zalegalizowania pieniędzy Funduszu Emerytalnego, podzielenia ich i wyprania przy wykorzystaniu zagranicznych firm, które powinny już nieźle prosperować, kiedy wyjdziesz. W przyszłym tygodniu spotykam się z Chłopcami w Las Vegas, żeby to omówić. Nie wyobrażasz sobie nawet, jakie to może być ważne.
Hoffa dłubał w zębach.
– A co w pieprzonym międzyczasie?
– W międzyczasie powinniśmy się martwić o te inne wielkie ławy przysięgłych, które powołał Bobby.
Hoffa wydmuchał nos.
– Co za pierdolony lachociąg. Po tym, co zrobiliśmy jego pierdol…
– Musimy wiedzieć, co Bobby sądzi o zamachu. Chciałby to wiedzieć także pan Hoover.
Hoffa dłubał w uszach. Hoffa uśmiechał się promiennie do Littella. Wydłubał coś. Sięgnął głębiej. Wsadził do ucha pióro, chcąc wydobyć woskowinę. Powiedział:
– Carlos zna jednego takiego prawnika z Departamentu Sprawiedliwości.
W Nowym Orleanie było gorąco. Powietrze było wilgotne i ciężkie.
Carlos miał motel – dwanaście pokoi i biuro. Carlos lubił, gdy na niego czekano.
Ward czekał. W biurze cuchnęło – cykorią i płynem na insekty. Carlos wystawił butelkę – Hennessy X.O. Carlos wątpił w jego zdolność do abstynencji.
Wysiadł z samolotu. Pojechał do Tulane. Przejrzał katalogi. Zrobił listę przedmiotów wykładanych na rachunkowości.
Zadzwonił do pana Hoovera. Poprosił o przysługę. Pan Hoover się zgodził. Tak, zrobię to – podłożę twoje dokumenty.
Padła klimatyzacja. Littell zdjął marynarkę. Potem rozwiązał krawat. Wszedł Carlos. Carlos włączył wentylator w ścianie. Powiało chłodnym powietrzem.
– Come va, Ward?
Littell ucałował jego pierścień.
– Bene, padrone.
Carlos usiadł na biurku.
– Uwielbiasz ten gówniany rytuał, a nie jesteś nawet Włochem.
– Stavo perdiventare un prete, Signor Marcello. Aurei potuto il tuo confessore.
Carlos otworzył butelkę.
– Przetłumacz mi to ostatnie zdanie na angielski. Mówisz po włosku lepiej ode mnie.
Littell się uśmiechnął.
– Mógłbym być twoim spowiednikiem.
Carlos nalał sobie na dwa palce.
– Nie miałbyś nic do roboty. Nigdy nie robię nic, czym mógłbym wkurzyć Pana Boga.
Littell się uśmiechnął. Carlos podał mu butelkę. Littell pokręcił głową.
Carlos zapalił cygaro.
– No to mów, co słychać?
Littell zakaszlał.
– Wszystko w porządku. Ta komisja to pic na wodę, a ja podsunąłem jej sprawozdanie, na którym ma się w swojej pracy oprzeć. Wszystko rozgrywa się tak, jak się spodziewałem.
– Mimo że co nieco się pochrzaniło.
– Z winy Guya Banistera. Nie Pete’a i nie mojej.
Carlos wzruszył ramionami.
– Guy to w gruncie rzeczy kompetentny facet.
– Nie powiedziałbym.
– Jasne, że nie. Ty chciałeś, by zrobiła to twoja ekipa.
Littell zakaszlał.
– Wolę nie spierać się na ten temat.
– Pewnie, kurwa. W końcu jesteś prawnikiem.
Wentylator ścienny się wyłączył. Carlos wcisnął guzik. Znowu powiało chłodem.
Littell powiedział:
– Datę spotkania ustalono na czwartego.
Carlos się roześmiał.
– Moe Dalitz nazywa to „szczytem”.
– Całkiem stosownie. Zwłaszcza jeśli nadal możemy liczyć na twój głos w sprawie interesu Pete’a.
– Ewentualnego interesu Pete’a? Tak, pewnie.
– Nie tryskasz optymizmem.
Carlos strzepnął popiół.
– Narkotyki to brudna robota. Nikt nie che ładować Vegas w takie szambo.
– Vegas to już jest szambo.
– Nie, panie niedoszły księże, to twoje wybawienie. W ten sposób spłacasz nam dług, a bez tego długu gniłbyś już w innym szambie razem ze swoim przyjacielem Kemperem Boydem…
Littell zakaszlał. W biurze było gęsto od dymu. Ścienny wentylator nim kręcił.
Carlos powiedział:
– No i?
– No i mam plan dotyczący ksiąg rachunkowych Funduszu Emerytalnego. Dość długofalowy i pozostający w związku z twoimi planami wobec pana Hughesa.
– Chciałeś powiedzieć z naszymi planami.
Littell zakaszlał.
– Tak, z naszymi.
Carlos wzruszył ramionami – na razie mnie to nudzi – a potem podniósł jakąś teczkę.
– Jimmy coś mówił, że potrzebny ci ktoś w pobliżu Bobby’ego.
Littell wziął teczkę. Przebiegł wzrokiem po pierwszej stronie – kartoteka Wydziału Policji Shreveport/ jeden wpis.
12.08.1954: Doug Eversall jedzie samochodem do domu. Doug Eversall potrąca trójkę dzieci. Jest pijany. Dzieci umierają. Kolega Douga, prokurator okręgowy, grzebie sprawę.
Robi to dla swojego kolegi: Carlosa Marcella.
Doug Eversall jest prawnikiem. Doug Eversall pracuje w Departamencie Sprawiedliwości. Bobby lubi Douga. Bobby nie cierpi pijaków, a uwielbia dzieci. Bobby nie wie, że Doug jest zabójcą dzieci.
Carlos powiedział:
– Polubisz Douga. Jest na odwyku, tak jak ty.
Littell chwycił swoją aktówkę i wstał.
Carlos powiedział:
– Za chwilę.
Dym był okropny. Wzmacniał jeszcze zapach alkoholu. Littell prawie się ślinił.
– W naszej sprawie są pewne niezakończone wątki. Ten Ruby nie daje mi spokoju i uważam, że powinniśmy przesłać mu wiadomość.
Littell zakaszlał. No to się za…
– Guy powiedział, że znasz tę historię. No wiesz, to nieszczęsne zamieszanie w motelu Jacka Zangetty’ego.
Dreszcze – jakby ktoś obłożył go suchym lodem.
– Znam tę historię, owszem. Wiem, co chce zrobić Guy, i jestem przeciwny. To zupełnie zbędne, zbyt rzucające się w oczy i zbytnio powiązane z aresztowaniem Ruby’ego.
Carlos pokręcił głową.
– Muszą zginąć. Powiedz Pete’owi, żeby się tym zajął.
Zawroty głowy – jakby wznosił się wysoko nad ziemią.
– Ale to wszystko przez Banistera. To on pozwolił im jechać do kryjówki. On spieprzył sprawę z Tippitem i Oswaldem. On jest pijaczkiem, który chwali