byli – obok socjaldemokratów – traktowani jako frakcja antypaństwowa59.
Antykatolickie ustawodawstwo zostało w końcu (częściowo60) zniesione, a sam Bismarck uznał swoją politykę antyklerykalną za błędną w obliczu zagrożenia ze strony nadciągającego demokratycznego socjalizmu SPD61. Mimo to, w katolickich kręgach Plettenbergu odczuwano nadal żywą nienawiść i pogardę ze strony pruskich luteranów. Możemy domyślać się, że bliscy Schmitta najprawdopodobniej także byli powszechnie oskarżani przez luterańskich sąsiadów, powtarzających państwową propagandę, o nieuctwo, zabobon i intelektualne wstecznictwo. Postęp naukowy i techniczny, sukcesy niemieckiej filozofii, nauk prawnych, historycznych oraz społecznych łatwo i chętnie łączono wtenczas z protestantyzmem i jego postępowym charakterem, czyli z liberalnym i zlaicyzowanym światopoglądem62. Pośród niemieckich katolików ustawiczne ataki dominujących ewangelików tworzyły kompleksy, szczególnie, że nie były to tylko teksty prasowe, ale oficjalna doktryna państwa rządzonego i zdominowanego przez pruskich luteranów.
Wydaje się nam, że Carl Schmitt – nawet jeśli o tym nigdy nic nie napisał – przez całe dziesięciolecia zmagał się psychicznie i intelektualnie z kompleksem katolicyzmu. Poczucie otoczenia przez wroga, który zarzuca nam, że jesteśmy głupsi, gorsi i zacofani, wywołuje albo ducha oporu przeciwko tak narzucanym stereotypom, albo próbę asymilacji we wrogim otoczeniu i zatarcia swoich odmienności za wszelką cenę. Dlatego też niemieccy katolicy to albo zaciskający usta ultramontanie, albo zakompleksieni ugodowcy, którzy zaakceptowali swoją niższość. To rozdwojenie widać mocno w biografii Schmitta, który miotał się pomiędzy katolickim wychowaniem i młodzieńczą formacją religijną a luterańsko–pruskim otoczeniem, operującym językiem heglowskiej filozofii i myślącym o świecie politycznym w sposób zdecydowanie odteologizowany. Naszym zdaniem na ten arcyważny problem natury psychologicznej nie zwrócono dotąd należytej uwagi w badaniach biograficznych i analizach myśli politycznej tego niemieckiego konserwatysty63. Konfesyjnie warunkowane problemy psychologiczne wiele tłumaczą w jego zachowaniach, sympatiach intelektualnych i antypatiach politycznych, nawet jeśli nie są wyrażone wprost w tekstach naukowych (które, jako naukowe właśnie, nie mogły ich przecież wprost wyrazić).
Zamiast gruntownej analizy myśli prawno–politycznej Carla Schmitta z punktu widzenia kompleksu religijnego, badacze wskazywali tylko – zresztą nie bez powodu – że jego pierwsze pisma przesiąknięte były ultramontańskim katolicyzmem, wrogim protestantyzmowi, liberalizmowi i wszystkiemu temu, co dziś określa się w liberalno–demokratycznej nowomowie mianem społeczeństwa otwartego64. Uważamy, że trzeba umieścić te pierwsze teksty nie tylko na tle jego młodzieńczej wiary religijnej, ale także w kontekście swoistego napięcia pomiędzy wyniesionym z domu katolicyzmem – pogardzanym w oficjalnej doktrynie państwowej powiększonych o południowe Niemcy Prus – a chęcią upodobnienia się do ewangelickiego otoczenia, tak aby stać się pełnoprawnym obywatelem zjednoczonej wilhelmiańskiej II Rzeszy. Zresztą młody Schmitt nie chciał być tylko takim samym anonimowym obywatelem jak inni, nie domagał się równości. Miał wielkie ambicje polityczne i intelektualne65. Chciał doszlusować do elity protestanckiego państwa, samemu będąc (i pozostając) katolikiem.
Oto prawdziwa wewnętrzna sprzeczność Niemiec podbitych przez ewangelickie Prusy: katolik chce pozostać wierny swojemu wyznaniu, a zarazem ma ambicję, aby dostać się do elity władzy, która swoją tożsamość buduje na pogardzie dla tego, co stanowi istotę jego religijnej tożsamości. Trudność tę sygnalizuje już sam termin, jakim w luterańskim Berlinie określano wtenczas katolickich migrantów z Nadrenii: Kolonialrömers66. Termin ten jest trudny do przetłumaczenia na język polski, ponieważ jest dwuznaczny: z jednej strony można go przetłumaczyć jako Rzymianie z (miasta) Kolonii, ale można również przełożyć go bardziej kpiarsko jako Rzymianie z kolonii, czyli z dalekich katolickich kresów, ze wsi, którzy przyjechali do metropolii, czyli do Berlina. Już protestanckie określenie katolików jako Rzymian samo w sobie było kpiną i szufladkowało ich jako religijno–cywilizacyjnego wroga. Przecież dla Martina Lutra Rzym był siedzibą papieża, który rzekomo był Antychrystem67. Śmieszny i prostacki pogląd tego reformatora religijnego głęboko wniknął w ludową kulturę protestancką, pozwalając niemieckim ewangelikom ukonstytuować swoją tożsamość na wrogości do Rzymu68.
2. Zetknięcie ze światem prusko–ewangelickim
Carl Schmitt urodził się i wychował w religijnej rodzinie, a jego matka marzyła, aby studiował teologię i został księdzem lub zakonnikiem69. Jego rodzina, jak już wspomnieliśmy, miała swój udział w walce z Kulturkampfem. Niestety, niewiele wiemy o najwcześniejszym okresie jego życia. Raczej domyślamy się, niż jesteśmy pewni, że został wychowany w solidnej formacji katolickiej, typowej dla nadreńskiego ludowego katolicyzmu. Jedynym źródłem jest dla nas w tej kwestii sam Schmitt, który w wywiadzie udzielonym w 1983 roku dziennikarzowi tak mówił o swoich rodzicach:
Byli dogłębnie katoliccy (…) gdy miasto Plettenberg było silnie ewangelickie. (…) Wszyscy ludzie zamożni byli tutaj ewangelikami i obowiązywało wtenczas bismarckowskie prawodawstwo antykatolickie. (…) Wszyscy wujowie ze strony mojej mamy byli prześladowani w czasie konfliktu religijnego epoki bismarckowskiej. Dla nas Bismarck był potworem70.
W wieku 12 lat Carl rozpoczął naukę w katolickim kolegium w Attendorn (1900–1907). Zamieszkał w internacie, z dala od rodziny. Wtedy, gdy kształtują się poglądy młodego człowieka, był od rodziny odcięty, także i od jej wpływu ideowego. O kolegium w Attendorn w literaturze przedmiotu spotkać można rozmaite opinie. Jakkolwiek wydawać by się mogło, że powinna to być ostoja katolickiej ortodoksji, to wiemy, że treści tutaj nauczane były przesiąknięte liberalizmem. Wiemy, że wykładano w nim stosunkowo świeżą i bardzo głośną oraz kontrowersyjną hipotezę angielskiego biologa Charlesa Darwina o ewolucyjnym pochodzeniu zwierząt i człowieka. Hipoteza ta zaprzeczała otwarcie chrześcijańskiej nauce o stworzeniu człowieka. Czytane przez uczniów lektury filozoficzne także muszą dziwić. Przebywając w Attendorn Schmitt przeczytał między innymi Jedynego i jego własność (1844) anarchisty Maxa Stirnera oraz Życie Jezusa (1835–1836) głośnego wtenczas feuerbachisty i materialisty młodoheglowskiego Davida Straußa, w którym badacz ten dowodził, że chrześcijańskie interpretacje życia Zbawiciela to zbiór mitów i legend71.
Takie lektury w katolickiej szkole muszą nas dziwić, ale należy pamiętać, że katolicyzm niemiecki w XIX wieku – wbrew rozpowszechnionym dziś fałszywym wyobrażeniom – był już mocno zainfekowany liberalizmem, co widać było w powszechnym sprzeciwie niemieckojęzycznych katolików wobec ultramontańskiej, tradycjonalistycznej i gromiącej liberalizm linii przyjętej przez Rzym, której symbolem była kwestia papieskiej nieomylności na Soborze Watykańskim I (1869–1870)72. Kierunek tradycjonalistyczny w niemieckim katolicyzmie był nieliczny i reprezentowali go prawie wyłącznie jezuici i ich wychowankowie73.
Jakkolwiek biskupi niemieccy nie byli zachwyceni – mówiąc bardzo oględnie – dogmatem o papieskiej nieomylności, to nie mieli