Littell sprawdził, czy nie ma podsłuchu.
Telefony były bezpieczne. Złożył je na nowo. Rozluźnił się i rozpakował.
Arden była w LA. Zbliżała się do niego skokami. Dallas do Balboa/ Balboa do LA. Vegas ją przerażało. Tam zabawiali się Chłopcy. Znała Chłopców. Nie chciała powiedzieć skąd.
Była teraz jego „Jane”. Uwielbiał jej nowe imię. Uwielbiał jej poprawioną przeszłość.
Dokończył tworzenie jej dokumentów. Ona nauczyła się danych. Jeden z agentów podrzucił papiery. Raczyła go opowiastkami o Jane – improwizowała – sypała szczegółami i przypominała je po kilku dniach.
On je zapamiętywał. Rozumiał aluzję:
To ty mnie stworzyłeś. Teraz pogódź się ze swoim dziełem. Nie zarzucaj kłamstwa moim opowieściom. Poznasz mnie jeszcze. Powiem ci, kim byłam.
Pete wiedział o Arden. Pete dowiedział się w Dallas. Ufał Pete’owi. A Chłopcy mieli w garści ich obu.
Carlos kazał Pete’owi zabić Arden. Pete rzekł: „Okej”. Ale Pete nie zabije kobiet. Nie będzie „okej”.
Pete załatwił Jacka Zangetty’ego. Pete poleciał do Nowego Orleanu. Pete zdał relację Carlosowi. Carlosowi bardzo spodobały się zdjęcia. Carlos powiedział: „Jeszcze trójka”.
Pete pojechał do Dallas. Pete się rozejrzał. Pete zadzwonił do Carlosa. Pete zameldował:
Jack Ruby świruje. Drapie się. Jęczy. Gada z duchami. Hank Killiam prysnął z Dallas. Hank zadekował się na Florydzie. Betty Mac prysnęła w miejsce nieznane.
Ta Arden? Znikła – tylko tyle wiem. Carlos powiedział: „Okej – na razie”.
Szczyt przebiegł pomyślnie. Jego plan zawojował Chłopców. Nie zgodzili się jednak na projekt narkotykowy. Pete usłyszał: „Nie”. Pete przycisnął Wayne’a Juniora. Wayne Junior powiedział „Nie”. Pete usłyszał: „Nie” – dwa razy z rzędu.
Zadzwonił do niego Doug Eversall – w Wigilię. Doug powiedział: „Nie udało mi się nagrać Bobby’ego”.
On odrzekł: „Zachowaj sprzęt – przyduś go raz jeszcze”.
I wesołych świąt. I nie potknij się o swój but. I nie upuść mikrofonu.
Zadzwonił do pana Hoovera. Powiedział, że znalazł źródło przy Bobbym. Powiedział, że założył mu podsłuch.
Nie powiedział:
Sam, muszę usłyszeć głos Bobby’ego.
23
(Las Vegas, 6 stycznia 1964)
W przewodach grzewczych dudniło. W pokoju operacyjnym można było zamarznąć. Pieprzone igloo.
Ludzie zmywali się na potęgę. Wayne pracował sam. Wayne porządkował biurko.
Przeglądał zgromadzoną makulaturę. Najpierw odłożył na jeden stos dzienniki z Dallas. Były tam jakieś bzdury o Rubym. Były duperele o Moorze i Durfeem.
Sonny Liston przysłał pocztówkę. Przypominała ich „dobre czasy”. Sonny przepowiadał, że wygra z Clayem przez nokaut.
Znalazł jedne akta – pobicia dziwek w zachodnim LV/ raporty i zdjęcia. Kolorowe dziwki/ paskudne siniaki/ rozmazana szminka i stłuczenia.
Nie odłożył akt. Zaczął je czytać. Szukać tropów. Nic się nie pojawiło. Przydzielony gliniarz nienawidził Murzynów. Przydzielony gliniarz nienawidził dziwek. Przydzielony gliniarz dorysował im fiuty w ustach.
Wayne układał papiery. Wayne porządkował biurko. Wayne zamykał akta na klucz. Wayne na maszynie wystukiwał raporty.
W pokoju operacyjnym można było zamarznąć. W przewodach grzewczych dudniło – brrr-kurwa-brrr.
Wayne ziewał. Wayne’owi chciało się spać. Lynette truła mu bezustannie. Lynette znała jedną śpiewkę: „Co się wydarzyło w Dallas?”.
Unikał jej. Wcześnie zmywał się z domu. Pracował do późna. Chodził do barów. Pił piwo. Widywał Barb B. Pielęgnował to swoje zauroczenie.
Siadał blisko estrady. Pete siadywał tuż obok. Nigdy nie rozmawiali. Obaj pożerali wzrokiem tę rudą.
Niech to będzie takie zabezpieczenie. Niech to będzie strefa buforowa – pozostańmy w kontakcie.
Lynette go naciskała. Lynette mówiła: nie chowaj się przede mną. Lynette mówiła: nie chowaj się u Wayne’a Seniora.
Chował się tam przed Dallas. Durzył się w Janice przed Barb. Dallas wiele zmieniło. Wayne zmienił obiekt swojego zadurzenia.
Obserwował Barb. Jednocześnie bawił się z Pete’em w „kto pierwszy stchórzy”. Janice stanowiła drugoplanowy obiekt zadurzenia.
Unikał teraz Wayne’a Seniora. Od Gwiazdki. Ten film i ulotka nienawiści – styl drukarski Wayne’a Seniora.
Tamte stare bazgroły to było jedno: „Veto dla Tito!”/ „Wykastrować Castro!”/ „Precz z ONZ!”. To były wołania strachu. To była antyczerwona panika. To nie była nienawiść w najczystszej postaci.
Widział Little Rock. Wayne Senior nie widział. Klan podpalił samochód. Wybuchł zbiornik z paliwem. Kolorowy chłopak stracił oko. Jakieś wsioki zgwałciły kolorową dziewczynę. Mieli prezerwatywy. Po wszystkim wepchnęli je jej do ust.
Wayne ziewał. Wayne czytał sporządzone przez kalkę kopie. Blady druk zamazywał mu się przed oczami.
Podszedł Buddy Fritsch.
– Znudziła cię twoja zwykła robota?
Wayne się przeciągnął.
– Obchodzi to pana, że jacyś rozdający karty do blackjacka byli skazani za drobne wykroczenia?
– Mnie nie, ale Nevadzki Komitet Gier to obchodzi.
Wayne ziewnął.
– Chętnie zabrałbym się za coś ciekawszego.
Fritsch usiadł okrakiem na krześle.
– Bardziej potrzebne mi są aktualne informacje na temat członków Komisji Kontroli Gier i komisji od alkoholu. Wszystkich oprócz szeryfa i prokuratora. Przedstaw mi je przed wpięciem do akt.
Wayne powiedział:
– Dlaczego teraz? Zawsze aktualizuję te dane latem.
Fritsch wyciągnął zapałkę. Ręka mu zadrżała. Nie trafił w pudełko. Złamał główkę.
– Dlatego, że ci każę. Takie uzasadnienie musi ci wystarczyć.
– Co za informacje?
– Wszystko, co może im zaszkodzić. No już, znasz ich przecież. Od jakiegoś czasu prowadzisz obserwacje i wiesz, kto jest niegrzeczny.
Wayne bujnął się na krześle.
– Wezmę się za to, jak skończę swoją robotę.
– Weźmiesz się za to teraz.
– Dlaczego „teraz”?
Fritsch wyciągnął zapałkę. Ręka mu zadrżała. Nie trafił w pudełko.
– Dlatego, że spieprzyłeś tamtą ekstradycję. Dlatego, że pewien policjant wziął się za nią bez ciebie i dał się zabić. Dlatego, że spieprzyłeś stosunki pomiędzy nami a Wydziałem Policji Dallas, i dlatego, że uparłem się, by wydobyć z ciebie coś wartościowego, zanim dochrapiesz się wyższej rangi i wyniesiesz się z mojej sekcji.
„Wartościowego” przesądziło – pieprzyć palanta.
Wayne