Fernando Aramburu

Patria


Скачать книгу

wszystkim szeptem wyimaginowanemu terroryście, który siedzi przed nią podczas ich zaimprowizowanego w jej wyobraźni spotkania pojednawczego w kawiarni hotelu Europa. Siedziałam ze znajomymi przy stoliku jeszcze przez mniej więcej pięć minut. Nawet zaśmiała się z dowcipu jednego z kolegów i dopiła z udawanym spokojem piwo. Wszystkie te szczegóły po wielu latach palą jej wnętrze jak rozżarzone węgle. Nigdy z nikim o tym nie rozmawiała. Z rodziną? Niemożliwe. Nie zrozumieliby jej, chociaż dotknęło ich to samo nieszczęście. Z Quiquem? Zawsze był zbyt pochłonięty swoimi sprawami, żeby zainteresować się moimi przeżyciami z czasów, kiedy jeszcze się nie znaliśmy.

      Dała dyskretny znak temu chłopakowi, José Carlosowi. Nie był jej chłopakiem, ale z całej grupy zebranej w barze znała go najlepiej. Zrozumiał, że chce porozmawiać z nim na osobności. A może zrozumiał coś innego, jeśli w ogóle cokolwiek do niego dotarło. W każdym razie ruszył za nią do wyjścia z lokalu, a potem prawie na róg ulicy. Było już ciemno. Kiedy znaleźli się w bezpiecznej odległości od baru, Nerea z mokrymi od moczu udami, odwróciła się do chłopaka, przytuliła do niego i wybuchła płaczem. Boże, cóż to był za szloch! José Carlos osłupiał. Co się stało? Tamci ci dokuczali? Ona: mój aita. Tylko tyle była w stanie z siebie wydusić – mój aita. Zaskoczony chłopak: co ty mówisz? Co ci jest? W końcu Nerei udało się wziąć głęboki oddech i odpowiedzieć. Poprosiła, żeby odprowadził ją do domu.

      Nalegała, żeby nie zostawiał jej samej i był przy niej przez całą noc. Dobrze, co tylko chcesz, co tylko chcesz. Weszli do mieszkania. Nerea najpierw poszła do łazienki się umyć. Po chwili przyszła do niej jedna z jej współlokatorek, chcąc przekazać jej wiadomość z baru na dole, by jak najszybciej zadzwoniła do domu. Nerea odparła, że tak, bo ETA zabiło jej ojca. Koleżanka, która do tamtej chwili nie miała pojęcia o zdarzeniu, złapała się rękami za głowę i wybuchła płaczem. Druga wybiegła przerażona na korytarz. Co się stało? Co się stało? Twój ojciec jest gwardzistą?, zapytała naiwnie i też zaczęła płakać. Nerea kazała José Carlosowi pójść z nią do jej pokoju. Nie zadzwonisz? Ona na to, żeby poszedł z nią i nie odstępował jej na krok. Położyli się, ale on – zabili twojego ojca, cholera, zabili go – nie był w stanie uprawiać seksu. Ciskał przekleństwami, bełkotał, zasnął. A Nerea siedziała na łóżku w ciemnościach, paląc jednego papierosa za drugim, aż opróżniła dwie paczki, swoją i chłopaka. Wypaliłaby cały tytoń dostępny we wszechświecie.

      Wreszcie nastał świt.

      Przez szczeliny w żaluzjach wpadła jasność nowego dnia. Nereę ogarnęło przyjemne poczucie schronienia w innym dniu niż poprzedni, którego nigdy nie zapomni – wiedziała to. Czuła się jak ktoś, kto po ustaniu trzęsienia ziemi, pożaru czy innej wyniszczającej siły, stojąc wśród ruin, zdaje sobie sprawę, że przeżył. Wiem, o czym mówię. Która mogła być godzina? Siódma, ósma rano? Pokój był zadymiony, potrząsnęła bezceremonialnie José Carlosem pogrążonym obok niej w błogim śnie. Musisz już iść, powiedziała. Więc chłopak, szczupłe owłosione nogi, ubrał się i pospiesznie się zmył. Tak bardzo się starał, że zapomniał powiedzieć mi coś miłego i pocałować mnie na pożegnanie.

      Nagle, kiedy została sama, stało się coś dziwnego: było normalnie. Jak codziennie rano powietrze wypełniał hałas ruchu ulicznego, jak zwykle padał deszcz, a chodnikami szli przechodnie ukryci pod parasolami. Co jeszcze? Ludzie pochłonięci byli swoimi sprawami, jakby poprzedniego dnia nie doszło do żadnego zamachu. Nerea, naga, wyglądała przez okno przekonana, że świat uknuł przeciwko niej spisek. I nienawidziła poranka, deszczu i budynku naprzeciwko, i kobiety, która wyprowadziła na spacer pieska. Wszystko zdawało się mówić: cóż, zabili twojego ojca, i co z tego? Chrząszcze i kury też umierają. Ta myśl bardzo ją zraniła. Nagle poczuła, jakby obudziła się ze złego snu i znalazła w jeszcze gorszym. Wyjęła z torby małe lusterko, żeby po raz pierwszy popatrzyć na swoje oczy, nos, czoło ofiary terroryzmu. Poranny chłód wpadający przez okno powoli przenikał jej ciało i nagle dotarło do niej, że to, co stało się poprzedniego południa, wydarzyło się naprawdę, ale że nie było najgorsze. Zrozumiała, że najgorsze miała jeszcze przed sobą, i nie mogła tego dłużej opóźniać. Przeszedł ją nagły dreszcz na myśl, że musi zadzwonić do matki.

      Nikt nie wie, nikt się nie dowie. Bez śniadania, bez porannej toalety poszła do kabiny telefonicznej przy avenida Goya. Dochodziło wpół do dziewiątej. Zadzwoniła dopiero po dziesiątej. Do tego czasu kręciła się w pobliżu albo ruszała bez celu wzdłuż calle Fernando el Católico i Gran Vía. Potem wracała tą samą drogą i mijała budkę, moknąc w deszczu i trzęsąc się ze strachu przed oświadczeniem matce, że nie chce przyjechać do domu, chociaż nie miała sesji egzaminacyjnej ani żadnych pilnych zadań. Więc dlaczego? Bo nie chcę oglądać ciała, trumny ani grobu, to dla mnie straszne, nie chcę być kojarzona z morderstwem, fotografowana, i nie chcę udzielać wywiadów, żeby cała Saragossa dowiedziała się, kim jestem. Wciąż ćwiczyła prawdopodobną rozmowę telefoniczną z matką. Powiem jej to i to. W kiosku na Gran Vía zobaczyła twarz ojca na okładce gazety i już miała ją kupić, ale zabrakło jej odwagi. Dlaczego? Bardzo się wstydziła.

      Do miasteczka pojechała siedem dni później, kiedy ojciec został już pochowany i przestał być najnowszą ofiarą śmiertelną ETA. Ama mi tego nie wybaczyła. Wiem o tym, nie musi mi tego mówić. Nerea wyczuwała to przez te wszystkie lata w nieskończonej ilości gestów, tonie pewnych wypowiedzi, wyrzutach z mniej istotnych powodów. O tym wszystkim chciałaby opowiedzieć w więzieniu skruszonemu terroryście, wyrzucić z siebie, zwymiotować stare, wciąż rozżarzone węgle. Jednak to niemożliwe, bo pan doktor nie pozwolił, a Nerea nie chce konfliktów w rodzinie. Koniec tematu.

      – Poproszę o rachunek.

      31

      Rozmowa w ciemnościach

      Wieczorem w kuchni zrobiła mu awanturę. Nie zdążył nawet zdjąć butów. Jak to możliwe, że ETA przysyła mu listy, a on jej nic o tym nie powiedział?

      – Wydawało mi się, że w małżeństwie mówimy sobie o wszystkim, a przynajmniej o ważnych sprawach.

      Usiadł na krześle i niespiesznie zaczął rozwiązywać buty, nie patrząc na Bittori, która stała przed nim i grzmiała z twarzą poczerwieniałą z gniewu. Ciągnęła swój monolog, a Txato, zmęczony po długim dniu pracy, westchnął głośno ze wzrokiem wbitym w podłogę, jakby chciał powiedzieć: kiedy wreszcie, do cholery, ta kobieta się zamknie?

      – Skąd o tym wiesz?

      – Od Miren.

      – Chciałem załatwić to sam, żeby was nie martwić.

      Usłyszawszy to, Bittori znów zaczęła się gorączkować. Po chwili jej przerwał, pytając, co zrobiła na kolację.

      – Ropuchę w sosie własnym. Dlaczego pytasz?

      – Bo w ogóle nie jestem głodny.

      Podczas kolacji rozmawiali niewiele; każde pochłonięte swoimi myślami. Txato stwierdził tylko trzy rzeczy: że swoimi ciągłymi wyrzutami i utyskiwaniami nie ułatwiała mu życia, że tego rodzaju sprawy rozwiązuje się w tajemnicy, a głupiemu Joxianowi należałoby odciąć język za to, że wygadał wszystko żonie i nie wiadomo komu jeszcze.

      Z kuchni poszedł prosto do sypialni. Uderzyć w kimono, jak mawiał. Bittori została w kuchni, żeby pozmywać naczynia po kolacji. Nerea raz na jakiś czas bezskutecznie przypominała jej, że rodzinę stać na zakup zmywarki. Jej matka uważała, że skoro ma dwie ręce, to ustrojstwo jest zbędnym wydatkiem, zużywa tylko dużo wody i prądu. Kiedy wyjdziesz za mąż i będziesz miała własny dom, zrobisz w nim, co będziesz chciała, ale do mojego się nie wtrącaj.

      Txato zazwyczaj nie ingerował