliny strzegą tych informacji. Nawet Pete B. nie był w stanie ich wydobyć. Mówi ci to coś?

      Littell się przeciągnął.

      – Sam, może jeden z twoich ludzi mógłby spróbować. Może Butch Montrose?

      Sam się uśmiechnął.

      – Dla ciebie, Ward, wszystko.

      Littell się uśmiechnął.

      – Ja chcę poszukać wsparcia w stanowym zgromadzeniu ustawodawczym. Pan Hughes zamierza sypnąć pieniędzmi na cele charytatywne i rozgłosić to w całej Nevadzie, więc gdybyście mieli jakieś ulubio…

      Johnny mu przerwał.

      – Święty Wincenty a Paulo.

      Sam rzekł:

      – Rycerze Kolumba10.

      Santo rzekł:

      – Szpital Świętego Franciszka. Operowali tam mojemu bratu prostatę.

      Moe rzekł:

      – Zgromadzenie