James Ellroy

Sześć tysięcy gotówką


Скачать книгу

Na ziemi lodowa skorupa. Chuck schował klapy i zahamował. Samolot zrobił obrót. Zatańczył na lodzie. Wykonał kilka ósemek, po czym stanął w wysokiej trawie.

      Włożyli kamizelki. Wzięli latarki/strzelby/magnum. Przykręcili tłumiki.

      Ruszyli na południowy wschód. Pete wszystko wymierzył: pięćset metrów. Niskie wzgórza. Jaskinie w litej skale. Powłoka chmur, a nad nimi księżyc.

      Jest – motel – w dole, na wybrukowanym placu.

      Dwanaście pokoi. Kształt podkowy. Dojazdowa polna droga. Zero świateł. Zero dźwięków. Dwa jeepy koło biura.

      Podeszli. Chuck znieruchomiał. Pete oświetlił drzwi. Ujrzał zamek z zapadką sprężynową. Ujrzał obluzowaną gałkę. Ujrzał obiecująco wyglądającą szczelinę.

      Wyciągnął nóż. Wetknął w szparę. Otworzył zamek. Wszedł do środka. Drzwi zaskrzypiały. Zaświecił latarką pod nogi.

      Trzy stopnie i kontuar – na nim księga meldunkowa na łańcuchu.

      Wspiął się po omacku. Plan pomieszczeń Chucka był dokładny. Wpadł na kontuar. Spojrzenie w lewo – z boku: szeroko otwarte drzwi. Pokój nr 1 – ciemno.

      Oczy przyzwyczaiły się do mroku. Przymrużył je. Wychwycił tony szarości pośród czerni. Minął wzrokiem pokój nr 1. Zmrużył oczy jeszcze bardziej. Zobaczył uchylone drzwi pokoju nr 2.

      Uszy na lewo – chrapanie pod 1. Uszy w przód – chrapanie za kontuarem.

      Pete poczuł zapach papieru. Pete obmacał kontuar. Pete namacał księgę. Oświetlił stronę, na której była otwarta. Zobaczył zameldowanych trzech gości – pokoje 1/2/3.

      Pete oparł się o kontuar. Pete wyciągnął spluwę. Pete poświecił latarką i wycelował tam, skąd dochodziło chrapanie. Oto i Jack Zangetty – na wznak na polowym łóżku – oczy zamknięte, usta szeroko otwarte.

      Pete wycelował nieco w bok od snopa światła. Pete nacisnął spust. Głowa Jacka pękła. Zęby eksplodowały.

      Tłumik zadziałał – zabrzmiało jakby kaszlnięcie i prychnięcie. Jeszcze raz – tak na wszelki wypadek.

      Pete wycelował nieco w bok od snopa światła. Pete nacisnął spust. Trafił w perukę Jacka. Krew i sztuczne włosy/ kaszlnięcie i prychnięcie.

      Uderzenie – peruka poleciała. Uderzenie – Jack stoczył się z łóżka.

      Jack potrącił butelkę. Butelka spadła. Butelka brzęknęła i się potoczyła.

      Głośny brzęk. Głośny dźwięk. Głośny odgłos toczenia.

      Pete wyłączył latarkę. Pete kucnął nisko. Chrupnęła mu chrząstka w kolanie. Oczy na lewo/ uszy na lewo/ uwaga na drzwi.

      No i proszę – śmiech gościa/ skrzypienie łóżka.

      – Jack, dorwałeś gdzieś nową flaszkę?

      Jasna sylwetka w drzwiach – frajer ma białą piżamę.

      Pete włączył latarkę. Pete skierował snop na biały kształt. Pete poświecił facetowi w oczy. Wycelował nieco w bok od światła. Nacisnął spust. Trafił w dziesiątkę.

      Krew i plamy na bieli/ kaszlnięcie i prychnięcie.

      Facet pofrunął. Facet walnął w drzwi. Facet wyrwał je z zawiasów. Oczy na lewo – jest światło – drzwi nr 2. Uszy na lewo – stukot butów i odgłos zapinanego rozporka.

      Pete położył się na brzuchu. Pete wycelował. Teraz – uwaga na drzwi.

      Jakiś facet je otworzył. Rzeczony facet przystanął. Rzeczony facet minął pokój nr 1. Rzeczony facet przykucnął i wymierzył z karabinu 30.06.

      Pete też wymierzył. Facet się zbliżył. Wypaliła strzelba. Posypało się szkło – z zewnątrz – śrut roztrzaskał boczne okno.

      Chuck strzelał. Chuck strzelał swoją specjalną amunicją – zatrutym grubym śrutem.

      Facet znieruchomiał. Odłamki szyby powbijały mu się w ciało. Zakrył oczy. Pobiegł na oślep. Wpadł na krzesła. Zaczął pluć szkłem.

      Pete wypalił. Pete chybił. Chuck wpadł przez okno. Podbiegł szybko. Szturchnął faceta lufą – BUM! – strzelił mu w plecy.

      Facet pofrunął. W Pete’a trafiły łuski i drobniejszy śrut. Chuck pobiegł na południe. Chuck wywalił drzwi nr 3.

      Pete pobiegł za nim. Chuck zapalił lampę. Światło padło na faceta pod łóżkiem. Facet łkał. Nogi mu sterczały. Miał na sobie piżamę w tureckie wzory.

      Chuck wycelował nisko. Chuck odstrzelił mu stopy. Facet wrzeszczał. Pete zamknął oczy.

      Wiatr ucichł. Budził się dzień. Sprzątanie się przeciągnęło.

      Zabrali jeepy. Przewieźli trupy do samolotu. Znaleźli jaskinię i wprowadzili tam wozy. Musieli się użerać z nietoperzami. Trąbili klaksonami. Nietoperze uciekały. Uderzały w przednie szyby. Włączyli wycieraczki. Małe sukinsyny tylko się od nich odbijały.

      Rozlali benzynę. Podpalili jeepy. Ogień zapłonął i przygasł. Jaskinia zatrzymała dym.

      Pieszo wrócili do samolotu. Owinęli sztywniaków w kaftany bezpieczeństwa. Zapakowali w jutowe worki. Rozwarli im szczęki. Wlali miód. Miód przyciągał wygłodniałe kraby.

      Pete cyknął cztery fotki polaroidem – po jednej na każdą ofiarę – Carlos chciał dowodów.

      Lecieli nisko. Dotarli do północnego Teksasu. Zobaczyli całą masę małych jeziorek. Zrzucili trzech sztywniaków. Dwóch chlupnęło i zatonęło. Trzeci zrobił dziurę w mocnym lodzie.

      Chuck niemal szorował brzuchem po ziemi. Chuck leciał nisko. Chuck sterował kolanami.

      Miał tytuł magistra. Czytał komiksy. Chuck palnął w łeb prezydentowi Kennedy’emu. Mieszkał z rodzicami. Wciąż w swoim pokoju. Budował modele samolotów i wąchał klej.

      Chuck niemal szorował brzuchem po ziemi. Jego usta się poruszały. Pete odczytał z nich: KKK klaruje kontrowersje. Biali faceci mają największe kutasy!

      Pete się roześmiał. Chuck przeleciał nad jeziorem Lugert. Pete wrzucił Jacka Z. do wody.

      22

      (Las Vegas, 4 stycznia 1964)

      Szczyt. Penthouse w Dunes – jeden wielki stół.

      Karafki. Syfony. Słodycze i owoce. Żadnych cygar – Moe Dalitz był uczulony.

      Littell najpierw sprawdził, czy nie ma podsłuchu. Chłopcy oglądali telewizję. Poranne kreskówki – Miś Yogi i kaczor Webster Webfoot.

      Chłopcy toczyli spór. Sam i Moe lubili Misia. Johnny R. lubił kaczora. Carlos lubił debilnego kumpla Yogi.

      Santo T. drzemał – pieprzyć ten szajs dla imbecylowatych bachorów.

      Podsłuchu nie stwierdzono – można zaczynać.

      Littell prowadził spotkanie. Chłopcy ubrali się nieformalnie – koszulki polo i bermudy.

      Carlos sączył brandy.

      – Ja zacznę. Hughes jest non compos mentis i wydaje mu się, że Ward siedzi w jego kieszeni. Sprzedamy mu hotele i każemy zatrzymać naszych ludzi, którzy zajmą się odciąganiem, i to na jeszcze większą skalę niż dotychczas. Hughes w niczym się nie połapie, bo pokażemy mu zaniżone liczby, jeszcze zanim cokolwiek kupi.

      Littell pokręcił głową.

      – Jego