James Ellroy

Sześć tysięcy gotówką


Скачать книгу

darował życie asfaltowi. Źle pojął przedstawione mu opcje. Asfalt wyglądał na durnia. Asfalt wyglądał na takiego, co lubi wracać. Asfalt może wrócić tutaj.

      Pete krążył. Pete odczytywał szyldy barów. Pete tworzył sobie obraz miasta.

      Lokale i nazwiska. Lokale bez nazwisk. Dick Contino/ Art & Dottie Todd/ Rewia Wystrzałowych Panienek. Hank Henry/ Wagabundy/ Freddy Bell i the Bellboys. Perska Komnata/ Niebiańska Komnata/ Na Końcu Strip.

      Jack „Jive” Schafer/ Greg Blando/ Jody i Odmieńcy. Morska Kopuła/ Salon Sułtana/ Urocza Spelunka.

      Do tego: toalety i zwykłe szulernie. Trochę luksusowych pokoi. Powiedzmy, że tak już zostanie na zawsze:

      Znajdzie Barb zatrudnienie. Znajdzie nie należący do żadnych związków zespół. Brad i Brudasy albo Garry i Gnojki – za umówioną stałą stawkę i procent.

      Pete zaparkował przed Sands. Pete wpadł do paru kasyn – Thunderbird/ Riviera/ Desert Inn. Trafił akurat na chwilowy zastój. Męty rzucały się w oczy.

      Grał w blackjacka. Obserwował:

      Jakiemuś ćwokowi zebrało się na szulerkę. Frajer ma podwójny rękaw. I wyciąga z niego karty.

      Zobaczył Johnny’ego Rossellego. Pogadali chwilę. Mówili o układzie z Hughesem. Johnny chwalił Warda Littella – taka zakamuflowana groźba: Ward jest dla naszych planów niezbędny. Ty masz jedynie siłę w łapie – to się nie liczy.

      Johnny rzucił ciao. Podeszły dwie dziwki. Zanosiło się na dupczenie we trójkę.

      Pete odszedł. Pete wpadł do Sands/ do Dunes/ do Flamingo. Pete zobaczył przyćmione światła i grube dywany.

      Iskry strzelały mu spod stóp. Skarpetki trzeszczały od naelektryzowania.

      Wpadł do kilku barów. Pił wodę sodową. Obraz miasta stawał się coraz dokładniejszy. Obserwował barmanów przy pracy. Dziwki go unikały. Miał prawie dwa metry wzrostu i ważył ponad sto kilo. Wyglądał na brutalnego gliniarza…

      A to co:

      Barman wsypuje pigułki – sześć do małego kieliszka – kelnerka zabiera.

      Zahaczył barmana. Pokazał fałszywą odznakę. Zawarczał groźnie.

      Barman go wyśmiał. Taką samą odznakę nosił jego syn. Jego syn wyciął ją z Kakaowych Bąbelków.

      Facet miał klasę. Pete postawił mu drinka. Facet rozgadał się o Vegas i prochach.

      Hera/trawa/koka – verboten. To gliny upierały się przy tej trójcy. Mafia zakazywała tylko hery.

      Torturowali handlarzy. Zabijali ich. Lokalne ćpuny zaopatrywały się w LA. Lokalne ćpuny przemierzały Heroinową Autostradę.

      Piguły i inne dragi były okej. Anielski pył/ kwas/ azotan amylu. Tak samo jak płynna amfa bez igły. Pij, co chcesz, tylko się nie szprycuj – strzeż się policyjnych igłofobów.

      Gliny uznawały piguły. Obie brygady narkotykowe – szeryfa i Wydziału Policji. Piguły docierały trasą: Tijuana–LA/ LA–Vegas. Miejscowe konowały też przepisywały piguły. Zaopatrywały barmanów i taksiarzy. Zaopatrywały pigułowych ćpunów w całym Vegas.

      Smoluchy z zachodniego Vegas łaknęły hery. Rzeczonych smoluchów świerzbiło, żeby odlecieć. Zakaz handlu herą pozbawiał ich odlotów i wprawiał w niezadowolenie.

      Pete wyszedł. Pete odwiedził Perską Komnatę. Pete obejrzał próbę Dicka Contina. Znał Dicka. Dick grywał na harmoszce Samowi G. Dick był utrzymankiem kartelu Chicago. Chłopcy wypisywali mu czeki. Chłopcy fundowali mu żarcie. Chłopcy opłacali jego czynsz i kupowali ciuchy jego dzieciakom.

      Dick zaczął snuć gadkę o niedoli – niedola to moje drugie imię – wiele niedoli i zero przyjemności. Pete wetknął mu dwie stówki. Dick rozgadał się o barach w Las Vegas.

      Lokal, w którym byli, prowadzili Chłopcy z Detroit. Intendent brał łapówki. Wybierał dla siebie co lepsze cipki. Płacił im i robił z nich dziwki. Pracowały podczas rejsów statkami po jeziorze Meads. Pracowały o dziwnych porach. Jadały tylko śniadanie. Pracownicy barów jechali na amfie i naleśnikach.

      Pete wyszedł. Pete dorwał Louisa Primę podczas próby. Stary dziwak zagadał go na śmierć.

      Papcio występował anonimowo. Papcio opiekował się dziewczętami, jeśli godziły się mu obciągnąć. Papcio mówił im, kogo unikać:

      Czarnych alfonsów. „Łowców talentów”. Zidiociałych „producentów”. Wydawców świerszczyków i palantów bez stałego adresu.

      Pete mu podziękował. Papcio ględził dalej. Papcio wspominał szczenięce lata, kiedy był alfonsem: Stręczyłem elegancko – najlepiej na całym zachodzie – załatwiałem panienki dla nieboszczyka JFK.

      Pete rozmienił trzy stówy. Miał sześćdziesiąt banknotów pięciodolarowych.

      Złapał notes. Na sześćdziesięciu kartkach zapisał swój numer telefonu. Wpadł do sklepu z gorzałą. Kupił sześćdziesiąt piersiówek. Wziął swoją pałkę i ruszył do zachodniego Vegas.

      Jechał powoli. Pod ręką miał pałkę. W ręce swój pistolet. Zobaczył:

      Nieutwardzone ulice. Nieutwardzone podwórka. Nieutwardzone place. Walące się chaty – całe mnóstwo.

      Kryte papą nory o ścianach z pustaków. Beaucoup kościołów/ jeden meczet. Hasła: „ALLACH JEST PANEM!”. Przemalowane na: „JEZUS JEST PANEM!”.

      Spora aktywność na ulicach. Szwarce grillujący mięso w beczkach po oleju.

      Bar Dzika Gęś/ klub Kolonia/ bar Cukrowe Wzgórze. Ulice nazwane na cześć prezydentów lub oznaczone literami. Wszędzie gruchoty – tymczasowe mieszkania:

      Chevrolety dla par. Lincolny dla samotnych. Fordy dla całych rodzin.

      Pete krążył powooooli. Pyszałkowate czarnuchy śledziły go pyszałkowatym wzrokiem. Marszczyły brwi. Ciskały puszkami po piwie. Waliły w jego błotniki.

      Zatrzymał się przy beczce, gdzie grillowano żeberka. Jakiś Mulat serwował ochłapy. W kolejce wszyscy się pchali po żarcie. Zauważyli Pete’a. Zarżeli. Uśmiechnęli się szyderczo.

      Pete się uśmiechnął. Pete się ukłonił. Pete zafundował im lunch.

      Dał Mulatowi pięć dych napiwku. Rozdał też piersiówki i piątaki. Rozdał kartki ze swoim numerem telefonu.

      Nastała cisza. Cisza narastała. Rzeczona cisza ustępowała powooooli.

      No co, dryblasie? Czego, facet, chcesz?

      Pete przemówił:

      Kto handluje towarem? Kto widział Wendella Durfee’ego? Kto olewa zakaz sprzedaży hery? Zaczęło się przekrzykiwanie – małe klejnociki informacji – i wielkie klejnoty wśród pustej gadaniny i bełkotu.

      Młodsi kelnerzy handlują anielskim pyłem. Pracują w Dunes. No i taksiarze z Monarchy. Opychają amfę i anielski pył. Monarcha jest okej. Monarcha obsługuje zachodnie LV. Monarcha jeździ tam, gdzie inne taksy nie pojadą.

      To Curtis i Leroy – takie mają plany – to oni chcą hadlować herą. Niedoooobre chłopaki. Mówią: pieprzyć zakazy. Mówią: pieprzyć tych wszystkich pojebańców.

      Przekrzykiwanie – dalsza pusta gadanina/ dalszy bełkot. Pete wrzeszczał. Pete dobywał z siebie charyzmę. Pete przywracał spokój.

      Powiedział Mulatowi, żeby zadzwonił do Dzikiej Gęsi. Powiedział szwarcom, żeby zadzwonili do niego.

      JEŚLI zobaczycie Wendella Durfee’ego. JEŚLI Curtis i Leroy zaczną opychać herę.

      Obiecał