James Ellroy

Sześć tysięcy gotówką


Скачать книгу

zalegalizowania pieniędzy Funduszu Emerytalnego, podzielenia ich i wyprania przy wykorzystaniu zagranicznych firm, które powinny już nieźle prosperować, kiedy wyjdziesz. W przyszłym tygodniu spotykam się z Chłopcami w Las Vegas, żeby to omówić. Nie wyobrażasz sobie nawet, jakie to może być ważne.

      Hoffa dłubał w zębach.

      – A co w pieprzonym międzyczasie?

      – W międzyczasie powinniśmy się martwić o te inne wielkie ławy przysięgłych, które powołał Bobby.

      Hoffa wydmuchał nos.

      – Co za pierdolony lachociąg. Po tym, co zrobiliśmy jego pierdol…

      – Musimy wiedzieć, co Bobby sądzi o zamachu. Chciałby to wiedzieć także pan Hoover.

      Hoffa dłubał w uszach. Hoffa uśmiechał się promiennie do Littella. Wydłubał coś. Sięgnął głębiej. Wsadził do ucha pióro, chcąc wydobyć woskowinę. Powiedział:

      – Carlos zna jednego takiego prawnika z Departamentu Sprawiedliwości.

      W Nowym Orleanie było gorąco. Powietrze było wilgotne i ciężkie.

      Carlos miał motel – dwanaście pokoi i biuro. Carlos lubił, gdy na niego czekano.

      Ward czekał. W biurze cuchnęło – cykorią i płynem na insekty. Carlos wystawił butelkę – Hennessy X.O. Carlos wątpił w jego zdolność do abstynencji.

      Wysiadł z samolotu. Pojechał do Tulane. Przejrzał katalogi. Zrobił listę przedmiotów wykładanych na rachunkowości.

      Zadzwonił do pana Hoovera. Poprosił o przysługę. Pan Hoover się zgodził. Tak, zrobię to – podłożę twoje dokumenty.

      Padła klimatyzacja. Littell zdjął marynarkę. Potem rozwiązał krawat. Wszedł Carlos. Carlos włączył wentylator w ścianie. Powiało chłodnym powietrzem.

      – Come va, Ward?

      Littell ucałował jego pierścień.

      – Bene, padrone.

      Carlos usiadł na biurku.

      – Uwielbiasz ten gówniany rytuał, a nie jesteś nawet Włochem.

      – Stavo perdiventare un prete, Signor Marcello. Aurei potuto il tuo confessore.

      Carlos otworzył butelkę.

      – Przetłumacz mi to ostatnie zdanie na angielski. Mówisz po włosku lepiej ode mnie.

      Littell się uśmiechnął.

      – Mógłbym być twoim spowiednikiem.

      Carlos nalał sobie na dwa palce.

      – Nie miałbyś nic do roboty. Nigdy nie robię nic, czym mógłbym wkurzyć Pana Boga.

      Littell się uśmiechnął. Carlos podał mu butelkę. Littell pokręcił głową.

      Carlos zapalił cygaro.

      – No to mów, co słychać?

      Littell zakaszlał.

      – Wszystko w porządku. Ta komisja to pic na wodę, a ja podsunąłem jej sprawozdanie, na którym ma się w swojej pracy oprzeć. Wszystko rozgrywa się tak, jak się spodziewałem.

      – Mimo że co nieco się pochrzaniło.

      – Z winy Guya Banistera. Nie Pete’a i nie mojej.

      Carlos wzruszył ramionami.

      – Guy to w gruncie rzeczy kompetentny facet.

      – Nie powiedziałbym.

      – Jasne, że nie. Ty chciałeś, by zrobiła to twoja ekipa.

      Littell zakaszlał.

      – Wolę nie spierać się na ten temat.

      – Pewnie, kurwa. W końcu jesteś prawnikiem.

      Wentylator ścienny się wyłączył. Carlos wcisnął guzik. Znowu powiało chłodem.

      Littell powiedział:

      – Datę spotkania ustalono na czwartego.

      Carlos się roześmiał.

      – Moe Dalitz nazywa to „szczytem”.

      – Całkiem stosownie. Zwłaszcza jeśli nadal możemy liczyć na twój głos w sprawie interesu Pete’a.

      – Ewentualnego interesu Pete’a? Tak, pewnie.

      – Nie tryskasz optymizmem.

      Carlos strzepnął popiół.

      – Narkotyki to brudna robota. Nikt nie che ładować Vegas w takie szambo.

      – Vegas to już jest szambo.

      – Nie, panie niedoszły księże, to twoje wybawienie. W ten sposób spłacasz nam dług, a bez tego długu gniłbyś już w innym szambie razem ze swoim przyjacielem Kemperem Boydem…

      Littell zakaszlał. W biurze było gęsto od dymu. Ścienny wentylator nim kręcił.

      Carlos powiedział:

      – No i?

      – No i mam plan dotyczący ksiąg rachunkowych Funduszu Emerytalnego. Dość długofalowy i pozostający w związku z twoimi planami wobec pana Hughesa.

      – Chciałeś powiedzieć z naszymi planami.

      Littell zakaszlał.

      – Tak, z naszymi.

      Carlos wzruszył ramionami – na razie mnie to nudzi – a potem podniósł jakąś teczkę.

      – Jimmy coś mówił, że potrzebny ci ktoś w pobliżu Bobby’ego.

      Littell wziął teczkę. Przebiegł wzrokiem po pierwszej stronie – kartoteka Wydziału Policji Shreveport/ jeden wpis.

      12.08.1954: Doug Eversall jedzie samochodem do domu. Doug Eversall potrąca trójkę dzieci. Jest pijany. Dzieci umierają. Kolega Douga, prokurator okręgowy, grzebie sprawę.

      Robi to dla swojego kolegi: Carlosa Marcella.

      Doug Eversall jest prawnikiem. Doug Eversall pracuje w Departamencie Sprawiedliwości. Bobby lubi Douga. Bobby nie cierpi pijaków, a uwielbia dzieci. Bobby nie wie, że Doug jest zabójcą dzieci.

      Carlos powiedział:

      – Polubisz Douga. Jest na odwyku, tak jak ty.

      Littell chwycił swoją aktówkę i wstał.

      Carlos powiedział:

      – Za chwilę.

      Dym był okropny. Wzmacniał jeszcze zapach alkoholu. Littell prawie się ślinił.

      – W naszej sprawie są pewne niezakończone wątki. Ten Ruby nie daje mi spokoju i uważam, że powinniśmy przesłać mu wiadomość.

      Littell zakaszlał. No to się za…

      – Guy powiedział, że znasz tę historię. No wiesz, to nieszczęsne zamieszanie w motelu Jacka Zangetty’ego.

      Dreszcze – jakby ktoś obłożył go suchym lodem.

      – Znam tę historię, owszem. Wiem, co chce zrobić Guy, i jestem przeciwny. To zupełnie zbędne, zbyt rzucające się w oczy i zbytnio powiązane z aresztowaniem Ruby’ego.

      Carlos pokręcił głową.

      – Muszą zginąć. Powiedz Pete’owi, żeby się tym zajął.

      Zawroty głowy – jakby wznosił się wysoko nad ziemią.

      – Ale to wszystko przez Banistera. To on pozwolił im jechać do kryjówki. On spieprzył sprawę z Tippitem i Oswaldem. On jest pijaczkiem, który chwali