ale znaczą zupełnie co innego – po rosyjsku kawior to dywan, a dywan to kanapa…
Miastem, z którego większość podróżników rozpoczyna swoją syberyjską przygodę jest Irkuck. Od początku swojego istnienia pełnił rolę bazy wypadowej w nieznane, północne rejony Rosji. Kiedyś zbierali się tu naukowi badacze i poszukiwacze złota w drodze na Kamczatkę, a nawet Alaskę, teraz jest punktem odpraw turystów nad jezioro Bajkał. Z tego powodu miasto zachowało swój unikalny charakter, w którym rustykalne, drewniane domy mieszają się z niewielką ilością nowych wieżowców.
Jeden z takich domków mieści w sobie muzeum księcia Sergieja Wołkońskiego, zasłużonego żołnierza wojen napoleońskich i późniejszego spiskowca przeciwko carowi. Za udział w powstaniu dekabrystów wysłano go na wieczne syberyjskie wakacje. Muzeum jest nie tyle poświęcone Wołkońskiemu, co jego żonie – księżnej Marii Wołkońskiej, która z miłości pojechała za mężem na sam koniec świata. Sądząc po zmęczonej twarzy oglądanej na fotografiach, był to wybór okupiony wielkim poświęceniem. Wystarczy zresztą przytoczyć zdanie z jej osobistego pamiętnika : „Po pięciu latach myślałam, że wrócimy po dziesięciu; gdy minęło piętnaście – myślałam, że po dwudziestu. Po dwudziestu pięciu latach życia tutaj już w nic nie wierzę. Mam tylko nadzieję, że nasze dzieci doczekają powrotu”.
Marszrutka pokonywała swą trasę z mozołem podskakując na glinianej drodze wśród tumanów kurzu. Raz po raz z okien rozpościerał się widok trawiastych pagórków i błękitnej wody. Wokół krajobrazu nietkniętego ludzką ręką i przy ścieżce dźwiękowej z filmu „Into the Wild” zacząłem powoli zapominać, że kiedykolwiek żyłem w cywilizacji.
Wyspę Olkhon położoną nad jeziorem Bajkał dla turystów odkrył kilkanaście lat temu były mistrz tenisa stołowego Nikita Bencharov, który jako pierwszy założył tutaj swój guesthouse. Siłą rzeczy znalazł się on natychmiast w przewodniku „Lonely Planet” i jest obecnie oblegany przez turystów z całego świata. Tym samym znalezienie tutaj noclegu bez wcześniejszej rezerwacji jest po prostu niemożliwe. Z czasem turystów dostrzegli jednak również lokalni mieszkańcy, którzy zaczęli oferować swoje usługi za przystępną cenę. Trzeba się jedynie nastawić na warunki syberyjskie: sławojka zamiast toalety i balia zimnej wody muszą nam wystarczyć za całodzienną higienę. Chyba że wysupłamy dodatkowe sto pięćdziesiąt rubli na ruską banię będącą sauną i prysznicem w jednym.
Skaliste zatoki, piaszczyste plaże a przede wszystkim źródlana, czysta woda – to niepowtarzalne atuty okolicy, które wynagradzają wszystkie niedogodności. Dodajmy jeszcze do tego dostęp do świeżych ryb, w tym przede wszystkim pysznego bajkalskiego omuła, którego nie można zjeść nigdzie indziej w świecie.
Brak hoteli, dyskotek i całego blichtru nadmorskich kurortów sprawia, że część turystów z Europy przedkłada Bajkał nad Morze Śródziemne. Muszą oni jednak być morsami, ponieważ woda w jeziorze jest tak zimna, że mimo szczerych chęci człowiek wyskakuje na ląd z wrzaskiem już po dziesięciu sekundach.
W dniu naszego przyjazdu na wyspę rozpoczął się coroczny zjazd buriackich i mongolskich szamanów (szamanizm u Buriatów i Mongołów był uprawiany przed nadejściem buddyzmu, a obecnie wraca do łask). Nie bez powodu rzecz działa się na wyspie Olkhon, która według Buriatów jest jednym z pięciu miejsc na świecie, gdzie kumuluje się życiodajna energia.
Na miejsce zjazdu wybraliśmy się od razu drugiego dnia, mając nadzieję, że jeszcze zastaniemy ostatnich uczestników. Szczęście nas nie opuszczało i po krótkich poszukiwaniach odnaleźliśmy obozowisko szamanów. Podeszliśmy dyskretnie do miejsca, w którym odprawiali właśnie modły. Jeden z nich po kilku uderzeniach bębna osunął się wyczerpany na ziemię. Ocucony zimną wodą zaczął przemawiać głosem jednego z niezliczonych duchów krążących po tym świętym miejscu. Jak na przedstawiciela świata pozagrobowego duch wydał mi się jednak zbyt mało poważny. Śmiał się bowiem co chwila i domagał nieustannie zapłaty w postaci papierosów lub wódki (Buriaci wierzą, że duchy również potrzebują przyjemności). Mimo to ludzie podchodzili do „opętanego” szamana z bojaźnią, wypowiadając na klęczkach prośby o uzdrowienie. Obserwowaliśmy ten rytuał z jednej strony owładnięci mistyczną aurą unoszącą się w tym miejscu, z drugiej strony pełni wątpliwości, czy czasem wiara ludzka nie jest zbyt naiwna. Mimo to zabraliśmy na szczęście kamyk z plaży i napełniliśmy butelki świętą wodą z Bajkału.
W Nowosybirsku polecamy rejs promem po rzece Ob, a fanom futbolu jeden z często rozgrywanych meczy na stadionie Lokomotiv Novosybirsk
W Irkucku warto zobaczyć muzeum Dom Wołkońskich i świetnie utrzymany skansen we wsi Talcy www.talci.ru (w połowie drogi z Irkucka do Listwianki). Sama Listwianka, oprócz bazaru i spaceru przy przystani nie ma wiele do zaoferowania. Całą trasę Irkuck – Listwianka można obrócić na stopa w jeden dzień.
Marszrutka lub autobus z dworca autobusowego w Irkucku zawiezie nas bezpośrednio do wioski Khuzhir (Chużyr) na wyspie Olkhon (ok. 500 rubli, 7-8 godzin). W cenie przeprawa promem na wyspę.
Drogi na Olkhonie to bite trakty pełne dziur i kurzu. Radzimy dobrze zabezpieczyć bagaże, w przeciwnym razie po przybyciu na wyspę czeka nas pranie wszystkiego co było w plecaku.
Wiele praktycznych informacji na temat wyspy Olkhon znajdziecie na stronie hostelu Nikita www.olkhon.info lub na rosyjskojęzycznej www.baikal.irkutsk.ru/.
Polecamy bajkalskiego omuła we wszystkich możliwych odmianach. Smakuje wyśmienicie zarówno w eleganckiej knajpie jak i zawinięty w gazetę od przydrożnego sprzedawcy.
Fronton Carskiego Sioła w Petersburgu.
Półdzikie konie nad Bajkałem.
Wspólne zdjęcie z szamanem znad Bajkału.
Mongolia najładniej wygląda w galopie
Pierwsza stacja kolejowa po wjeździe do Mongolii.
Podobizna Czyngis Chana – największego, mongolskiego przywódcy wszechczasów – była obecna wszędzie i spoglądała na nas z każdego (dosłownie) banknotu, większości witryn sklepowych oraz miejskich pomników. Czyngis jest bohaterem narodowym numer jeden, najlepszą marką produktów alkoholowych, a także idolem dzieci, które zapytane dlaczego chcą żyć w Mongolii, odpowiadają zgodnie: „Bo to ziemia Czyngis Chana”.
Przypominając sobie lekcje historii z liceum przywołałem obraz Czyngis Chana jako barbarzyńskiego przywódcę, którego hordy opanowały całą Azję i część Europy siejąc wszędzie śmierć i zniszczenie. Bitwa pod Legnicą w 1241 roku, w której zmarł nasz waleczny Henryk Pobożny, uzmysłowiła wszystkim grozę azjatyckiej zarazy. Jednak dla mongolskich historyków Czyngis Chan to władca, który zjednoczył Mongolię i uniezależnił państwo od chińskich wpływów. To także twórca prawa, inicjator wolnego handlu (jako pierwszy zaproponował zniesienie ceł pomiędzy regionami) oraz zwolennik wprowadzenia dyplomatycznych stosunków pomiędzy krajami (zniósł zwyczaj ścinania głów ambasadorów państw, z którymi Mongolia miała gorsze relacje). Czyngis i jego potomni najeżdżali obce ziemie, ale ich inwazja, cytuję: „ucywilizowała obszerne tereny centralnej Azji i nawiązała po raz pierwszy na szeroką skalę gospodarcze stosunki z Europą”. Pomimo że powyższe argumenty mogą do nas nie trafiać, faktem jest, że Czyngis Chan był