Paweł Maurycy Sobczak

Polscy pisarze wobec faszyzmu


Скачать книгу

s. 187]

      Na „wpływ złowieszczych gwiazd” najbardziej podatni okazali się jednak Niemcy – ci sami, których autor Cywila w Berlinie dobrze znał, wśród których zawsze czuł się doskonale, do których uciekał rozczarowany sytuacją w Polsce155. Zrozumienie tej okoliczności oznaczałoby osobisty dramat reportera, musiałoby być równoznaczne z uświadomieniem sobie ostatecznej klęski własnych ideałów. Skutkowałoby także być może refleksją nad własnym światopoglądem, zaś dostrzeżenie wspólnych ideowych korzeni nowoczesnej demokracji i faszyzmu pomogłoby Sobańskiemu wprowadzić do swego tekstu odmienną perspektywę postrzegania narodowego socjalizmu. Nie dostrzega on bowiem w faszyzmie skrajnej konsekwencji przewrotu oświeceniowego; nie widzi alternatywnego modernizmu, który – aby zrealizować cele panowania i kontroli – znakomicie wykorzystuje warunki funkcjonowania nowoczesnego społeczeństwa156. Dlatego też Trzecia Rzesza jawi się autorowi Cywila w Berlinie przede wszystkim jako niezrozumiały, nieco ekstrawagancki eksces, nie zaś ponadhistoryczne zagrożenie przychodzące z samego centrum nowoczesności.

      Ferdynand apostoł

      Cywil w Berlinie pokazuje narodowy socjalizm in statu nascendi, świeżo po zdobyciu władzy, niecałkowicie jeszcze ukształtowany. Pięć lat później sytuacja w Niemczech jest już inna – Hitler uwolniwszy się od opozycji (także tej wewnętrznej, w gronie zwolenników NSDAP) i skonsolidowawszy państwo, stał się gotowy do ekspansji zewnętrznej. Musi liczyć się z nim cała Europa, a zachodnie mocarstwa wkrótce poświęcą jednego ze swych środkowoeuropejskich sojuszników, aby na krótko zaspokoić roszczenia terytorialne Trzeciej Rzeszy. W takich okolicznościach ukazuje się na polskim rynku czytelniczym książka, której autor przekonuje o nieodzowności ustanowienia w Polsce systemu faszystowskiego. Odważną tezę uzasadnia koniecznością historycznego rozwoju, okolicznościami polityki międzynarodowej, ale odwołuje się także do standardowej – i nie zawsze klarownej – frazeologii (młodo)narodowej.

      Wielkość Polski musi być oswobodzona całkowicie w czasie i przestrzeni! Fakt taki możliwy jest jednak tylko pod impulsem czegoś, co dotychczas w całym przewodzie dziejowym było nieobecne […]. Czegoś, co jednocześnie rozstrzygnie zastałe zapory i uzdrawia najcięższe niedomagania naszego życia […]. Czymś takim może być przewrót narodowy. Ten jeden sprosta wszystkiemu. Przewrót zaś narodowy znaczy tyle, co zwycięstwo idei faszystowskich!157

      Trudno dziwić się, że książka zawierająca takie sądy wywołała zainteresowanie opinii publicznej i doczekała się znacznej liczby omówień krytycznych (przeważnie oceniających ją negatywnie – na takim tle tym jaskrawiej prezentowały się teksty Stanisława Piaseckiego i Jana Emila Skiwskiego158). Zignorowanie i przemilczenie tej publikacji nie było możliwe, nie tylko zresztą z powodu jej radykalizmu i oryginalności (przynajmniej w polskiej literaturze)159. Na obojętność nie pozwalała przede wszystkim osoba autora Pod znakiem faszyzmu. Książki tej nie napisał bynajmniej bliżej nieznany, a zachłyśnięty sukcesami narodowego socjalizmu – oraz marzący o zastosowaniu sprawdzonych, niemieckich wzorów na polskim gruncie – młodzieniec z ONR-u160. Na okładce widniało nazwisko Ferdynanda Goetla – cenionego pisarza161 i scenarzysty filmowego162, a także koryfeusza rodzimego życia literackiego (byłego prezesa PEN-Clubu, od kilkunastu miesięcy członka Polskiej Akademii Literatury)163. Głos Goetla zabrzmiał wówczas szczególnie wyraziście, warto jednak pamiętać, że inkryminowana książka nie była nieoczekiwaną wypowiedzią literata, który dotychczas stroniłby od polityki. Wprawdzie – jak napisał Maciej Urbanowski – jeszcze „do końca lat 20. polityka w znaczeniu potocznym zajmowała niewiele miejsca w jego życiu, a i krytyka nie kwapiła się do łączenia jego twórczości z konkretną ideologią, a tym bardziej ugrupowaniem politycznym”164. Wydaje się bowiem, że przełomowym momentem była publikacja w 1929 roku dramatu Samuel Zborowski. Utwór tematyzujący konflikt między tytułowym bohaterem (symbolem szlacheckiego indywidualizmu) a królem Stefanem Batorym (uosabiającym silną władzę państwową) odczytany został w sposób politycznie jednoznaczny. Nie mogło być zresztą inaczej, krytyka nadużywania wolności przez egoistyczną jednostkę w sposób naturalny interpretowana była – w kontekście niedawnego zamachu majowego – jako wsparcie dla polityki Piłsudskiego. O wzmocnienie takiego odczytania postarał się sam autor, w opinii Jerzego Kwiatkowskiego „u Goetla akcent politycznej aktualizacji: pochwała silnej władzy – został wydobyty w sposób nie budzący wątpliwości”165.

      Kolejna dekada przyniosła już znaczny wzrost politycznej aktywności autora Z dnia na dzień, publikującego na gościnnych łamach „Gazety Polskiej”, redagowanej przez Bolesława Miedzińskiego166, a potem już we „własnym” „Kurierze Porannym”. Zaangażowanie Goetla przybrało w tym okresie charakter partyjny, pisarz jednoznacznie opowiedział się po stronie Obozu Zjednoczenia Narodowego, którego nazwę podobno sam wymyślił167 (opublikował również tekst, w którym „zgłaszał akces” do OZN, deklarował swe oddanie i z zapałem wznosił okrzyki na cześć Obozu168). Goetel entuzjastycznie powitał, ogłoszoną przez Adama Koca w Polskim Radiu, Deklarację programową nowej organizacji169. Szybko musiał się jednak poczuć osamotniony w swym zachwycie. Powołanie przez Koca OZN (na polecenie marszałka Rydza-Śmigłego) nie spotkało się z powszechnym zadowoleniem nawet w łonie samej sanacji – części piłsudczyków nie odpowiadała zarówno ideologia, jak i hierarchiczna struktura Ozonu (taka potoczna nazwa bardzo szybko się przyjęła). Ponadto w wyniku animozji personalnych poza Obozem Zjednoczenia Narodowego znaleźli się tak znani i zasłużeni działacze sanacyjni, jak Walery Sławek, Kazimierz Bartel, Aleksander Prystor czy Lucjan Żeligowski. Wydaje się zresztą, że sam Goetel także dość szybko rozczarował się do działań organizacji. Jego przygoda z redagowaniem „Kuriera Porannego” zakończyła się po dwóch miesiącach (Antoni Słonimski złośliwie skomentował, że „Goetel jako redaktor wykończył się «z dnia na dzień»”170), a pisarz zrozumiał, że Obóz nie spełni pokładanych w nim nadziei – nie skonsoliduje rozbitego narodu, nie zapewni bezpieczeństwa i nienaruszalności państwa171. Sądzę, że wtedy właśnie postanowił poszukać nowej idei, która zapewni realizację tych pragnień, nowego mitu, który pozwoli na stworzenie „mocnego, jednolitego, świadomego swych celów i dążeń społeczeństwa polskiego” [Pzf, s. 137]. I tak oto Ferdynand Goetel znalazł się „pod znakiem faszyzmu”172.

      Wiemy zatem, czego ceniony pisarz spodziewał się po zaszczepieniu tej idei na gruncie polskim. Interesujące wydaje się postawienie innego pytania: co Goetel wiedział o faszyzmie, jak go rozumiał? Odpowiedź nastręcza niemałe trudności, okazuje się bowiem, że dla autora Samuela Zborowskiego faszyzm nie jest ani systemem, ani ideologią, lecz przede wszystkim „postawą psychiczną, napięciem woli, wzmożeniem aktywności, uzdolnieniem wewnętrznym do ofiar i wysiłków” [Pzf, s. 139]. Jako zasada tego prądu (terminu „prąd myślowy” Goetel używa najchętniej) jawi się „heroiczny stosunek do życia”, zaś problemy związane z totalitaryzmem bądź rasizmem okazują