chwycił się balustrady.
– Zapomniałem, że ci o tym mówiłem.
– Mówisz mi o wszystkim – „w swoim czasie”.
Wayne opuścił ręce. Jego obrączka się zsunęła. Nie jadał regularnie. Schudł. Nie mógł zapomnieć o Dallas.
– A kiedy wydajesz przyjęcie gwiazdkowe?
Wayne Senior zakręcił laską.
– Nie zmieniaj tak nagle tematu. W ten sposób pokazujesz ludziom, czego się boisz.
– Nie czepiaj się znowu Lynette. Wiem, do czego zmierzasz.
– I to osiągnę. To tylko szczeniackie małżeństwo, którym już się znudziłeś, i ty sam o tym wiesz.
– Takie jak twoje i matki?
– Zgadza się.
– Już to słyszałem. Jesteś tutaj i masz to, co masz. Nie jesteś jakimś tam cieciem handlującym nieruchomościami w Peru w stanie Indiana.
– Zgadza się. Bo wiedziałem, kiedy zwinąć manatki i prysnąć od twojej mamuśki.
Wayne zakaszlał.
– Chcesz powiedzieć, że spotkam swoją Janice i odejdę, tak jak ty.
Wayne Senior się zaśmiał.
– Jasna dupa. Twoja Janice i moja Janice to jedna i ta sama babka.
Wayne się zaczerwienił. W uszach mu, kurwa, zaczęło dzwonić.
– Jasna dupa. Akurat gdy zdawało mi się, że utraciłem kontrolę nad swoim synem, sprawiam, że zaczyna płonąć jak lampki na choince.
Gdzieś padł strzał. Zawyło kilka kojotów.
Wayne Senior rzekł:
– Ktoś stracił pieniądze.
Wayne się uśmiechnął.
– Pewnie przegrał wszystko w jednym z twoich kasyn.
– Jednym z? Przecież wiesz, że mam tylko jedno.
– Z tego, co ostatnio słyszałem, masz udziały w czternastu. A o ile wiem, jest to sprzeczne z prawem.
Wayne Senior zakręcił laską.
– W kłamstwie trzeba pamiętać o jednym. Trzeba się trzymać wybranej przez siebie wersji, choćby nie wiadomo co się działo.
– Zapamiętam to.
– Jasne. Ale zapamiętasz też, kto ci o tym powiedział.
Jakiś latający owad ugryzł Wayne’a. Wayne go zabił.
– Nie rozumiem.
– Zapamiętasz, że powiedział ci to ojciec, i wygadasz się kiedyś z jakąś okropną prawdą – z czystej przekory.
Wayne się uśmiechnął. Wayne Senior mrugnął. Zakręcił laską. Opuścił ją. Zaprezentował cały swój repertuar sztuczek.
– Wciąż jesteś jedynym policjantem, którego obchodzą tamte bite kolorowe dziwki?
– Zgadza się.
– Dlaczego?
– Z czystej przekory.
– Ty i ta twoja fascynacja Little Rock.
Wayne się zaśmiał.
– Szkoda, że cię tam wtedy nie było. Łamałem wszystkie przepisy stanowe, jakie tylko znalazłbyś w kodeksach.
Wayne Senior się zaśmiał.
– Wiesz, pan Hoover zawziął się na Martina Luthera Kinga. Musi tylko najpierw znaleźć „upadłego liberała”.
– Powiedz mu, że jestem zajęty.
– Mówił, że podgrzewa się sprawa Wietnamu. A ja mu na to: „Mój syn był w Osiemdziesiątej Drugiej Dywizji Powietrznodesantowej. Ale niech pan nie czeka z zapartym tchem, aż się znowu zaciągnie – zamiast z czerwonymi, woli walczyć z wsiokami z Południa”.
Wayne popatrzył dokoła. Wayne dojrzał kubełek z żetonami. I zwinął trochę krążków Land o’Gold.
– Ty mówiłeś Buddy’emu, żeby wysłał mnie do Dallas?
– Nie. Ale zawsze uważałem, że okrągła sumka pieniędzy na coś ci się przyda.
Wayne rzekł:
– I to było pouczające.
– A co zrobiłeś z forsą?
– Wpakowałem się przez nią w kłopoty.
– Było warto?
– Nauczyłem się tego i owego.
– Masz ochotę mi opowiedzieć?
Wayne podrzucił żeton. Wayne Senior wyciągnął spluwę. Strzelił do krążka. Trafił. Posypały się plastikowe drobinki.
Wayne wszedł do domu. Dalej ruszył okrężną drogą i minął garderobę Janice. Janice zafundowała mu widok.
Gołe nogi. Taneczny krok. Urok posiwiałych włosów.
15
(Las Vegas, 6 grudnia 1963)
Na myśl o Dallas go skręcało. Powinien był zabić Juniora. Junior powinien był zabić tamtego czarnucha.
Vegas iskrzyło – pieprzyć teraz śmierć – te wszystkie „powinien był” gówno znaczyły. Miły wietrzyk/ miłe słońce/ miłe kasyna.
Pete jeździł po Strip. Pete wypatrywał tego, co mogło mu pomóc zapomnieć:
Pole golfowe Tropicana. Liczne wózki handlarzy drinkami. Knajpy dla kierowców. Kelnerki na wrotkach. Otucha gwarantowana.
Pete zrobił dwie rundy. Najpierw niemiły incydent:
Parę zakonnic rusza do Sands. Widzą Franka Sinatrę. Mdleją i wkurzają Franka. Miętoszą mu garnitur znanego projektanta.
Potem kłopoty przy Dunes:
Dwóch gliniarzy i dwóch meksów. Mekse krwawią na potęgę. Scena wygląda na burdę pomiędzy młodszymi kelnerami. Juan przeleciał siostrę Ramona. Ramon pierwszy dorwał kosę. Zaczęli się ciachać nad tacą na kółkach.
Ładne góry. Neony. Japońce z aparatami fotograficznymi.
Pete zrobił trzy rundy. Strip zaczęło mu się nudzić. Znów skręcało go na myśl o Dallas.
BĄDŹ PRZYDATNY: pierdolony święty wers. Praca nad układem z Hughesem potrwa całymi latami. Ward tak powiedział. Carlos się zgodził. Carlos powiedział, że Pete powinien zająć się handlem prochami w Vegas – ale – muszą się też zgodzić inni Chłopcy.
Ward był très sprytny. Jego ruch z Arden był très głupi. Ward potknął się o własnego fiuta – w très złym czasie.
Ward pojechał do Waszyngtonu i Nowego Orleanu. Potrzebował go Jimmy H. Wzywał też Carlos.
Carlos chce dokończyć luźne wątki. Chce w tym udziału Warda. Carlos ufa Wardowi – ale Ward zawsze gardzi rzezią.
Arden widziała ekipę od zamachu. Arden znała Betty Mac. Arden znała Hanka Killiama. Très pewna hipoteza: Carlos chce ich stuknąć. Très pewna hipoteza: Ward powie, że to lekkomyślność.
Szerzyła się jakaś zaraza. Coś jakby grypa miłosierdzia. Coś jakby blues niezabijania.
Powinien był zabić Juniora. Junior powinien był zabić czarnucha.
Obserwował potem Juniora przy robocie. Wspiął się na pobliskie wzgórze. Patrzył z ukrycia. Junior