idąc po schodach, zanim otwarto jej drzwi. Pamiętała radę matki: najważniejsze, żebyś miała dach nad głową, kiedy zaczną się zajęcia, potem na spokojnie znajdziesz sobie jakieś lepsze miejsce. Powiedziała jej też, żeby po wejściu do budynku przyjrzała się skrzynkom na listy. Bo nędzarze, psiakrew, zazwyczaj je zaniedbują, a porządni ludzie starają się utrzymywać je zawsze w czystości i porządku. I dodała, że wystarczy jej tylko spojrzeć na skrzynki, żeby wiedzieć, jacy ludzie mieszkają w budynku. A skrzynki pocztowe zrobiły na Nerei doskonałe wrażenie, podobnie jak czyste schody i ściany, więc kiedy otwarły się drzwi mieszkania i uścisnęła rękę swojej przyszłej współlokatorce, była bardziej niż przekonana, że znalazła w Saragossie lokum.
Przez kilka miesięcy, kiedy tam mieszkała, rzadko widywała swoją współlokatorkę – dziewczynę pochodzącą z Hueski. W rzeczywistości nigdy się nie dowiedziała, czym tak naprawdę się zajmowała. Studentką nie była na pewno. Wady mieszkania? Miała z niego daleko do wydziału prawa, ale też do barów i innych miejsc rozrywki. Poza tym Nerei dokuczały północny wiatr i mgła; nadeszła zima, więc zrobiło się mroźno jak cholera. Kupiła sobie elektryczny grzejnik. Nie na wiele się przydał. Wystarczyło odejść kilka metrów od źródła ciepła, żeby znów poczuć, jak ciało przeszywają lodowate ostrza noży. Z tego powodu z początkiem nowego roku przeprowadziła się do mieszkania przy calle López Allué – było lepiej położone i ogrzewane, chociaż droższe. Wynajmowała je z dwiema dziewczynami z Teruelu. Jedna, młodsza od Nerei, też studiowała prawo, druga – filologię. Od początku przypadły sobie do gustu.
Saragossa. Gdyby brat wiedział, gdyby matka wiedziała! Z wyjątkiem początkowego okresu, kiedy dygotała z zimna w mieszkaniu w Torrero i czuła się samotna, jakby otoczona powłoką, niewiele brakowało jej tam do szczęścia. Wtedy nie zdawała sobie z tego sprawy. Po prostu korzystała z przywilejów, jakie dawała jej młodość. Szybko nawiązała znajomości. Takich otwartych, trzeźwo myślących i tolerancyjnych ludzi nie poznała nigdzie indziej. Nerea, nie zaniedbując nauki (zaliczyła wszystkie egzaminy), rzuciła się w wir nocnych imprez, seksu, alkoholu, nie eksperymentowała jednak za bardzo z kokainą i marihuaną. Przyzwyczaiła się do braku morza i swojego skutera, przestała myśleć o niepokojących i dramatycznych sprawach, o których może powinna pamiętać. Ale o nich nie zapomniała. Stłumione odległością docierały do niej albo i nie, bo jej rodzina, w szczególności aita – wiecznie troskliwy – nie chciał za żadne skarby, żeby miała do nich dostęp.
Tej szarej niedzieli w kawiarni hotelu Europa, kiedy obserwowała przejeżdżające samochody i wspominała przy szklance wody mineralnej twarze i miejsca z Saragossy, wydarzenia, imprezy i wszystkie inne typowe perypetie studenckiego życia, Nerea nie pierwszy raz poczuła przeszywający smutek i wyobraziła sobie nagle, że jej wszystkie dobre wspomnienia były jak liście różnych gatunków drzew. Jakich? To nie miało znaczenia. Ujrzała w myślach liście, które miały różne barwy na górze i spodzie, liście błyszczące miłą dla oka zielenią i te w bladym odcieniu zieleni winy i wyrzutów sumienia. Nerea patrzyła na swoje ręce, ubolewając, że kiedyś była młoda, a co gorsza – szczęśliwa.
Matka wypominała jej przez telefon, że ich nie odwiedzała. Wtedy, kiedy wiele osób z miasteczka przestało się do nich odzywać, czuli się opuszczeni. Chwilę później słuchawkę przejął ojciec i ściszając głos, mówił, żeby nie przyjeżdżała. Nawet o tym nie myśl, my cię odwiedzimy. Powiedz, jeśli czegoś potrzebujesz. Cholera, tak bardzo ją kochał! Mój aita, mój stary. A ona w Saragossie myślała, że wysłał ją na studia poza Kraj Basków, żeby trzymać ją z dala od nacisków, którym był poddawany. Bo wiedziała o groźbach i napisach na murach, i że zaczął przygotowania i załatwianie formalności, żeby przenieść firmę w spokojniejszy region. Nie miała jednak pojęcia o tym, o czym dowiedziała się dopiero od matki, kiedy aita leżał już w grobie: terroryści w liście wymuszającym haracz podali wiele związanych z nią szczegółów – gdzie wtedy studiowała, że umawiała się z przyjaciółkami na czwartkowe kolacje na Starym Mieście w San Sebastián. Wszystko zgodne z prawdą. Wiedzieli nawet, jakiego koloru miała skuter i w którym miejscu zazwyczaj go parkowała.
30
Opróżnić pamięć
Dopiła wodę. Piętnaście po siódmej postanowiła zapłacić rachunek i sobie pójść, ale… Ale co? Usłyszała wewnętrzny głos: nie bądź kretynką, Nereo. Nie myśl nawet, żeby zamknąć się samotnie w domu z głową pełną wspomnień. Wyrzuć wszystko ze swojej głowy tu i teraz! Opróżnij pamięć, a wspomnienia przestaną ci później przeszkadzać. Pomyśl, noc jest długa, a listopad mokry i ciemny, co za gówniana pora roku!
Poczuła nagle ogromny ciężar smutku, który nie pozwalał jej podnieść się z krzesła. Pokazała kelnerowi pustą buteleczkę wody mineralnej, sugerując, żeby przyniósł jej jeszcze jedną. Chociaż nie chciało się jej pić, wstydziła się pozostać tam bez żadnego zamówienia.
Ona, jej matka i brat stali się satelitami krążącymi wokół zamordowanego człowieka. Chcąc nie chcąc, życie każdego z nich od wielu lat kręciło się wokół tej zbrodni, nieprzerwanego źródła… Czego? Smutku, bólu, do cholery! Jednak to się musi skończyć, tylko że nie wiem jak. Wreszcie wpadłam na jakiś pomysł, a oni mi go rujnują.
Kelner przyniósł butelkę wody oraz szklankę z kostkami lodu i plasterkiem cytryny. Nerea, zmęczona obserwowaniem ulicznego ruchu, pogrążona w niechęci i nostalgii, zapomniała mu podziękować. Kontynuowała swoje rozmyślania, jakby siedziała w więziennym pomieszczeniu przed skruszonym członkiem ETA. Rodzina nie wie, jak i kiedy się dowiedziałam. Byli przekonani, że wiadomość przekazały jej współlokatorki, uprzedzone przez syna właściciela baru. Z drugiej strony, jakie to ma znaczenie? Matce powiedziała, że wyszła z koleżankami i wróciła do domu późną nocą, nie mając pojęcia, co się stało.
Nieprawda. Około piątej po południu, po wyjściu z biblioteki usłyszała: był zamach. Ktoś za jej plecami zapytał gdzie. Nerea jednak spieszyła się do domu, żeby zostawić rzeczy i przygotować się na imprezę organizowaną przez studentów weterynarii, więc nie zwróciła na tę rozmowę uwagi. Cóż, jeden zamach więcej. Po prostu temat nie wzbudził jej ciekawości. Najwyżej jutro przeczytam w gazecie. W mieszkaniu panowała ciemność, nie było nikogo. Wzięła prysznic, nie mocząc włosów, bo na dworze było zimno i padał deszcz. W międzyczasie wróciła jedna ze współlokatorek. Cześć, cześć. Ani słowa o zamachu. Najwyraźniej Xabier jeszcze nie rozmawiał przez telefon z właścicielem baru albo jego syn dobijał się do drzwi, kiedy dziewczyn nie było w mieszkaniu. Przed szóstą Nerea była gotowa. W sumie nie poświęciła wiele czasu na strojenie. Wtedy nie lubiła się malować tak jak teraz. Spryskała się perfumami i to wszystko. Przyszedł po nią kolega – jak on miał na imię? José Carlos – i wyszli z mieszkania.
Spotkali się w grupie dziesięciu, dwunastu studentów i studentek. Niektórych Nerea nie znała. I cóż, poszli do baru przy calle Maestro Tomás Bretón, gdzie rozpoczęli imprezę, a po pewnym czasie – Nerea nie wiedziała, która to dokładnie była godzina – mieli wsiąść do kilku samochodów i pojechać na Wydział Weterynarii, który był na końcu świata. Nie miała o tym pojęcia. Kiedy zapytała, czy nie da się tam dojść pieszo, usłyszała wybuchy śmiechu. Spoważniała. Co gorsza, zesztywniała. Myśląc, że się obraziła, jeden z chłopaków ją przeprosił. Koleżanka spytała: co ci jest? A ona odpowiedziała wymijająco: nie, nic takiego. Inna chciała wiedzieć, czy źle się poczuła, ale Nerea znów zaprzeczyła. A co miała powiedzieć?
Na ekranie telewizora zamocowanego wysoko na ścianie zauważyła przypadkiem zdjęcie swojego ojca. I zrozumiała. Domyślała się? Nie, była pewna od pierwszej chwili. Napis na pasku w dolnej części ekranu natychmiast