wąsy: „…bo w mojej rodzinie, proszę księcia, działy się zawsze dziwne rzeczy” – pomyślałem sobie, że świece się palą na niebiesko, bo duch Sienkiewicza musi tu być gdzieś blisko.
Teraz stosunek otoczenia Piłsudskiego, całego tego środowiska, z którego wyszedł Związek Strzelecki i Legiony, wytłumaczę za pomocą… historii sztuki. Oto Sienkiewicz jako język to najczystszy renesans, Sienkiewicz jako fabuła, koloryt, konstrukcja to barok. Sienkiewiczowska proza to podniesienie polszczyzny do godności i majestatu łaciny. Tylko rzymskie kolumny, tylko rzymskie atrium z jego kamienną posadzką, ciepłymi kwiatami i chłodzącą fontanną ma tyle godności i prostoty jednocześnie, co Sienkiewiczowskie zdanie: owo proste, zwykłe, dostojne, piękne kładzenie orzeczenia po podmiocie. W konstrukcji swego zdania Sienkiewicz jest renesansem, miłym, pięknym, świeżym renesansem, o znakomitej czystości i prostocie linii. Natomiast Sienkiewiczowska fabuła, mieszanina patosu z rubasznością, sentymentalizmu i tęsknoty za majestatem, Skrzetuskiego z Zagłobą, Wołodyjowskiego z Bohunem, jest barokowa. Odpowiada to zresztą duchowi czasu. Lata twórczości Sienkiewicza, 1875–1900, to w architekturze naśladowanie różnych wzorów, po których pełza cień baroku.
Kocham gotyk, nienawidzę secesji, ale widzę wielkie pokrewieństwo secesji z gotykiem. Zresztą potwierdza to prawda historyczna. Ludzie w epoce koło roku 1900 chcieli być gotykiem, byli tylko secesją. Przynajmniej taki był los Przybyszewskiego – odgadywał tajemnice gotyckich sklepień, był czołowym reprezentantem secesji.
Neogotyk – secesja; te rzeczy stoją blisko koło siebie. Wyspiański był najgorętszym przedstawicielem neogotyku, był także secesją – najpiękniejszą, najszlachetniejszą secesją, może usprawiedliwieniem istnienia secesji, ale secesją.
Środowisko, które urządzało wieczorki tańcujące i odczyty połączone z kwestą na karabiny dla strzelców Piłsudskiego, to środowisko było głęboko secesyjne, było to środowisko krakowskie, z cukierni Michalika. „Dziś się nie grywa Przybyszewskiego, natomiast Bałucki robi kasę, to jego pośmiertny triumf” – pisał dwa lata temu Boy w recenzji teatralnej. Bałucki pod koniec życia był we wzgardzie powszechnej jako autor płytki, trywialny, przyziemny, żądano „jaźni” i „białych pawi”; Sienkiewicz był także we wzgardzie jako pisarz płytki – nie rozumiano wtedy, co to znaczy umieć tak dobrze pisać po polsku.
Otoczenie Piłsudskiego miało dwóch proroków: Wyspiańskiego i Żeromskiego. Wyspiański to pisarz par excellence polityczny, „wzywał na bój”, wzywał do przekształcenia potencjalnej siły polskiego sentymentu na kinetyczną siłę walki i wojny. Wesele to program polityczny I Brygady. Żeromski był pisarzem załamania i sceptycyzmu.
Piłsudski kochał Wyspiańskiego, odrzucał Żeromskiego. Tym się różnił Piłsudski od swego środowiska.
Czy Brzozowski był prowokatorem, agentem Ochrany2? Ja wierzę oskarżeniom Bakaja, byłego pracownika Ochrany, który ujawnił, że wielki pisarz i filozof polski – Brzozowski – był agentem policji rosyjskiej w Warszawie. Nie tylko wierzę, ale w skomplikowanych pismach Brzozowskiego znajduję wiele ustępów, które są jakby lustrem odbijającym rzeczy niewidzialne, koszmar tego dualizmu: proroka wzywającego swój naród do wolności i zdrajcy sprzedającego się policji. Na tle sprawy Brzozowskiego powstała Róża Żeromskiego. Żeromski nie tylko należał do tych, którzy bronili Brzozowskiego, ale szukał dlań usprawiedliwienia, szukał zamiany koszmaru oskarżenia na koszmar męczeństwa. Piłsudski potępiał Brzozowskiego twardo, surowo, bezwzględnie. „Winien czy nie winien, ja bym mu w łeb strzelił” – wołał Sławek w namiętnej dyskusji z Żeromskim.
I potem drogi Piłsudskiego i Żeromskiego się rozeszły. Piłsudski dowodził generałami w wojnie z bolszewikami, Żeromski pisał Przedwiośnie. Rozejście się Piłsudskiego z jego dawnym środowiskiem za czasów pomajowych posiada swoją genezę w różnicach między Wyspiańskim a Żeromskim, którzy inteligencji polskiej lat 1900–1914 wydawali się tak sobie bliscy duchowo.
Jeszcze jedna dygresja.
Powieść obyczajowo-kryminalna Żeromskiego Dzieje grzechu, napisana w roku 1907, jest powieścią obyczajowo-historyczną. Widziałem w Polsce film pt. Dzieje grzechu, przenoszący akcję tej powieści do czasów Polski niepodległej. Ten anachronizm wynikał z niezrozumienia, że Dzieje grzechu stanowiły zwierciadło bardzo specjalnej epoki.
Generał Zawarzin, szef rosyjskiej policji politycznej, Ochrany, w Warszawie, wydał po wojnie pamiętniki, w których opowiada o pewnych skutkach działalności rewolucyjnej w Królestwie. Zamachy na kasy skarbowe, na pociągi wiozące pieniądze itd. robiono przy pomocy robotników, tak zwanych bojowców. Niektórzy z tych robotników poszli po rozum do głowy i zaczęli tworzyć swoje partie – „Anarchistów”, „Czarnego sztandaru” – które na własną rękę zaczęły rozbijać kasy państwowe i obracać pieniądze na cele partyjne; polegało to na tym, że członkowie nowo założonych „partii” dzielili się pieniędzmi między sobą. W ten sposób rozwielmożnił się w Królestwie bandytyzm, pochodny od działalności rewolucyjnej. Wczorajszy „bojowiec”, dziś bandyta, mógł się nieraz spotkać z inteligentem–socjalistą i rozmawiać przy jednym stoliku kawiarnianym. Te właśnie stosunki, owo makabryczne sczepienie się wielkiej idei i posępnego bandytyzmu, o które nie sposób nikogo winić, lecz które mimo to było faktem, relacjonuje nam powieść Dzieje grzechu w romansie Ewy i Pochronia, i dlatego Dzieje grzechu są poniekąd dokumentem historycznym i nie można ich odrywać od epoki, którą ilustrują.
Przypisy
1 Słynna wizyta Piłsudskiego w Nieświeżu miała miejsce 25 października 1926.
2 Ochrana (ros. Ochrannoje otdielenije) – pot. nazwa tajnej policji politycznej w Rosji, powołanej w 1881 do walki z ruchem rewolucyjnym, rozwiązanej w czasie rewolucji lutowej (1917).
Władysław Studnicki
Historia jest dlatego zajęciem tak przyjemnym, że pozwala na oddzielenie stworzeń boskich od stworzeń nieboskich. Pan minister, pan dyrektor departamentu, pan naczelnik wydziału, pan prezes, pan sekretarz, pani nadkonduktorowa kolei wąskotorowej, oto są stworzenia ludzkie, kreacje hierarchii ludzkiej. Uśmiechamy się, gdy widzimy w kopenhaskim muzeum bilet wizytowy: „Thorvaldsen, radca dworu”. A przecież dla iluż ludzi ten „radca dworu” znaczyło więcej niż to, że Thorvaldsen przeistacza granity.
Studnickiego przed wojną wyniośle traktowali politycy krakowscy i redaktorzy „Czasu”; pamiętam, jak wyniośle rozmawiał z nim jakiś docencik uniwersytetu, bo przecież on, Studnicki, nie ma żadnego dyplomu; po wojnie wyniośle traktował go byle starosta, bo Studnicki był w opozycji, nie zdając sobie sprawy, ile ze Studnickiego jest w tym, że on, starosta polski, tu urzęduje.
Człowiek, prócz woli, inteligencji, charakteru, ma jeszcze, albo jej nie ma, „duszę dowódcy”, to znaczy autorytet, który narzuca ludziom. Studnicki miał inteligencję, charakter, wolę, nie miał ani krzty z duszy dowódcy, z bezprzyczynowego oddziaływania dźwiękiem głosu, gestem, wyglądem. Byle dureń, słuchając świetnej argumentacji Studnickiego, natychmiast był innego zdania i wypowiadał je zaraz za pomocą najbardziej banalnych i wyświechtanych frazesów.
Na przestrzeni kilkunastu lat przed wojną Studnicki oddziałuje nie na swoich zwolenników, bo ich prawie nie ma, nie na członków swej partii, bo takiej nigdy nie posiadał, lecz na swoich wrogów politycznych, którzy nie zdając sobie z tego sprawy, zaczynają powtarzać to, co od Studnickiego słyszeli lub u Studnickiego czytali.
Studnickiego zwalczano, wyśmiewano – i powtarzano jego argumenty jako swoje.
Studnicki mówił o sobie, że jest „rycerzem jednej wielkiej myśli” – „w tym moja