Tatiana Freidensson

Mój ojciec był nazistą. Rozmowy z potomkami czołowych przywódców Trzeciej Rzeszy


Скачать книгу

się. – Niklas przeszedł przez salę i zamarł na kilka sekund, w końcu podszedł do ławy oskarżonych. Nie usiadł na miejscu ojca, lecz obok.

      – Nie za gorąco? – pytam. – Mogę potrzymać panu płaszcz.

      – Zimno mi. Tu jest zimno jak w trupiarni, czyżbyś nie czuła? – odpowiada Niklas. – Aż bije we mnie od mojego sąsiada z lewa…

      Ja nie czuję żadnego zimna.

      I poza Niklasem na ławie nikogo nie ma.

      – Zatem siedzi pan teraz na tej samej ławie oskarżonych, na której siedział pana ojciec – mówię. – Jak pan myśli, co on czuł, znajdując się tutaj, w tej sali?

      – Wtedy często chodziliśmy do kina, przed filmem zwykle pokazywano kronikę Wochenschau – przegląd tygodnia, w którym między innymi była mowa o procesie norymberskim. Może się to wydać śmieszne, ale moja matka była bardzo dumna z tego, że ojciec siedzi w pierwszym, a nie drugim rzędzie. Wśród głównych zbrodniarzy wojennych. Była dumna, że i tutaj był jedną z najważniejszych postaci. W latach pięćdziesiątych (matka zmarła w 1959 roku) podarowaliśmy jej telewizor. Wtedy często pokazywano filmy dokumentalne o tym procesie. Zwykle, kiedy pokazywano ławę oskarżonych, był to pierwszy szereg – poczynając od Göringa i Ribbentropa, potem pojawiał się już nasz ojciec. I cała rodzina Franków była przed telewizorem, podążała dokładnie w ślad za kamerą. Wzdychaliśmy z rozczarowaniem, jeśli go przypadkiem nie pokazano.

      W trakcie postępowania matka pisała do niego listy. U mnie przechowały się ich setki. Pisała do ojca każdego dnia. Odpowiadał jej codziennie. Co prawda musiał pisać o wiele więcej – miał jeszcze kochankę, do której też codziennie wysyłał list. Matka pisała do niego: „Znakomicie wyglądałeś, schudłeś, bardzo ci z tym do twarzy”. Oto ona – groteska. Mąż walczy o życie, my ledwo wiążemy koniec z końcem, bo wszystko straciliśmy, matka nie ma żadnych dochodów. I cieszy się, że mąż dobrze wygląda. Podczas próby samobójstwa – usiłował podciąć sobie żyły – coś sobie uszkodził i dlatego jedną ręką przytrzymywał drugą. Czyli był wtedy uosobieniem nędzy pod każdym względem. A tu – dobrze wyglądasz! Groteska.

      – Wspomniał pan o jego próbach samobójczych. Były dwie – mówię, i sięgam po papiery do torby. – Zaraz coś przeczytam…

      Frank nerwowo pochrząkuje i próbuje po niemiecku poskarżyć się na mnie Eisensteinowi, czego tamten i tak przecież nie rozumie… – Ta panienka przeraża mnie swoim pedantycznym podejściem!

      – Pan mnie też straszy – mówię do Niklasa.

      – Tak? – Frank wydaje się rozbawiony. – Czym?

      – Sobą – odpowiadam i nie pozwalając mu na reakcję, zaczynam tłumaczyć fragment z Norymberskich wywiadów Leona Goldensona:

      „Miał dwie szramy na szyi z dwóch stron na poziomie chrząstki tarczowatej – powiedział, że usiłował skończyć z sobą w pierwszym dniu niewoli (3 maja 1945 roku) w Tegernsee. Powtórzył próbę samobójstwa 5 maja 1945 roku, rozrywając żyły na lewej ręce na zgięciu łokciowym i koło nadgarstka. Do dziś pozostało mu nieprzyjemne odczucie w pierwszych trzech palcach. «Próbowałem odebrać sobie życie, bo wszystko złożyłem w ofierze Hitlerowi. A człowiek, któremu ofiarowaliśmy wszystko, pozostawił nas samych. Gdyby skończył ze sobą cztery lata wcześniej, wszystko byłoby w porządku»”16.

      – Gdyby ojciec normalnie odebrał sobie życie, wszystko byłoby w porządku, tak uważam – powiedział Frank. – Ale z drugiej strony, nie byłby wtedy sądzony. I chociaż jestem przeciwnikiem kary śmierci, naprawdę uważam, że mój ojciec na nią zasłużył. Gdyby nie proces, sam oddałbym go pod sąd. Na pewno.

      Czyżby?

      Frank ciągnie dalej:

      – Od sekretarki ojca, która była jego ostatnią kochanką, dowiedziałem się, że w dniu aresztowania, w domu koło Schliersee, leżał na stole złoty albo pozłacany pistolet. Na pewno wykonany przez uwięzionych Żydów. Zapytałem pannę Krawtschik, tak się nazywała, dlaczego ojciec się nie zastrzelił. Ona uśmiechnęła się do mnie miło i powiedziała, że był na to zbyt wielkim tchórzem. I ja się cieszę, że był tchórzem, inaczej nie byłoby procesu. A w Tegernsee na początku maja został pobity przez amerykańskich żołnierzy. Właśnie wyzwolili obóz koncentracyjny Dachau, napatrzyli się tam na sterty trupów i wściekli urządzili „polskiemu rzeźnikowi” publiczne lanie. Wtedy podciął sobie żyły. Wrzucili go do ciężarówki i zawieźli do Berchtelsdorf, do amerykańskiego szpitala. Po drodze, w tej ciężarówce, usiłował gwoździem podciąć sobie gardło. Chwała Bogu obydwie próby były nieudane i mógł jednak stanąć przed sądem. Na początku mu się chyba wydawało, jestem tego pewien, że dla niego, męża stanu, najstraszliwszą karą może być zesłanie gdzieś do tartaku w Holandii, jak to było w przypadku cesarza Wilhelma. Ale stopniowo zaczynał rozumieć, że chodzi o jego życie. Jak każdy człowiek, bał się śmierci. I dlatego przyjął w więzieniu chrzest, został pobożnym katolikiem. Gdy siedzę na tym miejscu, ogarnia mnie złość. Złoszczę się, kiedy myślę o jego zachowaniu. To częściowe przyznanie się do winy tak czy inaczej pozostało tylko żałosną próbą. Potem zaczął oskarżać o wszystko swojego byłego wroga Himmlera. Zresztą mojego ojca mocno nienawidził także Göbbels. Jak szeptano w Berlinie, Göbbels zapisał w swoim dzienniku: „Frank ubzdurał sobie, że jest królem Polski”. Nawet kursowało takie powiedzenie, że na zachodzie żyją Frankowie, czyli Francuzi, a Frank żywi się na wschodzie – to aluzja do korupcji. Ale Hitler nie lubił pogrążać swoich starych współtowarzyszy i trzymał go w Polsce, chociaż Speer, Himmler, Lammers i przede wszystkim Borman chcieli pozbyć się mojego ojca. Zresztą w Berlinie słusznie nazywano go straszydłem. Robił wszystko, czego żądała stolica. Swoją setkę markowych garniturów kochał bardziej, niż ludzi. Już po jednej trzeciej procesu, w każdym razie po tym, jak pokazano film o Oświęcimiu, oskarżeni zrozumieli, że nie mają żadnych szans – i że wyrok będzie sprawiedliwy. Siedzieli w tej sali, na tej ławie. I patrzyli, patrzyli, patrzyli na te wszystkie straszliwe zdjęcia, zrobione przez Rosjan i Amerykanów…

      „I raptem odechciało im się śmiać, wtedy, gdy dowódca Donovan oznajmił, że zostanie pokazany dokumentalny film, znaleziony przez wojska amerykańskie… Frank podczas pierwszych kadrów kiwa zgodnie… Keitel zdejmuje słuchawki i zerka z ukosa na ekran… Ribbentrop przymyka oczy, patrzy w bok… Sauckel gorączkowo ociera z czoła pot… Frank, konwulsyjnie łykając ślinę, usiłuje wstrzymać napływające łzy… Göring oparł się o ogrodzenie ławy oskarżonych, jest jakby senny i tylko z rzadka spogląda na ekran… Frank mamrocze: «To straszne!…» Rosenberg niespokojnie kręci się na miejscu, czasem rzuca spode łba szybkie spojrzenie na ekran, spuszcza głowę, znowu podnosi oczy, aby sprawdzić reakcje pozostałych… Göring jest mroczny, siedzi, oparty na łokciu… Streicher mówi: «Nie wierzę w to!» Göring pokasłuje… Adwokaci wydają jęki… Teraz Dachau… Frank boleściwie kiwa głową: «To straszne!…» Dönitz siedzi, łapiąc się za głowę rękoma… Spuścił głowę także Keitel… Frank gryzie paznokcie… Funk gorzko szlocha na widok obnażonych kobiecych trupów, zrzucanych do dołu, odruchowo zaciska ręką usta…

      Frank był w stanie skrajnego przygnębienia, ale kiedy wspomnieliśmy o filmie, z duszącego go wstydu i gniewu od razu zalał się łzami… Spytaliśmy go, czy nie potrzebuje środka nasennego. W odpowiedzi tylko rzekł:

      – Nie, dziękuję! Jeżeli nie zasnę, będę mógł się modlić (w to, że Frank był szczery, nie można było wątpić)”