się z Bobbym – na trzy dni przed Dallas – nie podał swej prawdziwej tożsamości. Powiedział: „Jestem zwyczajnym prawnikiem”. Powiedział: „Mam taśmę”. Bobby poświęcił mu dziesięć minut.
Odtworzył taśmę. Gangster oskarżał Joego Kennedy’ego.
Oskarżał o: oszustwa w Funduszu Emerytalnym/ zmowę/ wieloletnie malwersacje.
Bobby zadzwonił do banku swego ojca. Dyrektor potwierdził prawdziwość informacji. Bobby zdusił łzy. Bobby wściekał się i rozpaczał. Wtedy Littell poczuł się wspaniale. Teraz czuł się parszywie.
Skończyły się wiadomości. Odezwał się spiker: „Już za chwilę Pan Melodia – tylko dla was!”.
Zadzwonił telefon w budce.
Littell podbiegł. Littell poślizgnął się na gradowych kulkach. Littell chwycił słuchawkę.
Pete powiedział:
– Junior się wypiął. Ten pieprzony gówniarz postawił mnie w sytuacji bez wyjścia.
– Pogadam z Samem. Inaczej to załat…
– Stuknę Zangetty’ego i Killiama. I tyle. Kobiet nie ruszę.
W budce było gorąco. Okna zaszły mgłą. Przez burzę w powietrzu pełno było wilgoci.
– Niech ci będzie. Trzeba by tylko jakoś udobruchać Carlosa.
Pete się roześmiał.
– Nie pieprz mi tu. Wiesz, że nie tylko na tym polega problem.
– Co ty pleciesz?
Pete odpowiedział:
– Wiem o Arden.
: 19.12.1963. Stenogram rozmowy telefonicznej. Oznaczono: „Nagrano na prośbę pana Hughesa. Kopie do: archiwum głównego/ archiwum roku 1963/ archiwum bezpieczeństwa”. Rozmawiają: Howard R. Hughes, Ward J. Littell.
HH: To ty, Ward?
WJL: To ja.
HH: Miałem przeczucie ostatniej nocy. Chciałbyś o nim posłuchać?
WJL: Oczywiście.
HH: Znam ten ton. Zadowolić szefa, byleby wreszcie przeszedł do rzeczy.
(WJL się śmieje).
HH: Oto moje przeczucie. Zamierzasz mi powiedzieć, że podział udziałów TWA potrwa całymi latami i dlatego powinienem zająć się pilniejszymi sprawami, a tamtym w ogóle nie zawracać sobie głowy.
WJL: Przeczucie pana nie myliło.
HH: To wszystko, co masz mi do powiedzenia? Odpuszczasz sobie mnie tak łatwo?
WJL: Mógłbym opisać prawne czynności towarzyszące podziałowi wartych miliard dolarów aktywów i powiedzieć panu, jak bardzo utrudnił pan to postępowanie poprzez unikanie różnych wezwań.
HH: Wydajesz się dzisiaj bardzo bystry i pewny siebie. Nie zamierzam prowadzić z tobą żadnych słownych potyczek.
WJL: Ja się z panem nie potykam, panie Hughes. Tylko patrzę i oceniam.
HH: A twoja najświeższa ocena brzmi?
WJL: Wyrok zostanie wydany za jakieś dwa lata. Apelacje przeciągną sprawę co najmniej o dziewięć do czternastu miesięcy. Powinien pan omówić szczegóły ze swoimi innymi prawnikami i pchnąć sprawę do przodu poprzez wcześniejsze złożenie zeznań pod przysięgą.
HH: Jesteś moim ulubionym prawnikiem.
WJL: Dziękuję.
HH: Tylko mormoni i ludzie z FBI mają czystą krew.
WJL: Nie jestem ekspertem od krwi, sir.
HH: A ja jestem. Ty znasz się na prawie, a ja na aerodynamice, krwi i zarazkach.
WJL: Jesteśmy ekspertami każdy w swojej dziedzinie, sir.
HH: Znam się też na interesach. Mam teraz środki, by kupić Las Vegas, ale wolę poczekać i dokonać zakupu za gotówkę z udziałów.
WJL: To rozsądna strategia, sir. Powinienem jednak zwrócić pańską uwagę na kilka szczegółów.
HH: W porządku. Słucham.
WJL: Punkt pierwszy: nie kupi pan ani miasta Las Vegas, ani okręgu Clark w Nevadzie. Punkt drugi: zamierza pan nabyć liczne hotele-kasyna, których zakup kłócić się będzie z wieloma przepisami antytrustowymi, zarówno stanowymi, jak i federalnymi. Punkt trzeci: nie może pan dokonać tych zakupów teraz. Aby to zrobić, musiałby pan uszczuplić środki niezbędne do prowadzenia Hughes Tool, a poza tym najpierw musi pan jeszcze wkraść się w łaski Zgromadzenia Ustawodawczego Nevady i właściwych ludzi w okręgu Clark. Punkt czwarty: to zadanie należy do mnie – i potrzeba na to czasu. Punkt piąty: chcę zaczekać i prześledzić procesy sądowe w sprawie tworzenia innych sieci hoteli, żeby porównać precedensy i zastosowanie przepisów antytrustowych.
HH: Jezu, co za przemowa. Ależ ty potrafisz przynudzać.
WJL: Tak jest, sir.
HH: Nie wspomniałeś o swoich kumplach z mafii.
WJL: To znaczy, sir?
HH: Rozmawiałem z panem Hooverem. Twierdzi, że masz tych facetów w kieszeni. Jak się nazywa ten gość z Nowego Orleanu?
WJL: Carlos Marcello?
HH: Marcello, no właśnie. Pan Hoover mówił, że facet je ci z ręki. Powiedział: „Jak przyjdzie czas, Littell ożydzi tych ćwoków z Południa i załatwi ci hotele za półdarmo”.
WJL: Z pewnością się postaram.
HH: Zrobisz znacznie więcej.
WJL: Postaram się, sir.
HH: Musimy się zastanowić nad polityką antyzarazkową.
WJL: To znaczy, sir?
HH: W moich hotelach. Żadnych zarazków, żadnych Murzynów. Murzyni są powszechnie znanymi nosicielami zarazków. Skażą moje automaty do gry.
WJL: Zajmę się tym, sir.
HH: Najlepszym rozwiązaniem będzie masowe zastosowanie środków uspokajających. Przeglądałem podręczniki chemii. Niektóre narkotyki posiadają właściwości bakteriobójcze. Moglibyśmy zastosować je wśród Murzynów i obniżyć u nich ilość białych krwinek, dzięki czemu trzymaliby się z dala od moich hoteli.
WJL: Masowe zastosowanie takich środków wymagałoby uzyskania pewnych pozwoleń, których możemy nie dostać…
HH: Nie wydajesz mi się przekonany. Poznaję to po twoim głosie.
WJL: Zastanowię się nad tym.
HH: Zastanów się. Lee Oswald był nosicielem zarazków, zarażał śmiertelną chorobą. Nie potrzebował karabinu. Wystarczyłoby, żeby chuchnął na Kennedy’ego, i w ten sposób by go zabił.
WJL: To interesująca teoria, sir.
HH: Tylko mormoni i ludzie z FBI mają czystą krew.
WJL: W Nevadzie ma pan całkiem sporo mormonów. Jest pewien człowiek o nazwisku Wayne Tedrow Senior, z którym mógłbym w pańskim imieniu nawiązać znajomość.
HH: Mam tu kilku dobrych mormonów. Zapoznali mnie z Fredem Otashem.
WJL: Słyszałem o nim.
HH: To „Podglądacz Gwiazd”. Opiekuje się grupą sobowtórów Howarda Hughesa w całym LA, tak jak kiedyś robił to Pete Bondurant. Ci gońcy z wezwaniami do sądu uganiają się za nimi jak roboty.
WJL: Powtórzę raz jeszcze, sir: unikanie wezwań przedłuża tylko cały proces.
HH: Ward, ależ