który wyraźnie zaświadcza początek ideowej reorientacji pisarza, są Szklane domy w gruzach, czyli artykuł opublikowany po zamieszkach, które w lutym 1934 roku dotknęły Wiedeń. Antyrządowe wystąpienia robotnicze zostały wówczas ostro stłumione przez rząd kanclerza Engelberta Dolfussa (który notabene sam kilka miesięcy później zostanie zamordowany w wyniku puczu austriackich nazistów przez Ottona Planettę). Symptomatyczny jawi się Goetlowi fakt, że areną tych krwawych wydarzeń była właśnie stolica Austrii, miejsce zdawałoby się najmniej podatne na społeczne niepokoje.
Czas był łaskawy dla Austrii. Cóż z tego, że z racji politycznych i gospodarczych samo istnienie małego państewka z olbrzymią stolicą było absurdem? […] [Austria] żyła jednak, a stolica jej zadziwiała świetnością, nie mniejszą niż za dawnych czasów. Miała znakomitą operę, najwspanialsze koncerty, ekstraklasę futbolistów, szumne kawiarnie i liczne teatry, widowiska, festiwale – słynne lecznice i ciągle żywą tradycję Straussa, ciągle dobrą kuchnię, pyszne pieczywo, niezawodny humor i nawet lepsze niż dawniej wino205.
Co jednak ważniejsze, Wiedeń lat dwudziestych to miasto ziszczonego snu o godnych warunkach życia proletariatu206 oraz pokojowego współistnienia najróżniejszych grup społecznych.
W dziwnym tym mieście, zagrożonym pono stałym kryzysem i widmem bankructwa, wszyscy mieli pracę, pieniądze i czas na rozrywki – wszyscy też musieli jakoś żyć obok siebie. Rządy socjalistów nie przeszkadzały dożywać w spokoju resztek swych dni zwolennikom monarchii, pałace arystokratyczne nie kłuły w oczy proletariatu, przy antysemickim drobnomieszczaństwie rozkwitał żywioł żydowski nie ustępujący mu w sentymentalnej miłości do Wiednia207.
Wraz z ostrzelanymi przez wojsko murami robotniczych osiedli runęła – zdaniem Goetla – utopijna nadzieja na rozwiązanie społecznych problemów, któremu dotychczas patronowała myśl socjalistyczna.
Nie odżyją już szklane domy naszej wyobraźni, które runęły całkowicie w wojnie domowej Wiednia. Wraz z nimi złamana została wiara i nadzieja nasza, że sprawy społecznego ładu mogą być rozstrzygnięte w sposób podyktowany nam przez idealistyczną myśl pokolenia przedwojennego, myśl, którą, jeśli już nazwać rzeczy po imieniu, wcieliła najrealniej w życie i działalność swoją partia socjalistyczna208.
Konstatacja taka musiała być bolesna dla człowieka, którego młodość upłynęła pod znakiem wiary w ideały socjalistyczne i niepodległościowe209. Młody Goetel obracał się w kręgu politycznym PPS, podziwiał Daszyńskiego i Piłsudskiego210, czytał Żeromskiego i Feldmana, należał do Związku Socjalistycznej Młodzieży Szkół Średnich Galicji Wschodniej, zakładał wreszcie w roku 1917 lokalną komórkę PPS w Taszkiencie. Dwadzieścia lat później zauważył, że część idei socjalistycznych wprowadzają w życie faszyści, w dodatku czynią to lepiej i skuteczniej niż socjaldemokracja (przykładem praktyka polityczna Trzeciej Rzeszy pozwalająca skutecznie łagodzić sprzeczności interesów poszczególnych warstw społecznych i niwelować różnice klasowe). Józef Łobodowski w następujący sposób komentował przeformułowanie poglądów autora Z dnia na dzień, podkreślając dodatkowo wpływ, jaki wywarł na Goetla pobyt w Uzbekistanie.
Autor książek tak bardzo humanistycznych, jak Kar-Chat, czy Z dnia na dzień, w młodości świadek naoczny okropności rewolucji bolszewickiej i wojny domowej, rozczarował się do wszystkich koncepcji lewicowych i uwierzył, że naprawę mogą przynieść tylko rządy autorytatywne. Stąd jego apoteoza silnej władzy w dramacie Samuel Zborowski i przelotna fascynacja faszyzmem211.
Autor Pod znakiem faszyzmu stał się zatem rozczarowanym socjalistą. Podobnie jak innych dawnych lewicowców, którzy odczuli nieskuteczność i niewystarczalność propozycji europejskiej socjaldemokracji lat dwudziestych i trzydziestych, pociągać mógł pisarza rewolucyjny potencjał ideologii faszystowskiej. Tkwiące w niej możliwości nakierowane były jednak nie na zmiany ekonomiczne (wszak wielki kapitał niemiecki popierał i finansował Hitlera), lecz przeobrażenia świadomości społecznej. Jak przekonuje izraelski historyk Zeev Sternhell,
Mussolini jako pierwszy, a po nim Hitler sądzili, że można dokonać prawdziwej rewolucji, nie zmieniając struktur gospodarczych i społecznych. Wierzyli, że wystarczy zająć się sferą polityki – stwarzając równość wszystkich wobec wodza, i sferą kultury – budząc w ludziach poczucie wspólnej pracy na rzecz narodu, żeby stworzyć wrażenie równości. Tę ideę Mussolini i Hitler zapożyczyli od Henriego de Mana, który przez pewien czas był przewodniczącym belgijskiej partii socjalistycznej i w latach 20. napisał słynną książkę Au-delà du marxisme. De Man twierdził, że wbrew temu, co głoszą marksiści, wyzysk nie jest zjawiskiem ekonomicznym, lecz psychologicznym: jest się wyzyskiwanym wówczas, gdy ma się poczucie bycia wyzyskiwanym212.
Wydaje się, że w miejsce socjalistycznej utopii podstawił Goetel inną utopię modernistyczną, tę spod znaku swastyki. Realizowała ona część postulatów doktryny socjalistycznej, takich jak zniesienie różnic społecznych, egalitaryzm, równouprawnienie polityczne mas, zastąpienie konkurencji kooperacją213. W ten sposób mógł być przekonany o częściowej kontynuacji własnej drogi ideowej (choć w Słowie wstępnym do swego opus magnum nie ukrywał, że dopuszcza się swoistej „zdrady” własnej „przeszłości demokratyczno-humanitarnej” [Pzf, s. 47]), tym bardziej że także postawę nacjonalistyczną definiował Goetel w sposób swoisty. Nie tylko krytykował ponadto postawę polityczną endeków, którzy zepchnięci na margines życia politycznego nie wyciągnęli żadnych wniosków z własnych błędów (antyendeckość jawi się jako trwały element zapatrywań Goetla, zachowawczość Narodowej Demokracji drażniła młodego pepeesowca jeszcze przed wojną). Najciekawsze wydaje się, iż pisarz określający siebie mianem nacjonalisty podkreślał niezwykle pozytywną wagę wpływów obcych w polskiej historii i kulturze (Renesans, epoka jagiellońska, niemiecki rodowód romantyzmu itp.). Według Goetla umiejętne przyswajanie i reinterpretowanie idei zachodnich przynosi kulturze polskiej największe korzyści, odgradzanie się od Zachodu skutkuje jedynie „ciemnością i upadkiem ducha”. Można zaryzykować stwierdzenie, że autor Samuela Zborowskiego polemizuje w ten sposób z wąską definicją nacjonalizmu utrwaloną w polskim modelu myślenia. Taki sposób użycia analizowanego terminu charakteryzował w jednej ze swych anglojęzycznych prac Andrzej Walicki.
Zachodnioeuropejski, szczególnie zaś anglosaski, sposób posługiwania się terminem „nacjonalizm” obejmuje z reguły wszelkie przejawy zainteresowania zdobyciem narodowej niepodległości, przebudzenia świadomości narodowej lub zachowania narodowej tożsamości […]. Jednakże w Polsce […] termin „nacjonalizm” używany jest w innym, znacznie węższym znaczeniu: to termin pejoratywny, oznaczający w przybliżeniu to samo, co szowinizm, ciasny egoizm narodowy, ekspansjonizm państwowy, nietolerancyjne nastawienie w stosunku do mniejszości narodowych i tak dalej. Już w XIX wieku słowo „nacjonalizm” używane było w Polsce jako synonim narodowego egoizmu i zdecydowanie odróżniane od „patriotyzmu” rozumianego jako słuszne i humanitarne przejawy miłości do własnego narodu214.
Być może Goetel, wykładając czytelnikom własną interpretację postawy nacjonalistycznej i określając swoje miejsce pośród intelektualistów inspirujących się myślą